Samanta Louis - Breaking Rules - Wydawnictwo WasPos - Zapowiedź Patronacka
sierpnia 18, 2019
0
Breaking Rules
,
Patronat
,
Samanta Louis
,
wrzesień 2019
,
Wydawnictwo WasPos
,
Zapowiedź

Z wielką przyjemnością przedstawiam wam książkę, którą wzięłam pod swoje skrzydła. W tym roku, jest to mój kolejny już patronat z którego bardzo się cieszę. Breaking Rules to pierwsza książka autorki, która zostanie wydana przez Wydawnictwo WasPos. Jednak na swoim koncie autorka ma takie powieści jak Chłopak, który pokazał mi, jak żyć i Zła Miłość.
Samanta Louis jest pisarką z zamiłowania, partnerką, córką i matka dwójki dzieci. Autorka bloga z recenzjami Lawendowa czytelnia. Fryzjerka z zawodu, choć początkowo miała być księgową. Marzycielka i niepoprawna romantyczka z duszą nastolatki w dorosłym ciele. Inspirację do pisania czerpie z codzienności, stawia sobie coraz wyżej poprzeczkę, bo wierzy, że może dać z siebie jeszcze więcej. Uważa, że tylko ciężką pracą jest w stanie coś osiągnąć, bo przecież z nieba nic samo nie spada. Wierzy, że marzenia się spełniają, ale trzeba uważać, czego się pragnie, bo marzenia także mają swoją cenę. Uwielbia czerwone wino, litrami pije kawę i nałogowo czyta książki, nie tylko te o miłości. Lubi czuć dreszczyk grozy i szybsze bicie serca, więc sięga po thrillery.
Już tego lata Samanta Louis powraca z nową gorącą powieścią. Łamiąc zasady to nie tylko romans, który przyspieszy bicie serca, to historia dwojga ludzi z niełatwą przeszłością. Powieść o przyjaźni, miłości, więzach rodzinnych, przekraczaniu własnych granic i pokonywaniu lęku. Wyrusz w niezwykłą podróż z Aaronem i Andreą. Jak potoczą się ich losy, gdy zasady zostaną złamane? Gorąco polecam.
Marta Bobola-Zagożdżon - Marta_książkowa_kraina
Opis;

Aaron przystojniak z włoskimi korzeniami i szanowany deweloper, po powrocie do Chicago zamierzał skupić się na przejęciu firmy i nie wchodzić w żadne dłuższe relacje z kobietami. Jednakże życie bywa nieprzewidywalne. Wystarczy jedno spojrzenie w piwne oczy atrakcyjnej brunetki, by priorytety i pragnienia Aarona zamieniły się miejscami.
Kiedy się spotykają, oboje czują seksualne napięcie, którego nie da się zignorować. Atmosfera gęstnieje, pragnienie się zaostrza i bum! Lądują w łóżku, stosując zasadę: nie proś o więcej i nie oczekuj przyszłość. Andrea zgadza się na warunki, jakie stawia jej Aaron. Lecz szybko zdaje sobie sprawę, że wbrew przyjętym zasadom, chce go więcej.
Zasady zostają złamane, napięcie rośnie, niepewność wypełnia każdą myśl. Demony przeszłości zostają uwolnione i pragną jednego: Aarona.
Na zachętę mam dla was dwa rozdziały;
Rozdział 1
(...) talent nie znaczy to samo co geniusz i
(...) nawet jeśli szczęśliwy los się od ciebie odwróci i wszystko runie, talent
nie straci swej szlachetniejszej, lepszej natury.
Hans
Christian Andersen, Baśń mojego życia
Andrea
Od dobrych kilkunastu minut siedzę i wpatruję
się w monitor laptopa z cholerną pustką w głowie. Dwie godziny spędziłam na
pisaniu nowej książki, a po tym czasie niezawodna wena wyparowała. Napisałam
to, co zaprzątało mój umysł, i utknęłam w martwym punkcie. Czuję presję,
ponieważ wydawnictwo ponagla mnie, żebym oddała tekst za dwa miesiące, a ja
nawet nie mam napisanej połowy.
Odkąd mój związek z Lucasem rozsypał się na
drobne kawałeczki i nie ma już po nim co zbierać, straciłam zapał i niebanalne
pomysły na romans wszech-czasów. Nie umiem pisać pięknie o miłości, mając
złamane serce. Co gorsza, zwątpiłam w uczucie, jakie opisuję w książkach. Boję
się, że tym razem zawiodę swoje czytelniczki i wydawnictwo, które liczy na
kolejny bestseller. W moim odczuciu osiągam marne efekty – piszę, bo muszę.
Otaczająca mnie presja i ból w sercu wykańczają mój umysł. Pierwszy raz w życiu
jestem przekonana, że nie dam rady. W dodatku czuję się winna zdrady Lucasa.
Poniekąd przyznaję mu rację. Każdego dnia coraz bardziej zatracałam się w
kreowanej przez siebie egzystencji bohaterów, zapominając o własnej.
Widok mężczyzny – który miał być tym jedynym
na całe życie – całującego się z inną kobietą pod budynkiem firmy, w której
pracował, roztrzaskał mnie na milion kawałeczków. Czułam się jak zdeptany karaluch.
Cóż, nadal się tak czuję. Moje z pozoru szczęśliwe życie prysło jak bańka
mydlana.
Och, życie, coś ty mi zrobiło?
Próbowałam rozmawiać z Lucasem, dowiedzieć
się, dlaczego to zrobił, przecież było nam razem dobrze. Wywiązywałam się z
roli partnerki i matki, więc kiedy usłyszałam, że jestem nic niewarta, bo nie
potrafię żyć tu i teraz, poczułam się jak… zużyta zabawka, stara i działająca
nie tak, jak od niej oczekiwano. To był cios poniżej pasa. Owszem, często byłam
nieobecna, pogrążona w tworzeniu nowych historii, ponieważ kocham pisać,
sprawiać, że bohaterzy żyją, czują, miewają problemy, a mimo to nie uciekają,
nie poddają się, walczą do końca. Lucas nie chce walczyć, a ja nie potrafię
zrezygnować z pisania. To jest część mojego życia, coś, co daje mi
niewyobrażalną radość i szczęście. Jak tlen, bez którego nie da się oddychać.
Po jego odejściu napisałam powieść na podstawie własnych doświadczeń. Tworzenie
tej książki okazało się dla mnie niezłą terapią. Uświadomiłam sobie, że Lucas
nigdy nie kochał mnie szczerze i prawdziwe.
Siedząc przed komputerem, dochodzę do wniosku,
że potrzebuję bodźca, inspiracji, aby wrócić do formy i znowu pisać jak
oszalała.
Spoglądam w prawy dolny róg ekranu na godzinę
i klnę w myślach. Powinnam była już wyjść z domu, aby odebrać Emmę z
przedszkola. Wyłączam sprzęt, zakładam półbuty i zarzucam na siebie kurtkę.
Wkładam telefon do torebki i wychodzę z domu.
Droga do przedszkola na piechotę zajmuje mi
dziesięć minut. Po drodze obserwuję ludzi oraz ruch na ulicy, bo tak mam w
zwyczaju. Błądzę myślami, zastanawiając się, co zrobić z własnym życiem.
Zaczynam dostrzegać, każdego dnia coraz wyraźniej, że jest ono zbyt
przewidywalne i schematyczne. Ubarwione o spotkania autorskie lub wywiady w
radiu. Mam ochotę przeżyć coś innego, spontanicznego. Zapewne gdyby obecna pora
roku nie była jesienią, a wiosną lub latem, wyjechałabym z córką i rodzicami na
Karaiby. Być może tam odnalazłabym swoje natchnienie i naładowała akumulatory.
Wzdycham i odganiam marzenia, gdyż znalazłam
się pod budynkiem, w którym przebywa moja córka. Wypatruję jej biegającą
sylwetkę między innymi dziećmi i podchodzę do ogrodzenia. Zatrzymuję się obok
mężczyzny, lustrując przelotnie jego twarz, i stwierdzam, że nigdy wcześniej
nie wiedziałam go w placówce przedszkola. Gdyby było inaczej, z pewnością
zapamiętałabym tak przystojne oblicze. Rzucam głośne „dzień dobry” w kierunku
wychowawczyni Emmy. Kobieta uśmiecha się i podchodzi do furtki, uprzednio
wołając moją pociechę. Córka wybiega z placu zabaw wraz z Alison, swoją
najlepszą koleżanką. Marszczę brwi, ponieważ dziewczynka staje obok
tajemniczego mężczyzny, łapie jego dłoń i rusza w kierunku budynku. Sądzę, że
facet musi być znany Alison, w przeciwnym razie nie mógłby odebrać jej z
przedszkola, powinien mieć też upoważnienie. Jednak pewna myśl nie daje mi
spokoju: kim jest nieznajomy dla Alison, a tym bardziej dla Kate, jej matki?
Wiem, że nie jest ojcem dziewczynki, ponieważ jej mama mówiła mi co nieco o
tym, że jej były partner ją zdradził i rozeszła się z nim jakiś czas temu. Co
więcej, zarzekała się, iż do frajera już nie wróci.
Nie powinno mnie w ogóle obchodzić, kim jest
ten mężczyzna dla Kate i Alison, a jednak stoję w miejscu, patrząc na drzwi, za
którymi zniknął. Dopiero gdy Emma zaczyna opowiadać, co robiła dzisiaj w
przedszkolu, wracam na ziemię i skupiam na niej swoją uwagę.
Zanim opuszczamy teren placówki, wchodzimy do
budynku. Emma musi się przebrać, ponieważ jej przedszkolny strój – brudny od
piachu – nie nadaje się do wyjścia na ulicę. W dodatku na kolanie ma dziurę, na
co wzdycham ciężko, wiedząc, że musimy zrobić zakupy i zaopatrzyć jej garderobę
w nowe ubrania.
W pomieszczeniu natykamy się na Alison i jej
tymczasowego opiekuna. Mężczyzna wpatruje się w ekran swojego telefonu, podczas
gdy przyjaciółka mojej córki kończy się ubierać i do założenia zostały jej
tylko buty. Dziewczynki żywo o czymś dyskutują, niestety nie mam pojęcia, o
czym. Próbuję rozgryźć, kim dla Kate jest mężczyzna siedzący nieopodal mnie.
Z mamą Alison poznałam się bliżej na przedszkolnej
imprezie, w której rodzice również brali udział. Dowiedziałam się wtedy, że
Kate samotnie wychowuje swoją córkę. Uśmiechnęłam się na tę informację, bowiem
czułam, że znajdziemy wspólny język. Nie myliłam się. Kate zaproponowała
wyjście na kawę pewnego słonecznego dnia i od tej pory lubimy przebywać w swoim
towarzystwie. Jednakże podczas naszych pogawędek nie wspominała o nikim, więc
biorę pod uwagę, że tajemniczy, nieznajomy facet może spotykać się aktualnie z
mamą dziewczynki.
Moja wspaniała córka kończy konwersację i
również z zaciekawianiem przygląda się panu nieznajomemu. Spogląda na mnie
wymownie i mówi:
– Mamo, prawda, że ten pan jest ładny?
Mimowolnie zakrywam jej usta dłonią, mając
ochotę zapaść się pod ziemię. Wybałuszam oczy, nie dowierzając, że Emma to
powiedziała, po czym posyłam jej pełne dezaprobaty spojrzenie. Zawsze ma
idealne wyczucie czasu, żeby palnąć coś głupiego i nieadekwatnego do sytuacji.
Pocieszam się stwierdzeniem, że dzieci tak mają i nie tylko buzia mojej córki
jest tak niewyparzona.
Spoglądam przez ramię na Pana Ładnego. Nadal
wpatruje się w ekran telefonu, zawzięcie w niego stukając. Sprawia wrażenie,
jakby słowa padające z ust Emmy nie dotarły do jego uszu. Wzdycham z ulgą.
Gotowa do wyjścia Alison rzuca w naszym kierunku
„cześć” i opuszcza szatnię z panem nieznajomym. Emma nagle dostaje powera i
pospiesznie zakłada na siebie jesienną kurtkę oraz buty. Chwilę później ciągnie
mnie już do wyjścia. Nieznajomy i Alison stoją przy drzwiach. Pan Ładny – jak
to określiła Emma – wciska przycisk znajdujący się po prawej stronie obok
drzwi, obdarza przelotnym spojrzeniem hol i wychodzi na zewnątrz. Emma syczy co
chwilę, że mam iść szybciej i byłabym głupia, gdybym nie rozumiała, o co jej
chodzi. Przyspieszam kroku, nie pytajcie, co mną kieruje, bo nie mam pojęcia.
Emma z impetem otwiera drzwi, biegnąc za koleżanką. Nie mając innego wyjścia,
idę sprężystym krokiem, by zrównać się z córką. Nie powiem, widok zgrabnego
tyłka z bliskiej odległości robi na mnie niemałe wrażenie. Zapragnęłam ścisnąć
pośladki towarzysza Alison i sprawdzić, czy są one tak twarde, na jakie
wyglądają. Muszę przyznać, że w dresowych, grafitowych spodniach prezentuje się
zwyczajnie, a zarazem seksownie. Ma na sobie granatową, pikowaną kurtkę, w
dodatku rozpiętą, lecz niestety nie jest mi dane zawiesić oka na jego
torsie. Skanuję przenikliwym wzrokiem
jego sylwetkę, nie czując się winna tego, że oceniam go w myślach.
Mężczyzna podchodzi do czarnego BMW,
zaparkowanego kilka kroków od frontowej furtki. Otwiera tylne drzwi, przez
które Alison wskakuje do środka. Gdy mała siedzi już na swoim miejscu, facet
zamyka drzwi i odwraca się w moją stronę. Nie wiem dlaczego, ale przestaję
oddychać.
Stoję na krawężniku, trzymając Emmę za rękę, i
czekam, aż jezdnia będzie pusta. Ukradkiem obserwuję każdy ruch nieznajomego,
aczkolwiek przystojnego faceta. Pochwyci moje spojrzenie niczym bestia pragnąca
swojej ofiary. Przełykam ślinę, czując przechodzący po kręgosłupie dreszcz,
speszona odwracam wzrok i przechodzę na drugą stronę ulicy.
Nigdy wcześniej, w całym swoim życiu, nie
doświadczyłam czegoś tak gwałtownego, erotycznego, a zarazem intrygującego.
Czuję to, cholera, nawet między nogami. Spojrzenie tego mężczyzny, krótkie, acz
intensywne, budzi we mnie coś, co miało pozostać w ukryciu.
Rozdział 2
Mądrze jest zauroczyć się w wyglądzie, a
zakochać w charakterze.
Autor nieznany
Aaron
Siedzę w sali konferencyjnej i omawiam z
innymi dupkami z tej branży zakup nowego terenu, na którym w przyszłości mam
wybudować domy szeregowe. Inwestorzy upierają się, że wybrana przeze mnie
ziemia nie będzie spełniać oczekiwań przyszłych mieszkańców. Uważają, że
prezentowany teren znajduje się daleko od centrum miasta. Mimo sukcesów, jakie
osiągam, nie dociera do nich, że ja mam zawsze rację i to, co wybieram, jest
opatrzone z góry sukcesem.
– Panowie, nie muszę tłumaczyć swojego wyboru.
Powszechnie wiadomo, że to, czego się tykam, zamienia się w złoto lub kurę znoszącą
złote jajka. Macie prosty wybór: inwestujecie w plany i zgarniacie dużą kasę
albo żegnamy się i zwrócę się do kogoś innego, kto za rok, jak dobrze pójdzie,
będzie zacierał rączki i liczył zyski – stwierdzam fakt, który jest oczywisty.
Trzech łysiejących i siwiejących gości patrzy
po sobie, w międzyczasie obdarzając mnie krótkim spojrzeniem. Nie mogą się
zdecydować. Nie rozumiem ich wahania, gdyż jestem cenionym developerem w kraju
i nie rzucam słów na wiatr. Zawsze przedstawiam tereny i plany, które mają
pewne powodzenie. Tym razem też tak jest i czuję się zirytowany ich długim
namyślaniem się.
– Dobrze, widzę, że potrzebujecie więcej czasu
na zastanowienie. Dam wam go do jutra, do godziny czternastej. Spotykamy się w
tym samym miejscu. Do zobaczenia — mówię, a następnie podchodzę do każdego z
nich, podając rękę, po czym opuszczam pomieszczenie.
Nie lubię, gdy ktoś podważa moje wybory,
mógłbym to zrozumieć, gdybym nie był szanowanym człowiekiem biznesu, ale jestem
pewny swojego stanowiska, jak i tego, że trafiam w dziesiątkę.
Wracam do swojego biura i zabieram teczkę z
dokumentami odnośnie do odbytej narady, żeby w domu jeszcze raz na spokojnie
przejrzeć wizualizacje komputerowe zaplanowanych robót i nanieść na nie
ewentualne poprawki. W tym fachu wyróżnia mnie jedna cecha: nie liczy się dla
mnie tylko kasa osiągnięta ze sprzedaży wybudowanych domów czy mieszkań. Ważne
jest dla mnie, aby przyszłym lokatorom dobrze się mieszkało w tych miejscach, a
nasze budynki były solidnie zbudowane, niekoniecznie wielkimi kosztami. Nie
jestem chujem, który liczy wyłącznie na zysk. Dbam o ludzi i o ich życie. W
końcu dom to miejsce, gdzie tworzy się swoją historię.
Udaję się do windy, by zjechać na parter
wieżowca Sears Tower. Po drodze informuję swoją asystentkę Susan, aby wszelkie
rozmowy kierowała na mój firmowy numer, a w sprawie ewentualnych spotkań
dzwoniła na numer prywatny. Wychodzę z biura, wciągając chłodne powietrze do
płuc. Jesień otula mieszkańców Chicago niską temperaturą, zapowiadając srogą
zimę, co mi się nie podoba. Dreszcz łaskocze skórę na moim ciele, gdy pomyślę,
że za chwilę wsiądę do zimnego wnętrza auta. Nie znoszę tej pory roku, nie
lubię też zimy, zdecydowanie wolę wiosnę i lato, gdyż mogę zawiesić oko na
atrakcyjnych ciałach kobiet. Gdy słońce świeci pełną piersią, a ciepłe
powietrze roztacza się nad miastem, mogę podziwiać piękne i zjawiskowe
krągłości słodkich blondynek, drapieżnych brunetek i żądnych przygód
właścicielek ognistych rudych włosów.
Wsiadam do samochodu, włączam ogrzewanie na full
i ruszam do domu.
Nowoczesne wnętrze jest surowe, a
biało-grafitowe ściany salonu mogłyby być odwzorowaniem mojego nastroju. Kate
wielokrotnie marudzi, chcąc, bym zrobił mały remont albo chociaż dodał kolorowe
akcenty, które nadałyby ciepła pomieszczeniu. Nawet łazienka w moim mieszkaniu
urządzona jest w surowym stylu i nie zachęca do wzięcia długiej, relaksującej
kąpieli. Moja siostra nie zamierza wbić sobie do głowy faktu, że jestem typowym
facetem, w dodatku pracoholikiem i nie przywiązuję wagi do takich bzdetów jak
kolor ścian czy płytek. Ma być czysto, na czasie i po męsku.
Pomogłem Kate, kiedy Kevin ją zostawił. Dupek
nie doceniał tego, co miał. Zachowywał się jak rozkapryszone dziecko i wymagał
od mojej siostry, aby witała go w progu mieszkania w seksownej bieliźnie i nie
robiła nic innego, tylko mu dogadzała.
Nie
miała gdzie się podziać, ponieważ nasza mama zmarła parę lat temu, a tato
wyjechał do Włoch do naszego dziadka, by zaopiekować się nim i pomóc babci.
Twierdził, że w Chicago po odejściu mamy nic już go nie trzyma, a my jesteśmy
dorośli i mamy swoje życie.
Przygarnąłem ją do siebie, ale mam już
serdecznie dość trajkotania na temat zmiany wystroju mojego mieszkania. Nie mam
ochoty słuchać wywodów, iż powinienem przystopować z pracą i poszukać sobie
kobiety, która by się mną zajęła. Jest mi dobrze samemu, nie potrzebuję nikogo.
Na swój sukces pracowałem wiele lat w pocie czoła i nie chcę, aby jakieś
miłostki względem kobiety rozproszyły mój umysł. Jedyne, co może mnie łączyć z
jakąkolwiek dziewczyną, to seks. Tylko i wyłącznie seks. Nic więcej, zero,
nada. Jednak ten układ też nie do końca się sprawdza. Niektóre kobiety, z
którymi chodzę do łóżka, już po pierwszej wspólnie spędzonej nocy wyobrażają
sobie, że będzie z tego coś więcej. Nie ma takiej opcji. Nie jestem gotowy na
stały związek. W dalekiej przyszłości, gdybym spotkał na swojej drodze kobietę,
która bez wątpienia byłaby mnie warta, mógłbym zastanowić się nad rolą
małżonka. Aczkolwiek nic poza tym. Żadnych dzieci. Zdecydowanie. Mieszkam pod
jednym dachem z pewną wyszczekaną dziewczynką i to mi w zupełności wystarczy.
Przebieram się w sportowe ciuchy, pakuję torbę
i ruszam na siłownię. W cieplejszym sezonie biegam po parkach, a teraz zmuszony
jestem robić to na bieżni. Dbam o kondycję i ciało, ponadto muszę czymś
wypełnić wolny czas. Od dziecka lubiłem ruch pod jakąkolwiek postacią i nie
umiałem usiedzieć na miejscu.
Witam się z instruktorami uściskiem dłoni. Na
siłowni bywam dwa razy w tygodniu. Gdy muszę dać upust emocjom, wyrzucić z siebie
napięcie, częściej odwiedzam to miejsce. Robię krótką rozgrzewkę - kilka
skłonów, przysiadów - i wchodzę na bieżnię.
Ze
względu na moją pracę muszę być ciągle pod telefonem, więc zabrałem go ze sobą
na salkę i to okazało się zgubne. A może wcale nie?
Zdążyłem przebiec zaledwie dwadzieścia metrów,
kiedy w etui na ramieniu czuję wibracje. Zatrzymuję sprzęt i sięgam po telefon.
Marszczę brwi, zauważając, że dzwoni moja siostra. Ma idealne wyczucie czasu,
żeby zawracać mi dupę. Pewnie chce powiadomić mnie, że całkiem przypadkiem,
idąc deptakiem, w witrynie sklepowej rzuciła jej się w oczy piękna bluzeczka i
chciałaby wiedzieć, czy może sobie ją kupić z moich pieniędzy.
– Czego? – warczę do słuchawki.
– Aaron, jesteś zajęty?
– Tak, jestem na siłowni. O co chodzi?
Jeśli Kate pyta, czy jestem zajęty, musi
chodzić o coś zupełnie innego niż pozwolenie na zakup nowej bluzeczki.
Zazwyczaj wali prosto z mostu, że stoi właśnie przed jakimś butikiem z
wyprzedażą.
– No, bo pamiętasz, jak mówiłam ci, że mam
dzisiaj rozmowę kwalifikacyjną?
– Pamiętam. I? – drążę.
– Utknęłam na autostradzie, wracając do domu.
Zamknęli drogę, bo był wypadek i tir zablokował całą szerokość pasa. Trzeba
odebrać Alison.
– I? – Mam świadomość, że właśnie prosi mnie,
bym odebrał siostrzenicę z przedszkola. Kate doskonale wie, jaki mam stosunek
do dzieci. Nigdy nie zamierzam zostać ojcem, jestem zielony w tych sprawach i
unikam, jak tylko mogę, by nie zostać sam na sam z Alison.
– Mógłbyś to zrobić, nie mam kogo poprosić –
mówi cicho.
Ma rację. W Chicago mamy tylko siebie. Na
nikim innym nie możemy polegać, wyłącznie na sobie. Rola starszego brata
zobowiązuje do opieki nad młodszą siostrą. Szczególnie że Kate niezbyt powodzi
się w życiu.
– Jasne, wyślij mi adres, żebym tam trafił.
– Dzięki, braciszku, jesteś wspaniały. Już
wysyłam – odpowiada z ulgą w głosie i kończy połączenie.
Wzdycham i ruszam do szatni, żeby wziąć szybki
prysznic. Po dwudziestu minutach wbijam adres w nawigację, chcąc uniknąć korków
i robót drogowych. Parkuję przed dużym budynkiem z ogrodem wokół. Wysiadam z
wozu i udaję się do środka, lecz Alison tam nie ma. Kobieta w średnim wieku
informuje mnie, że siostrzenica przebywa aktualnie na placu zabaw, tuż obok
przedszkola. Uśmiecham się, dziękuję i opuszczam budynek.
Podchodzę do ogrodzenia, za którym ją
dostrzegam. Mała mnie nie zauważyła. Opiekunka przebywająca z dziećmi podchodzi
do mnie, bacznie mi się przyglądając. Posyłam jej najlepszy uśmiech, na jaki
mnie stać, i miękkim głosem witam się.
– Kogo pan zabiera? – pyta kobieta, na moje
oko około trzydziestki.
– Alison Smith – odpieram uprzejmie, lecz
przedszkolanka nadal patrzy na mnie podejrzanie. – Brat Kate, Aaron Antinori –
dodaję, dopiero wtedy twarz kobiety rozjaśnia uśmiech.
– Ach, tak. Pańska siostra dzwoniła i uprzedziła,
że Alison odbierze dzisiaj ktoś inny. Na przyszłość proszę wypisać deklarację
upoważniającą pana do odbioru siostrzenicy. W przeciwnym razie nie wydam panu
dziecka – wyjaśnia i uświadamia mi, że gdyby Kate coś się stało, nie będę mógł
odebrać małej. Zapisuję w pamięci, by powiedzieć o tym siostrze. – Proszę
jeszcze pokazać dowód tożsamości, bym miała pewność, że pan to pan – dodaje i
uśmiecha się, jakby chciała tym uśmiechem zrekompensować mi dokładną kontrolę.
Nie będę ukrywać, że jestem już zniecierpliwiony. Nie zauważyłem nawet, kiedy
stanęła obok mnie kobieta. Spoglądam na nią kątem oka, wyciągając z kieszeni
kurtki portfel, a z niego prawo jazdy. Ma ciemne włosy, aksamitny głos, ładny
profil i ponętne usta. Idealne do mojego kutasa.
Podaję opiekunce dokument. Po chwili Alison
biegnie już w moim kierunku z uśmiechem na twarzy. Chwyta moją dłoń i ciągnie w
stronę budynku. Rzucam do przedszkolanki szybkie „do widzenia”, spoglądam
jeszcze na tyłek brunetki, dochodząc do wniosku, że jeśli takie mamuśki przychodzą
po swoje dzieci, to mogę częściej odbierać Alison. W przedszkolnej szatni
siadam na małej ławce pod oknem i mówię do siostrzenicy:
– Wiesz, co robić, mała. Nie patrz tak na
mnie, nie mam bladego pojęcia, jak ubiera cię mama.
– A gdzie ona jest? – pyta, opierając dłonie
na biodrach.
Nie zastanawiając się, odpowiadam:
– Utknęła na autostradzie, bo jakiś chuj
zablokował drogę.
– Aha, a ten chuj to kto? – wypala.
Gdy Alison powtarza po mnie przekleństwo,
śmieję się pod nosem i przypominam sobie, jak to siostrzyczka darła się na
mnie, że przeklinam przy jej dziecku.
– Nie mów tak i nie wspominaj o tym mamie.
Ubieraj się, już! – mówię stanowczo.
Mała nie ciągnie mnie już dalej za język, bo
do pomieszczenia wkracza mamuśka z ładnym tyłkiem i ponętnymi ustami. Z racji
tego, że młodej opornie idzie ubieranie, a ja nie mam zamiaru jej w tym pomóc,
wyciągam telefon i sprawdzam maile. Pogrążony w przeglądaniu skrzynki, nie
wsłuchuję się w rozmowę, jaką prowadzi kobieta z dziewczynką, jednak nie
uchodzi mojej uwadze, że mała zapytała się mamy, czy to prawda, iż jestem
ładny. Nie odrywając wzroku od ekranu, chichoczę pod nosem, bo ma tak samo
niewyparzony język, jak Alison.
Młoda, już ubrana, oznajmia, że możemy iść,
więc chowam telefon do kieszeni w spodniach i podnoszę się z miejsca,
przelotnie spoglądając na atrakcyjną brunetkę. Wychodząc z placówki, nie mogę
oprzeć się pokusie i spoglądam w głąb holu, mając nadzieję, że seksowna mamusia
podąża tuż za nami i będę mógł przyjrzeć się jej dokładnie. Mam fart, ponieważ
córka owej kobiety prze do przodu jak szalona, poganiając swoją matkę.
Czuję na sobie wzrok brunetki, gdy znajdujemy
się na zewnątrz. Jestem pewny, że taksowała mój tył i mam cholerną nadzieję, że
to, co widzi, podoba jej się tak samo, jak mnie widok jej krągłości.
Będąc
już przy samochodzie, otwieram tylne drzwi. Alison zajmuje miejsce. Właśnie
dociera do mnie, iż nie mam fotelika do przewożenia dzieci. Pocieszający jednak
jest fakt, że siostrzenica nie należy do wyrośniętych dzieciaków i zbytnio jej
nie widać. Aczkolwiek gdyby policja nas zatrzymała, oczywiste jest to, że
dostanę mandat i punkty karne, które w ogóle nie są mi potrzebne.
Podchodzę do przednich drzwi wozu. Moje
spojrzenie wędruje w kierunku stojącej tuż obok, na krawężniku, brunetki.
Obserwuje jezdnię, czekając, aż będzie pusta. Domyślam się, że przyszła na
piechotę. Nasze spojrzenia spotykają się, dzięki czemu mogę zobaczyć, iż jej
oczy mają piwną barwę, a w połączeniu z ciemnymi włosami czynią jej urodę
oszałamiającą. Cholera, jest cudowna. Dawno nie widziałem naturalnego piękna w
tak czystej postaci. Chyba nigdy nie czułem w trzewiach tego uczucia, jakie
ogarnia mnie w tej chwili. Szaleństwo! Tak, to jest szaleństwo. Zatracam się
przez moment w toni jej tęczówek, jak zahipnotyzowany. Speszona piękność
odwraca się i podąża przez ulicę na drugą stronę.
Wsiadam do wozu, czując niespokojne bicie
serca. Zapinam pas, nie odrywając od brunetki oczu. Chcę nacieszyć się jeszcze
chwilę jej niewyobrażalną urodą. Nieznajoma przystaje na krawężniku, już po
drugiej stronie ulicy, i przez kilka sekund patrzy w moim kierunku. Uśmiecham
się triumfalnie, rybka połknęła haczyk. Jednak nie ma to absolutnie żadnego
znaczenia, ponieważ już nigdy więcej jej nie zobaczę.
Zapraszam was również na elektryzujące 4 minuty seansu z bohaterami powieści Breaking Rules.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz