Akcja Poznaj Autora - Krzysztof T. Dąbrowski


Imię i nazwisko:  Krzysztof T. Dąbrowski  

1. Jaka jest Twoja ulubiona książka/książki (maksymalnie trzy)?

Moją ulubioną książką jest księga życia, której karty zapisywane są od dnia narodzin. Życie kreśli czasami tak zaskakujące i dziwne historie, że często stanowi dla pisarzy i scenarzystów niedościgniony wzór. Ale pewnie nie o taką odpowiedź chodziło, więc schodząc na Ziemię i przechodząc do konkretów - na pewno "Ubik" Phlipa K. Dicka. Od chwili, gdy tamta książka wpadła mi w ręce, mogę podzielić moje życie na to 'sprzed "Ubika" i po'. Od tej pory zaczęła się moja przygoda z twórczością tego pisarza i samą fantastyką. Czasami trochę żałuję, że pierwsze spotkanie z tym autorem zaczęło się dla mnie, od jego - w moim mniemaniu - najlepszej książki. Owszem, kolejne wciągały, intrygowały i nie pozwalały się oderwać od siebie, ale z drugiej strony, już żadna z jego książek nie pochłonęła mnie do tego stopnia, co "Ubik". Trochę lepiej zaczęła się dla mnie przygoda z twórczością Stephena Kinga - zanim dotarłem do mojej ulubionej książki tego autora, którą jest "TO", przeczytałem wiele innych. A gdy myślałem, że już mnie nic nie zaskoczy, dane mi było zanurzyć się w najlepszą historię o dorastaniu i przyjaźni, jaką do tej pory miałem okazję poznać. Choć z drugiej strony, przy Kingu mam trochę problem, bo na równi z "TO", stawiam też "Dallas 63" i często te tytuły biją się w moim osobistym rankingu o palmę pierwszeństwa. Trzecia z ulubionych książek, to "Gdy oślica ujrzała anioła", którą napisał Nick Cave. Chyba nie zdarzyło mi się czytać bardziej mrocznej i pokręconej książki. Tak chyba pisałby Marquez, gdyby cierpiał na ciężką depresję. Osobiście zawsze mam problem z wybieraniem ulubionych książek, piosenek i filmów - zbyt dużo rzeczy mi się podoba, zachwyca, i naprawdę ciężko jest wybrać coś, kosztem czegoś innego.

2. A ulubiona piosenka?

Szum morza stworzony przez Matkę Naturę. Nie ma dla mnie nic bardziej kojącego, niż wsłuchiwanie się w ten hipnotycznie powtarzający się dźwięk, gdy leżę z zamkniętymi oczyma na plaży pozwalając się przyjemnie grzać promieniom słońca. Ogólnie, coraz bardziej lubię się wsłuchiwać w dźwięki natury. Mam wrażenie, że są do nas idealnie dostrojone, stworzone właśnie po to, by regenerować nasze skołatane nerwy. A zwłaszcza w tych trudnych czasach, gdy wszyscy zatracili się w szalonym pędzie za życiowymi sukcesami i rozwojem kariery. Ale wiem, miało być o muzyce - znowu czas zejść na Ziemię. Wybór ulubionej piosenki jest po prostu niemożliwy z prostego powodu - jest mnóstwo zachwycających utworów, które równie mocno porywają wywołując uniesienie i przyjemne dreszcze na plecach. Jest zbyt wiele gatunków muzycznych, które lubię, od muzyki filmowej, przez pop, po cięższe odmiany metalu, i w każdym z nich są kawałki, które na różne sposoby powalają mnie na łopatki, pozytywnie nokautują. Zresztą, większość z ludzi jest z natury zmienna i jednego dnia ma nastrój na coś wesołego, innym razem chcą się zadumać, a kiedy indziej po prostu wyskakać, wyszaleć przy czymś prostym i dodającym energii - i ja też tak mam. Nie lubię się ograniczać. Inna sprawa, że upodobania też potrafią się zmieniać wraz z upływem lat - u siebie widzę to chociażby na przykładzie muzyki rockowej, gdzie w wieku 14 lat zachwyciłem się Iron Maiden i Metallicą, potem usłyszałem "Cryin" Aerosmith i ostro skręciłem w kierunku hard rocka, by po usłyszeniu "Smells like teen spirit" odlecieć na punkcie Nirvany i grunge, co z drugiej strony wcale nie oznaczało, że przestałem uwielbiać Ironów, Metallicę czy Aerosmith. Parę lat później, gdy już myślałem, że nic świeżego się w muzyce gitarowej nie wydarzy, pojawił się System of the Down i znowu miałem kolejny ulubiony zespół do kolekcji. A ostatnio sytuacja powtórzyła się z grupą Ghost - kiedy już myślałem, że SOAD było ostatnim zespołem, który może tak bardzo namieszać w tym gatunku, pojawili się oni i znowu musiałem zbierać szczękę z podłogi. Naprawdę ciężko wybrać ten jeden, jedyny ulubiony utwór, pomyślałem więc, że ugryzę temat od strony sentymentalnej - gdy byłem paroletnim brzdącem, usłyszałem w radiu piosenkę Urszuli "Dmuchawce, latawce, wiatr" i to był pierwszy utwór, który mnie totalnie zachwycił. Potem było jeszcze wiele takich olśnień, ale to właśnie od tej piosenki zaczęła się moja przygoda ze światem muzyki. I to przy tych dźwiękach mam najbardziej pozytywne skojarzenia, które wędrują wprost do czasów niekończącej się sielanki, jaką było szczęśliwe dzieciństwo. Czas beztroski, niekończącej się ciekawości świata, gdy co i rusz coś zaskakiwało i intrygowało. Czas, kiedy świat wydawał się być przyjemnym i bezpiecznym miejscem, a co do innych ludzi nie wiedziałem jeszcze tego, że wielu z nich ma w sobie naturę potwora. A przede wszystkim był to czas niekończącego się optymizmu, kiedy wydawało się, że nie ma rzeczy niemożliwych.

3. Jakie jest Twoje najpiękniejsze wspomnienie?

I znowu dzieciństwo, i czas, kiedy życie zdawało się oazą spokoju i szczęścia. Nie mam jakiegoś konkretnego wspomnienia z tamtych czasów - cały ten okres mojego życia był dla mnie wspaniały i chciałbym umieć przenieść tę beztroskę i optymizm do chwili obecnej. Cały czas nad tym pracuję i mam wrażenie, że jestem na dobrej drodze, robiąc to, co lubię najbardziej - realizując marzenia i wyznaczając sobie cele, których realizacja ma sprawić, że życie będzie przyjemniejsze. 

4. Kim jest osoba, która najbardziej Cię inspiruje?

Wiele jest takich osób. Najczęściej są to ludzie, którzy mimo koszmarnie niesprzyjającej sytuacji życiowej, i wielu przeszkód, potrafili, kiedy trzeba, zacisnąć zęby i wierząc, że nie ma rzeczy niemożliwych, realizowali swe marzenia. Sam mam naturę wojownika, który niezależnie od tego, jak bardzo go życie sprowadzi do parteru i sponiewiera, podnosi się, otrzepuje i dalej walczy o marzenia. Wiele razy słyszałem, że coś jest niemożliwe, bo to, bo tamto, i wiele razy udowadniałem niedowiarkom, że są w błędzie i krzywdzą samych siebie stawiając przed sobą ograniczenia. Mnie inspirują ci, dla których słowo ‘niemożliwe’ nie istnieje. 

5. Jak zaczęła się Twoja przygoda z książkami, zarówno czytaniem, jak i pisaniem?


Przez wiele lat szukałem swojej drogi – czegoś, do czego mam predyspozycje i w czym byłbym dobry. Z mizernym skutkiem próbowałem nauczyć się grać na paru instrumentach. Przez chwilę śpiewałem w zespole rockowym, ale że po każdej próbie ledwie mogłem mówić, to musiałem sobie to darować. Studiowałem też reżyserię marząc o kręceniu filmów. Przez chwilę uczyłem się też na operatora kamery. Próbowałem fotografii. I kiedy już myślałem, że jest naprawdę kiepsko, jeśli chodzi o talenty artystyczne, to nagle przypomniało mi się jak w podstawówce polonistka zachwycała się moimi wypracowaniami i twierdziła, że mam lekkie pióro. Postanowiłem spróbować z pisaniem i to był strzał w dziesiątkę.

A jeśli chodzi o czytanie, to było to skutkiem ubocznym tego, że szkoła potwornie mnie nudziła, więc dla zabicia czasu siadałem w ostatniej ławce i trzymając książkę poniżej blatu ławki, zaczytywałem się pulpowymi horrorami. A ponieważ miałem długie włosy, a czytając zawsze siedziałem ze spuszczoną głową, nauczyciele dość szybko zaczęli podejrzewać, że mam depresję. 

6. Czy wydarzenia, które wydarzyły się w Twoim życiu wpływają na to o czym piszesz?

Twórczość jest sumą wszystkiego, czego się w życiu doświadczyło, każdej przeczytanej książki, odbytej rozmowy, wysłuchanej piosenki, każdego zdarzenia. Wszystko to magazynuje się w naszej podświadomości. A nawet wtedy, gdy o czymś już nie pamiętamy, to wszystko wciąż w nas tkwi i  wpływa potem na nas na wielu różnych polach w życiu, w tym też w twórczości. Stajemy się tym, czego w życiu doświadczyliśmy i co zostało przefiltrowane przez naszą osobowość - wypadkową wszystkich zdarzeń. Zatem twórczość jest sumą doświadczeń tworzącego. 

7. Gdybyś mogła zamieszkać w dowolnym miejscu na Ziemi – gdzie by to było?

Gdzieś blisko plaży, w którymś z tropikalnych rajów. Oczywiście z ukochaną żoną przy boku. 

8. Gdybyś miał milion złotych, co byś z nim zrobił?

10% z tej kwoty przekazałbym też na cele charytatywne. Resztę zainwestowałbym w kilka kawalerek i zaczął je wynajmować. Mając taki stały dopływ gotówki, kupiłbym chatkę w jakimś pięknym zakątku, w jednym tanich tropikalnych krajów. I żyłbym jako rentier z ukochaną u boku, pisząc książki, scenariusze i ciesząc się codziennie słońcem, szumem morza, i tym, że już nic nie muszę, że mogę robić tylko to, co chcę i kiedy chcę. 

9. Skoro życie jest takie krótkie, dlaczego nie robimy tylu rzeczy, które lubimy?

Paradoksalnie, chyba dlatego, że jesteśmy bardziej emocjonalni, niż chcemy to przed sobą przyznać, i najczęściej jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu pokiereszowani przez życie. Często kierując się impulsami i emocjami, zamiast logiką, dokonujemy złych wyborów, które nas potem na różne sposoby obciążają. Skutkiem tego, sami nie zauważamy kiedy, rezygnujemy z marzeń na rzecz codziennej szarpanki z życiem, oczywiście wciąż marząc o lepszym jutrze. Zbyt mało ludzi marzy też konkretnie, ma szczegółową wizję tego, czego pragnie. A już naprawdę rzadko się zdarza, by ktoś pielęgnował w sobie te marzenia. Zbyt mało ludzi ma odwagę, by wytyczać sobie w życiu cele i dążyć do nich, choćby się waliło i paliło. A życie może być piękne i można sobie wykreować szansę na to, by spędzać je w sposób przyjemny, robiąc to, co się kocha. Trzeba tylko dać sobie szansę. I w tym miejscu, często zdarza się słyszeć wymówki typu: ‘ale jak?’, ‘kiedy?’, ‘przecież jest praca’, ‘dzieci’, ‘marudny szef’, ‘nadgodziny’... Wymówek może być bez liku. Bo kiedy ludzie są już zmęczeni życiem, to maskują takimi wymówkami fakt, że nie pokierowali swoim życiem tak, jakby chcieli, i nie żyją tak, jak pragnęli. A co gorsze dopadł ich marazm i zniechęcenie, więc łatwiej znaleźć sobie wtedy wygodną wymówkę i pójść na łatwiznę. Sęk w tym, że kiedyś to życie się skończy i umierając możemy bardzo żałować, że nie podjęliśmy pewnych decyzji i nie powalczyliśmy o swoje marzenia. A tym, którzy wciąż wynajdują nowe wymówki, polecam film "Najlepszy" opowiadający autentyczną historię człowieka, który był przez kilkanaście lat narkomanem i doprowadził swoje ciało i zdrowie do ruiny. A potem zaczął marzyć i dzięki temu zerwał z nałogiem, a po kilku latach stał się mistrzem świata w podwójnym Iron-manie, kiedy to w ciągu doby przepłynął prawie osiem kilometrów, przejechał rowerem kolejnych 360, a potem jeszcze przebiegł 84 kilometry. Można? Można. Każdy jest w czymś dobry, i nawet może stać się mistrzem, tylko nie każdy potrafi to w sobie odkryć. Czasem trzeba wielu lat poszukiwań, by odkryć swoją drogę. Ale warto próbować.

10. Co robisz, gdy nikt nie patrzy? (To pytanie ma charakter typowo humorystyczny)

Lewituję. Ale pracuję również nad paroma innymi super mocami. A tak serio, to najczęściej piszę, bo akurat do tego potrzebuję samotności i spokoju.

Bardzo dziękuję za możliwość „przepytania” Cię. Mam nadzieję, że pytania nie były problemowe.
Życzę wszystkiego dobrego!

6 komentarzy:

  1. Świetny wywiad i ciekawy autor,zapoznam się z jego publikacjami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy i ładny wywiad - dziękuję i pozdrawiam serdecznie i Autora, i Świat Książkowy Mali :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie :)
      Również Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)

      Usuń

Copyright © 2014 Świat Książkowy Mali , Blogger