Poznaj Zanim Kupisz - Nasze wczoraj - Anna Szafrańska - Wydawnictwo NieZwykłe
października 03, 2019
7
Anna Szafrańska
,
Darmowy fragment
,
Nasze wczoraj
,
Październik 2019
,
Poznaj Zanim Kupisz
,
Wydawnictwo NieZwykłe
Zapraszam was na darmowy fragment książki.
Dla Agnieszki L.- Ł.
Bo we mnie wierzysz. Trzymasz za rękę i nie pozwalasz upaść.
Zawsze będę Ci wdzięczna.
Na zawsze.
Bo we mnie wierzysz. Trzymasz za rękę i nie pozwalasz upaść.
Zawsze będę Ci wdzięczna.
Na zawsze.
Głaskała
wydatny brzuch, starając się tym samym zyskać na czasie. Czuła, jak jej synek
wierzga radośnie nóżkami, wspomagając się od czasu do czasu łokciami, co
powodowało kłucie w boku. Jednak to nie wzmożona aktywność dziecka była powodem
jej płaczu. Jej bólu. Większy czuła w sercu. Jakby kruszyło się na miliardy
małych, ostrych odłamków, które rozprysły się po ciele, powodując liczne
obrażenia. Nie potrafiła przestać płakać. Wiedziała, że to jedyna słuszna
decyzja. Najlepsza z możliwych. Tylko dlaczego rozum nie chciał współpracować z
sercem? Dlaczego cały czas myślała o tym jak o największym błędzie?
Wiotka
ręka przykryła jej dłoń, unieruchamiając ją na wzgórku brzucha. Na serdecznym
palcu połyskiwała złota obrączka. Zagapiła się, widząc jawną różnicę między ich
rękami. Jej paznokcie były obgryzione, pozbawione blasku, a skóra szorstka.
Dłonie tej drugiej przypominały w dotyku jedwab. Były zadbane, a paznokcie w
kształcie migdałów równo przycięte, pomalowane delikatnym różowym lakierem.
Jedynym
łączącym elementem były bransoletki. Opleciony wokół nadgarstka zwykły kawałek
czerwonego sznurka z odwróconą ósemką pośrodku. Symbol nieskończoności. Taka
też miała być przyjaźń. Nieskończona. Wieczna. Obiecały sobie, że już na zawsze
będą siostrami, a tymczasem…
Maluch,
jakby wyczuwając, że nic mu nie grozi, natychmiast się uspokoił. I to ją niemal
dobiło. Zupełnie, jakby i on dokonał już wyboru.
–
To najlepsze rozwiązanie – usłyszała spokojny, opanowany ton przyjaciółki. –
Natalia…
–
Wiem. Rozumiem to – warknęła agresywnie, mocno zaciskając powieki. Starała się stłumić
nerwy, ale nie potrafiła. – Doskonale to rozumiem.
Dlaczego
rozstanie z istotką, której nawet nie widziała na oczy, było dla niej tak
trudne? Coś, co na początku było strachem połączonym z nienawiścią do samej siebie,
przybrało teraz postać bezwarunkowej miłości? Dlaczego tak się cieszyła, gdy
poczuła pierwsze ruchy swojego dziecka? Dlaczego pozwoliła, by podświadomość
podsuwała jej wizje dekorowania pokoiku albo tego, jak to będzie, gdy maluch
zacznie raczkować czy stawiać pierwsze kroki. Przecież nigdy ich nie ujrzy… Nie
powinna…
Odgarnęła
ciemną kurtynę włosów za ramię i otarła ostatnie łzawe ścieżki z lodowatego
policzka.
Obok
siebie wyczuła ruch, a kątem oka dostrzegła, że za przyjaciółką stanął mąż,
postawny brunet o stalowoszarych oczach. Pełnym wsparcia gestem położył dłonie
na ramionach żony. Na ten widok ciemnowłosa poczuła, jak żółć podchodzi jej do
gardła.
Czym
prędzej odwróciła wzrok, mocno zaciskając szczęki, żeby nie zwymiotować.
–
Zaopiekujemy się nim. Możesz nam wierzyć, że nie stanie mu się krzywda. Zadbamy
o niego.
Na
jej wargi wkradł się cyniczny uśmiech.
–
Wiem.
Oni
mieli możliwości, o których Natalia mogła tylko marzyć.
Życie
naprawdę było niesprawiedliwe.
Jej
życie było do dupy.
Oblizała
usta, ciężko wzdychając. Przejechała rozprostowanymi palcami po brzuchu, ale
maluch już się nie poruszył.
–
Eryk – wyszeptała ledwo słyszalnie.
Przyjaciele
zamarli, wstrzymując oddech. Zerknęła na nich, starając się ukryć mieszaninę
boleści i nienawiści. Bo nienawidziła się za to, co właśnie miała zrobić.
–
Proszę, nazwijcie go Eryk. To moja jedyna prośba.
Spojrzeli
na siebie zszokowani. Nie taka była umowa. W ogóle nie mówili o imieniu
dziecka, tylko o jego przyszłości, o tym, że się nim zaopiekują i pokochają jak
własnego syna. Imię nigdy nie padło… Mąż przyjaciółki zmarszczył brwi i
wyraźnie chcąc zaoponować, zaczerpnął powietrza, lecz zaniechał tego
natychmiast, gdy jego żona położyła mu dłoń na ręce, lekko ściskając palce.
–
Oczywiście. – Uśmiechnęła się ze łzami w oczach. – Będzie miał na imię Eryk.
Ciemnowłosa
przytakiwała bez większego sensu. Odwróciła głowę, zagryzając usta do
krwi.
Nie
chciała widzieć ich radości.
Płakała
z rozpaczy. Oni ze szczęścia.
Będzie
ci z nimi dobrze –
pomyślała, obejmując rękami brzuch, a dziecko, jakby w odpowiedzi, ugodziło ją
łokciem w miejscu, gdzie zatrzymała się jej dłoń. Uśmiechnęła się smutno. – Nie
pocieszaj mnie, Eryku. I wybacz mi. Nigdy cię nie zapomnę. Na zawsze będziesz
moim kochanym synkiem. Na zawsze…
Prolog
Pamiętam
dzień, w którym moja mama powiedziała, że w jej brzuchu śpi moja przyszła
siostrzyczka. Wtedy nie wiedziałem, jak ugryźć to stwierdzenie. Dziecko w
brzuchu? Co ona, zjadła to dziecko? Ale jako trzylatek nie miałem większego
pojęcia o niczym, co się wokół mnie działo. Ważne, że raz w roku przychodził
Mikołaj, że tata co sobotę zabierał mnie na boisko pokopać piłkę, a mama
zrobiła na obiad pomidorową. Bez marchewek. Wieczór, kiedy położyła moje ręce
na swoim brzuchu, był dziwny. Powiedziała, że niedługo wyjdzie z niego moja
młodsza siostrzyczka, a ja będę starszym bratem, który będzie musiał się nią
opiekować, bronić jej i dbać, żeby nic złego jej się nie stało.
Wtedy
nie wiedziałem, jak bardzo ta wiadomość zmieni moje życie. I jak bardzo je
spieprzy…
Powiedziała
mi, że mogę jej pomóc wybrać imię dla siostrzyczki. Sama chodziła z nosem w
notesie, zapisując zasłyszane imiona albo takie, które znalazła w jakiejś
książce. Też chciałem wziąć w tym udział, ale gdy proponowałem jej imiona
superbohaterów z kreskówek, tylko się śmiała perliście, mówiąc, że to nie
pasuje do dziewczynki. Nie wiedziałem, co znaczy dziewczyńskie imię. W
przedszkolu rzadko kiedy zadawałem się z dziewczynami, bo były nieznośne, szczególnie
gdy bawiły się w dom i rządziły całą salą. Byłem cholernie zawiedziony, że nie
potrafiłem pomóc mamie. Może faktycznie do mojej siostrzyczki nie pasowało imię
jakiegoś robota albo gadającego psa. I wtedy przypomniałem sobie o książkach.
Naszym cowieczornym rytuałem było czytanie bajek, kiedy leżałem już w łóżku.
Jakiś czas temu zaczęliśmy czytać Opowieści z Narnii, a tam jedną z
głównych bohaterek była Łucja. Prawdomówna. Dobra. Łaskawa. Odważna. Zawsze
radosna. Chciałem, żeby moja siostrzyczka też taka była.
Mama
z wrażenia przysiadła na łóżku, nie wchodząc pod kołdrę, co zazwyczaj robiła,
tuląc mnie mocno do siebie podczas lektury.
–
To bardzo piękne imię – powiedziała zdumiona, a jej wzrok pomknął w stronę
okładki. – Królowa Łucja Mężna? – zachichotała pod nosem, a ja jej
zawtórowałem.
Nie
wiedziałem, czy spodobała jej się moja propozycja, bo otworzyła książkę i
zaczęła czytać, odrzucając na bok czerwoną zakładkę.
Niemniej
pół roku później na świat przyszła Łucja Słowikowska.
Coś
wam powiem. W prawdziwej miłości nie ma nic romantycznego. Ona rani. Ona
sprawia ból. Niszczy…
Kochając,
wyrzekłem się dawnego siebie. Teraz w niczym nie przypominam tamtego chłopaka z
dawnych lat. Nie mam rodziców. Nie mam siostry… Jestem sam. Wszystko przez to,
że się zakochałem. W Łucji.
Mojej
siostrze.
Mojej
wielkiej miłości.
Miłości
zakazanej.
Rozdział 1
Baby you’re all that I crave
Tell me how many days do I have to chase you?
Do I have to chase?
Before I taste you
Before I can say
I can escape you
I cannot escape
Baby you’re way too good to be true.
The Vamps & Danny Avila feat. Machine Gun
Kelly,
Too Good To Be True
Łucja
–
Daniel, ani mi się waż iść beze mnie! – zawołałam ostro wkurzona, pospiesznie
wrzucając zeszyty i książki do torby.
Robił
to specjalnie, byłam tego pewna! Jeszcze niedawno spał do ostatniej chwili, a
teraz pierwszy wyrywał do szkoły, nie czekając na mnie.
Odgarnęłam
długie blond włosy za ramię i narzuciłam na siebie kurtkę, bo wrześniowy
poranek był wyjątkowo chłodny. Zerknęłam na budzik na szafce nocnej, który
tkwił w brzuchu tak brzydkiego i szkaradnego kota, że w ostatecznym rozrachunku
nie szło go nie pokochać. Był to prezent na moje dziesiąte urodziny od brata,
który w ten sposób chciał mi zrekompensować to, że rodzice nie zgadzali się na
obecność jakiegokolwiek zwierzaka w naszym domu.
–
Wychodzę! – usłyszałam gburowaty, nieco piskliwy głos, gdy próbował
przekrzyczeć relaksacyjną muzykę, którą mama puszczała w salonie podczas swoich
porannych sesji jogi.
Porwałam
z łóżka plecak, zarzucając go na ramię, kiedy zbiegałam ze schodów. Przy
drzwiach zmieniłam buty i rzuciłam mamie poranno-pożegnalne „cześć!”. Wybiegłam
z domu, w rekordowym czasie pokonując drogę do przystanku autobusowego, który
od domu dzieliło kilkanaście metrów. Sapnęłam, tupiąc zawzięcie nogą, nigdzie
nie widząc Daniela.
–
Masz śniadanie? – dosłyszałam głos zza pleców.
Obróciłam
się na pięcie wkurzona, ściągając brwi. Znowu to zrobił.
Daniel
stał oparty o przydrożne drzewo, z rękami założonymi na piersi. W ostatnim
czasie sporo urósł ku rozpaczy mamy, która nie nadążała z kupowaniem mu nowych
ciuchów i butów. Nie mówiąc już o stroju sportowym. Jakby w odpowiedzi na moje
myśli Daniel podrzucił torbę treningową na ramieniu, a z bocznej kieszeni wyciągnął
plastikowy pojemnik.
–
Trzymasz moje śniadanie między swoimi spoconymi skarpetkami? – Skrzywiłam się z
odrazą.
Uniósł
wysoko czarną brew, tak że niemal zniknęła pod czupryną ciemnych włosów. Jego
zielone, kocie oczy błysnęły psotnie.
–
Spoko. Jak dla mnie możesz dzisiaj nie jeść. Więcej dla mnie. – Wzruszył
ramionami, otwierając pojemnik z moim śniadaniem.
Szybko
skoczyłam, wyszarpując mu je z ręki. Wiedziałam, że chłopcy w okresie
dojrzewania szybciej rosną, więcej jedzą i przeżywają coś zwanego mutacją, ale
Daniel burzył wszelkie możliwe statystyki. Rósł w oczach, a jedzenia pochłaniał
tyle, że praktycznie na każdej przerwie w szkole widziałam go z kanapką.
–
No i tak powinnaś zrobić od razu – parsknął, zapinając torbę.
Odgarnął
przydługą grzywkę, która opadała na jego zbyt prosty nos.
–
Mam być ci wdzięczna? Przez ciebie moje jedzenie zostało skażone! – fuknęłam,
wciskając pojemnik do torby, nie zauważając, że Daniel podszedł bliżej. Dopiero
gdy zaczął czochrać mi włosy, odskoczyłam od niego jak oparzona, zawodząc
niczym upiór.
–
Nadal myślę za ciebie, Łuska – zarechotał, starając się, by jego głos zabrzmiał
nisko.
– Spadaj,
piszczałko. – Wytknęłam mu język.
Daniel
spochmurniał. Nie lubił, gdy nabijałam się z jego świdrującego głosu. I wiedziałam,
jak to się zaraz skończy. Ruszył w moim kierunku, mrużąc groźnie oczy.
–
Daniel, nie… Sorry, poważnie! – Wyciągnęłam przed siebie ręce, pochylając się i
przyjmując w ten sposób pozycję obronną.
Ale
nic to nie dało. Daniel był zwinny jak wąż. Przez cholerne treningi piłkarskie,
gdzie grał jako napastnik, nie było możliwości, żebym mu się wywinęła. Zmylił
mnie, odbijając w prawo, a wtedy ja się odwróciłam, zupełnie się przy tym
odsłaniając. Korzystając z okazji, wystrzelił w lewo, łapiąc mnie pod kolana i
jednym płynnym ruchem zarzucając sobie na ramię.
Piszczałam,
waląc go po plecach, ale równie dobrze mogłam uderzać w drzewo, o które
wcześniej się opierał. Na nic grożenie, że powiem mamie albo że następnym razem
nie upiekę dla niego jabłecznika, kiedy będzie mnie o niego błagał. Wierzgnęłam
mocno, wyswobadzając jedną z nóg, którą w coś kopnęłam. Dopiero zduszony jęk
sprawił, że wciągnęłam ze zgrozą powietrze. Daniel ostrożnie pochylił się,
pozwalając, bym ześlizgnęła się po jego barku. Trzymając się za prawe kolano,
mocno zacisnął szczękę.
–
Ja… przepraszam! Nie chciałam, naprawdę…
Uniósł
jedną rękę, drugą wciąż rozmasowując obolałe miejsce.
–
Spoko – przerwał, zaciskając zęby, by zamaskować grymas bólu. – Moja wina.
Zaproponowałam,
że wezmę jego torbę treningową, a nawet plecak, jednak on tylko na mnie
spojrzał i z krzywym uśmiechem pokręcił głową. Może wyglądałam niepozornie, ale
naprawdę byłam silna. Przykucnęłam przy nim, przygryzając wargi.
–
Bardzo boli?
Rzucił
mi szybkie spojrzenie. Cień bólu przeciął jego twarz, gdy mocniej zacisnął
szczęki, a jego policzki pokrył szkarłat.
–
Wytrzymam.
–
To może nie idź dzisiaj na trening? – podsunęłam, jakby ten genialny pomysł
miał wymazać moje winy. – Jeśli bardzo cię boli…
–
Mówiłem, że dam radę – warknął nagle. Widząc, jak się nerwowo wzdrygam, rzucił
mi speszony półuśmiech. – Dzięki, ale nie martw się, Łuska. Jest dobrze.
Przytaknęłam
smutno, nie zawracając sobie głowy tym, że przezwał mnie najmniej lubianą
ksywką, którą gnębił mnie od początku podstawówki.
Treningi
Daniela były wyjątkowo intensywne, a i tak brał na siebie więcej, niż powinien.
Na przykład codziennie rano przed szkołą biegał pół godziny, wieczorem godzinę,
a trzy razy w tygodniu chodził na siłownię z kolegami z drużyny. Ledwo
rozpoczął się rok szkolny, a już w planach mieli mecz w następny weekend. Jeśli
z mojej winy będzie miał opuchnięte kolano…
Nerwowym
gestem oblizałam usta. Już chciałam coś powiedzieć, ale poczułam mocne
szturchnięcie w plecy, od którego runęłam do przodu. Gdyby nie szybka reakcja
Daniela, pewnie ległabym jak długa w błocie. Silne ramiona zacisnęły się wokół
mnie, a twarzą uderzyłam w jego klatkę piersiową. Rozmasowując nos, poczułam
bijącą od Daniela woń perfum, antyperspirantu oraz ciepło. Czyżby przesadził z
podnoszeniem mnie? Jego serce biło tak nierówno… Chciałam mu podziękować, ale w
tej samej chwili odciągnął mnie od siebie na długość ramienia. Zmieszany
podrapał się po szyi.
–
Jak zwykle grzeszysz delikatnością, Pola – rzucił zgryźliwie do mojej
przyjaciółki.
Stojąca
za mną Pola wyszczerzyła się, mrugając intensywnie. Coś jej wpadło do oka czy
jak?
–
Więc dobrze, że stałeś obok, prawda? – zachichotała, wychylając się do przodu.
Daniel
przytaknął z lekko zakłopotanym uśmiechem i, poklepując mnie po ramieniu,
odszedł na drugi koniec przystanku. W tę stronę już biegli Horacy i Olaf,
kumple z jego drużyny, którzy mieszkali w tej samej okolicy co my. Przywitali
się, głośno przybijając sobie piątki, a do mnie pomachali, szczerząc się
głupkowato.
Wywróciłam
oczami, odwracając się do Poli, która oblizywała usta, odgarniając krótko
obcięte włosy. Maślany wzrok utkwiła w plecach Daniela, a z jej gardła wydobył
się przeciągły skowyt.
–
Ten twój brat to niezłe ciacho! – pisnęła, uwieszając się na moim ramieniu.
Znudzona
westchnęłam głęboko. Tak, mój brat był przystojny, a nawet seksowny, jeśli
wierzyć słowom moich koleżanek i innych dziewczyn ze szkoły. Pola nie była
wyjątkiem. I ją Daniel oczarował, chociaż nie musiał wkładać w to wiele
wysiłku. Widocznie ignorowanie piszczących dziewczyn sprawiało, że te nakręcały
się jeszcze bardziej. Nic z tego nie rozumiałam. Może dlatego, że miałam
dopiero trzynaście lat i sprawy damsko-męskie były dla mnie nieznaną galaktyką.
Moje koleżanki już dawno miały swoje sympatie, zakochiwały się i odkochiwały, a
nawet zdążyły już mieć pierwszych chłopaków. A ja? Wielu chłopców nie chciało
mieć na pieńku z Danielem, więc po prostu mnie ignorowali. Ostatecznie po
wymianie z którymś zaledwie kilku zdań niepostrzeżenie podkradał się Daniel,
który mrużąc oczy w ten swój groźny sposób, sprawiał, że wszyscy zainteresowani
koledzy uciekali, gdzie pieprz rośnie. Więc tak, nie mam zielonego pojęcia, jak
to jest w kimś się zakochać i poczuć motylki w brzuchu. Zostały mi tylko nauka
i malarstwo. I chyba z tego cieszyli się tylko rodzice.
Pola
trąciła mnie łokciem, kiedy na przystanek podjechał autobus. Wspięłyśmy się po
wąskich schodkach i odbiłyśmy kartę miejską, po czym zajęłyśmy nasze stałe
miejsce na przodzie autobusu. Daniel z resztą chłopaków usiedli na samym końcu,
gdzie wszyscy mogli się pomieścić razem ze swoimi ogromnymi torbami
treningowymi.
–
Przez wakacje znalazł sobie dziewczynę? – spytała rzeczowo Pola.
–
Nie, no coś ty. Dla niego liczy się tylko piłka. I jedzenie. Dużo jedzenia.
– Lubi
jeść? To może oddam mu swoje śniadanie? – zaproponowała niezdrowo podniecona,
okręcając się, by zerknąć w stronę chłopców. – Myślisz, że wtedy ze mną pogada?
Skonsternowana
rzuciłam Poli powątpiewające spojrzenie. Właśnie poważnie zastanawiałam się nad
tym, co ta dziewczyna miała w głowie. Dobra, wiedziałam, że od pewnego czasu
Daniel był głównym tematem naszych rozmów, ale tego było zdecydowanie za wiele.
Jej fascynacja przerosła moje oczekiwania.
–
Pola, co ty odwalasz?
– No
co? – Wzruszyła ramionami, poprawiając się na siedzeniu. – Podoba mi się. I
chciałabym, żeby w końcu przestał widzieć we mnie dzieciaka, a ujrzał młodą,
pełną życia kobietę.
–
Jak dla mnie to jeszcze jesteśmy dzieciakami – zauważyłam trzeźwo, odpinając
plecak, by wyciągnąć z niego podręcznik do biologii. – Pola, masz trzynaście
lat i nawet stanika nie nosisz! A z tego, co wiem, Daniel jest w wieku, w
którym dla chłopaków liczą się tylko piersi.
Chyba
moje słowa przywołały ją do porządku. I w sumie mnie też. Obie spojrzałyśmy po
sobie. No tak, jeszcze nie za bardzo miałyśmy czym się popisać. Byłyśmy chyba
ostatnimi dziewczynami w klasie, które na razie nie mogły pochwalić się żadnym
zarysem biustu. Ku radości mojego taty, dla którego byłam małą córeczką. Wedle
niego nigdy nie powinnam stać się kobietą. Z kolei ja marzyłam o jakimkolwiek
rozmiarze. Wzięłabym nawet miseczkę B, bylebym mogła nosić stanik inny od
sportowego.
Pokręciłam
głową, żeby odegnać głupie myśli i otworzyłam podręcznik od biologii, bo
miałyśmy zapowiedzianą kartkówkę.
– Chyba
masz rację – stęknęła Pola ciężko, wykrzywiając twarz w grymasie. – Ale on jest
taaaki seksowny.
–
Jestem jego siostrą. Wierz mi, siostry nie rozumieją takich rzeczy. – Machnęłam
ręką, podstawiając jej książkę pod nos. – Uczyłaś się? Dzisiaj mamy…
–
Po co ja w ogóle z tobą gadam! – fuknęła zła, odpychając od siebie podręcznik.
Zła
Pola to zgryźliwa Pola. Opadła niżej na siedzeniu i, splatając ręce na
ramionach, naburmuszyła się, wydymając usta jak małe dziecko. To tyle, jeśli
chodzi o naszą rodzącą się kobiecość.
Objęłam
ją ramieniem, całując szybko w policzek, przez co skrzywiła się jeszcze
bardziej.
– Bo
jestem twoją BBF – zaintonowałam śpiewnym głosem, szczerząc się bezczelnie.
Rzuciła
mi przeciągłe spojrzenie i niepocieszona pokiwała głową.
–
Racja. Jesteśmy best friends forever – dodała markotnym tonem i uśmiechnęła się
jakby od niechcenia. – To co z tą biolą?
Daniel
Z
końca autobusu miałem idealny widok na moją siostrę i jej przyjaciółkę. Ich
dziecinne przekomarzania wkurzyły Polę, która się obraziła, osuwając zaraz na
siedzenie. I jak zwykle to Łucja musiała załagodzić sytuację, przymilając się
do niej. Teraz obie pochylały się nad podręcznikiem, a moja siostra tłumaczyła
swojej przyjaciółce jakieś zagadnienie.
Nie
żebym był ślepy. Wiedziałem, że podobam się Poli i kilkunastu innym dziewczynom
ze szkoły, ale nic sobie z tego nie robiłem. I nie rozumiałem dlaczego. Moi
kumple już dawno przestali być prawiczkami, ci ostatni w ubiegłe wakacje.
Zostałem tylko ja. Niespecjalnie interesowały mnie dziewczyny i nawet byłem
bliski założenia, że jestem gejem, ale to nie było to. Nie, żebym to sprawdzał.
Po prostu nic nie czułem, patrząc na chłopaków z drużyny ani gadając z
koleżankami z klasy. Parę razy na szkolnych dyskotekach udało mi się
porozmawiać z którąś sam na sam i pocałowaliśmy się na próbę, jednak nic nie
poczułem. Może nie powinno się czuć niczego specjalnego? Ponoć uderzenia
gorąca, jakieś dreszcze i inne mniej lub bardziej fizyczne aspekty były
wskazane. Może to ze mną było coś nie tak?
Moją
uwagę przykuł wybuch Poli, która śmiejąc się perliście, w jednej chwili skupiła
na sobie uwagę całego autobusu. Zerknąłem szybko na Łucję starającą się schować
za kurtyną długich, prostych blond włosów. Na jej policzkach zauważyłem
delikatny rumieniec, a końcówka ołówka zniknęła pomiędzy jej czerwonymi
nieumalowanymi wargami…
I
wtedy to poczułem. Dreszcz przeciął mój kręgosłup i jednocześnie zrobiło mi się
cholernie gorąco. Dlaczego? Ściągnąłem z siebie kurtkę. Może za ciepło się
ubrałem? Kurtka i bluza pod koniec września nie były przesadą. Olaf nawet miał
czapkę i szalik, a przecież nie było aż tak zimno.
–
Wracając do tematu… – ciągnął Horacy, rozwalając się na dwóch siedzeniach pod
oknem. – Jak tam ma się nasza Lucy?
Zmroziłem
go nienawistnym wzrokiem. Mogłem niemal poczuć, jak moje siekacze wysuwają się
groźnie zza warg. Nie lubiłem, jak moi kumple poruszali temat siostry.
Automatycznie włączał mi się tryb wściekłego psa, który pogryzłby każdego, kto
tylko rzuci w jej kierunku chociażby spojrzenie.
–
A co ma z nią być? – warknąłem nieprzyjaźnie.
Horacy
wywalił oczy na wierzch, podciągając się na siedzeniu.
– To
ty nic nie wiesz?
Teraz
to ja zdębiałem. Obróciłem się w poszukiwaniu pomocy do Olafa, ale ten patrzył
na mnie szczerze rozbawiony.
–
Stary, on serio nic nie wie!
– Ranking,
koleś, ranking gorących pierwszoklasistek! – zarechotał Horacy, przybijając
sobie z Olafem piątki nad moją głową.
– O
czym wy pieprzycie?
Horacy
najwyraźniej nie posiadał instynktu samozachowawczego, bo ciągnął temat z
błyszczącymi z podniecenia oczami. Widocznie tocząca się z mojego pyska piana
nie była wyraźnym znakiem, że ma zamknąć jadaczkę.
– Nie
no, na jakiej planecie ty żyjesz? Proteinowe batoniki zatkały ci dopływ tlenu
do mózgu czy jak?
– Dobra,
więc sprawa wygląda tak… – Olaf przejął pałeczkę. Znał mnie na wylot, więc
starał się uważniej dobierać słowa. – Po weekendowym sparingu, na którym była
prawie cała szkoła, ktoś wymyślił, żeby zrobić ranking najseksowniejszych
pierwszoklasistek.
Wydawało
mi się, że kierowca autobusu podkręcił temperaturę do maksimum.
– Że
co? – rzuciłem wściekle.
– No
i twoja siostrzyczka znalazła się w czołówce – dodał markotnie Olaf, krzywiąc
się, gdy zauważył mój wkurw.
Tylko
Horacy wzruszył ramionami, poprawiając plecak na ramieniu.
– W
sumie mnie to nie dziwi. Robi się z niej ślicznotka.
– Pojebało
was.
Zerwałem
się z siedzenia, przeciskając się do wyjścia. Miałem gdzieś moich kumpli,
szczególnie Horacego, który albo lubił mnie wkurzać, albo był na tyle głupi,
żeby zaczynać przy mnie temat dotyczący fizycznych walorów mojej siostry.
–
Czekaj!
Nie
czekałem. Prosto z przystanku ruszyłem przed siebie, nawet się nie oglądając na
chłopaków, ale nie byłem doszczętnie głuchy. Słyszałem ich rozmowę, którą
prowadzili, idąc kilka metrów za mną.
–
Cholera, obraził się. Masz syndrom starszego brata czy o co chodzi?! –
wykrzyknął w moją stronę Horacy, jednak tego typu zaczepki spływały po mnie jak
woda po kaczce.
–
Ona ma dopiero trzynaście lat! – warknąłem, odwracając głowę. – To jeszcze
dzieciak!
–
Taaa, ale sam przyznasz, że robi się z niej niezła sztuka. Pamiętasz, jak w
wakacje nocowałem u was po obozie treningowym? Cholera, wygląda zajebiście
gorąco w tej swojej słodkiej piżamce! Szorty i koszulka…
Chwilę
później przyciskałem gnoja do pobliskiego drzewa. I dobrze, że rosło za jego
plecami, bo inaczej zbierałby resztki swojego pustego łba z mokrej kostki
brukowej. Furia w kolorze krwistej czerwieni zalała mi oczy. Nie widziałem nic
i nie czułem, jak Olaf próbował odciągnąć mnie od przygłupa, którym był ten
debil Horacy. Liczyło się tylko to, że podniosłem kolesia za szmaty, a ten
zaczął się krztusić, ostro wystraszony. Zacisnąłem szczęki, poddając się szarpiącemu
mnie za ramię Olafowi. Puściłem Horacego, który wypieprzył się na tyłek, z
trudem łapiąc powietrze. Stałem nad nim z zaciśniętymi pięściami, zastanawiając
się, czy to wystarczyło, czy może powinienem mu pomóc zrozumieć zdanie „temat
mojej siostry to temat zamknięty” za pomocą pięści.
–
Ej, Daniel! Wyluzuj!
Olaf
chwycił mnie za łokieć, jakby domyślił się, co planowałem właśnie zrobić. W tym
czasie Horacy dźwignął się na nogi, spluwając na bruk. Zacisnąłem palce tak
mocno, że czułem, jak paznokciami przebijałem skórę.
– Co
ci odjebało?!
–
Zamknij, kurwa, mordę – syknąłem, dźgając go groźnie palcem.
– Przecież
nie na poważnie! Opanuj się – warknął Horacy, popychając mnie do tyłu.
Prawie
się zatoczyłem, jednak nie oddałem mu. Tym razem. Widziałem, jak go
przestraszyłem i wkurzyłem tym, że niemal skopałem mu dupę przed szkołą. Nie
obchodziło mnie, co inni sobie pomyślą. Byliśmy naładowanymi testosteronem i
hormonami nastolatkami i tylko to nas tłumaczyło. Poza tym jako trzecioklasiści
mieliśmy pewną pozycję w szkole, więc nie było mowy, żeby któryś z uczniów
poleciał po nauczyciela.
Odwróciłem
się od kumpli, pochylając się, żeby podnieść z ziemi plecak i torbę treningową,
zanim całkowicie nasiąkną wodą.
–
Nieważne – rzuciłem twardo. – Mówicie o mojej siostrze.
–
Dobra, przegięliśmy, rozumiemy – przytaknął Olaf, starając się załagodzić
sytuację. – Uspokój się.
Zerknąłem
na mojego kumpla, którego znałem od dzieciaka. Byliśmy ze sobą od przedszkola
aż do teraz. W każdej klasie dzieliliśmy ławkę, ale nasza przyjaźń znaczyła coś
więcej. Był dla mnie jak brat i wiedział, jak drażliwy temat stanowiło dla mnie
mówienie o Łucji w ten sposób. Cholera, to nie on powinien teraz przepraszać.
Chyba
zauważył, że gryzło mnie sumienie, a krew znowu zaczęła dopływać do mojego
mózgu, bo uśmiechnął się krzywo, poprawiając na nosie okulary.
Pochyliłem
głowę, a przydługa grzywka opadła mi na oczy.
–
Sorry. Nie wiem, co mi odwaliło – wymamrotałem przytłumionym głosem.
Nie
miałem zamiaru przepraszać Horacego. Jemu po prostu się należało. Musiał
wiedzieć na przyszłość, że Łucja to świętość. Jest nietykalna, a każdemu, kto
myśli inaczej, trzeba po prostu obić mordę, żeby dogłębnie zrozumiał temat.
Było mi po prostu głupio, że to Olaf musiał mnie przywołać do porządku. Jak
starszy brat.
Horacy
przywlekł swoje dupsko i nic nie mogłem poradzić na to, że zmierzyłem gnoja
spojrzeniem.
–
Spoko, rozumiemy – powiedział Olaf, trącając mnie łokciem w żebra. – Ale na
przyszłość opanuj się. Chyba że zamierzasz osobiście wyperswadować oddanie
głosu na Łucję każdemu gościowi z naszej szkoły.
Czułem,
jak moje usta automatycznie wyginają się w ironicznym uśmiechu.
–
A to by było trudne – skomentował Horacy, znowu mi się narażając.
Przekrzywiłem
głowę, mrożąc go spojrzeniem.
–
Ale nie niemożliwe.
Widziałem,
jak przestraszony przełknął ślinę i pośpiesznie odwrócił wzrok. Olaf znowu
popisał się swoim szóstym zmysłem, zapobiegawczo stając między nami, jakby
chciał rozdzielić dwa wściekłe psy, zanim te skoczą sobie do gardeł.
–
Dobra, nie gadajmy już o tym.
Podrzuciłem
plecak na ramieniu i ruszyłem w stronę szkoły. Olaf został z Horacym, próbując
mnie odrobinę wybielić.
– Może
nie mam młodszej siostry, ale wierz mi, nie każdy starszy brat tak się nakręca.
–
Musisz się do tego przyzwyczaić, Horacy. Już w podstawówce miał na jej punkcie
totalnego kręćka.
– No
nie wiem, stary. Jak tak dalej pójdzie, to Łucja skończy jako żelazna dziewica.
I
już wiedziałem, że na dzisiejszym treningu będę ćwiczyć w parze z Horacym.
Przeoram
nim całe boisko.
Rozdział 2
You can say
I'm wrong
You can turn
your back against me
But I am here
to stay.
Skylar Grey, Everything I Need
Łucja
Usiadłam
w ławce na środku sali, wyciągając z torby książkę, zeszyt i piórnik.
Zamierzałam jeszcze trochę się pouczyć przed kartkówką. Dobrze, że nasza
profesorka od biologii była na tyle normalną nauczycielką, że pozwalała nam
przed zajęciami powtórzyć materiał w sali, a nie na podłodze pod klasą na
zatłoczonym korytarzu. Otworzyłam książkę i właśnie zamierzałam raz jeszcze
przeczytać rozdział, kiedy krzesło przede mną z impetem uderzyło o moją ławkę.
–
Słyszałaś? – pisnęła podniecona Pola, ciskając plecakiem pod ławkę.
Nawet
na nią nie spojrzałam. Pewnie podjarała się jakąś nową ploteczką, która
zainteresuje mnie tyle, co obiadowe menu z zeszłego tygodnia na stołówce.
–
Co miałam słyszeć? – mruknęłam, zakładając za ucho ołówek.
–
Podobno przed chwilą Daniel bił się z Horacym!
I
ta informacja wybitnie mnie zainteresowała. Podniosłam głowę znad podręcznika.
Oczy Poli zrobiły się wyłupiaste, tak intensywnie się we mnie wpatrywała.
–
Co? – sapnęłam, po czym pokręciłam powątpiewająco głową. – Coś ci się musiało
pomylić.
– Nic
jej się nie pomyliło – usłyszałam głos Martyny, która usiadła w ławce obok i
spokojnie wyciągała swoje rzeczy. – Sama widziałam, jak twój brat trzyma
Horacego za szmaty.
Swoboda,
z jaką to mówiła, była dziwnie alarmująca.
–
Łucja! – Pola odwróciła się do mnie, gdy zerwałam się z miejsca. – Zaraz
zacznie się biola!
–
Zaraz wrócę!
Puściłam
się pędem przez korytarz, przepychając się przez tłum uczniów, którzy
markotnie, niemal w letargu, wlekli się na swoje zajęcia. Odtworzyłam w pamięci
plan lekcji Daniela i zbiegłam klatką schodową na pierwsze piętro, gdzie miał
mieć angielski. Byłam niespokojna. To nie pierwszy raz, kiedy mój brat się z
kimś kłócił. Nigdy się nie bił, jednak parę razy widziałam go w akcji. Kiedy
ktoś zalazł mu za skórę, Daniel popychał go albo podnosił za ubranie i zawsze
zarzekał się, że to ostatni raz, bo brzydzi się przemocą i nie zamierza z nikim
bić się na poważnie. A niby co to miało być? Dla mnie coś takiego balansowało
na granicy przemocy, a chyba niepotrzebne były mu problemy w trzeciej klasie
gimnazjum. Poza tym semestr dopiero się rozpoczął, a przynajmniej raz w
tygodniu dochodzą mnie słuchy, że znowu się z kimś posprzeczał. A co, jeśli tym
razem doszło do rękoczynów i kogoś pobił?
Zauważyłam
klasę Daniela pod salą, ale jego samego nie było w pobliżu. Za to dostrzegłam
opierającego się o ścianę jego najlepszego przyjaciela.
– Olaf!
Chłopak
podniósł głowę znad książki, rozglądając się ze zmarszczonymi brwiami. Kiedy
podeszłam do niego, zamknął podręcznik, uśmiechając się krzywo. Chyba wiedział,
po co przyszłam. Słowo daję, znał mnie na wylot, niemal tak dobrze jak Daniel.
– Wiesz
może, gdzie jest Daniel? – spytałam, wlepiając w niego oczy.
– Poszedł
do kibla. Już wiesz?
– No
chyba raczej. Co mu tym razem odbiło?
Wzruszył
ramionami, pochylając się, żeby chwycić torbę, do której wcisnął podręcznik.
– To
normalne wśród chłopaków. To taki nasz sposób argumentacji.
– Bijatykę
nazywasz sposobem argumentacji?
– Ej,
nikt nikogo nie obił…
– Martyna
was widziała.
Olaf
popatrzył na mnie z przekąsem i jednym ruchem poprawił okulary, kręcąc głową i
starając się nie roześmiać.
–
A Martyna słynie z tego, że mówi to, co widzi? Przecież ona ogarnia szkolną
gazetkę i zawsze podkręca fakty. Ile razy tak było?
Cóż,
punkt dla niego. Martyna uwielbiała przeinaczać fakty na swoją korzyść, by
stały się bardziej dramatyczne niż były w rzeczywistości.
–
No… w sumie… – przyznałam cicho, w zamyśleniu przygryzając usta. Zerknęłam na
Olafa już nieco mniej wkurzona. – Więc nic się nie stało?
–
Nic groźnego. Okej, ściął się z Horacym, ale nikt nikomu nie obił mordy, jeśli
ci o to chodzi.
Przytaknęłam,
przyjmując takie wyjaśnienie. Odrobinę mnie to uspokoiło. Ale tylko odrobinę.
Jakby nie patrzeć, Daniel znowu się z kimś posprzeczał. Rozumiałam, chłopcy i
ich hormony, jednak tego było stanowczo za dużo.
Stłumiony
dźwięk dzwonka rozniósł się echem po korytarzu, niemal natychmiast powodując
zbiorowy jęk u większości uczniów.
–
Dobra. Dzięki! – Rzuciłam mu uśmiech, przeciskając się z powrotem przez
korytarz. – To… ja wracam na lekcję.
– Jasne.
Narka!
Pomachałam
Olafowi, który już został zagadany przez koleżankę z klasy. Wróciłam na swoje
zajęcia, w ostatniej chwili wpadając do sali. Zarumieniona usiadłam za Polą,
która wwiercała we mnie niebieskie oczy, jednak ja pokręciłam głową. Wśród
szumu urywanych rozmów wyciągnęłam kartkę i czekałam, aż nauczycielka zacznie
dyktować pytania. Bawiłam się długopisem, obracając go w palcach i gapiąc się
tępo w blat biurka. Zamierzałam poważnie porozmawiać z bratem. Może i byłam od
niego młodsza, ale nigdy nie traktował mnie jak gówniary i zawsze znalazł
chwilę, żeby mnie wysłuchać. A ja po prostu się o niego martwiłam.
Zimny
dreszcz przeszył mnie na wskroś, powodując, że objęłam się ramionami.
Zawsze
uważałam Daniela za rozważnego, opiekuńczego starszego brata, ale… od pewnego
czasu go nie poznawałam. Od pewnego czasu mnie… przerażał.
Daniel
Wpadłem
do sali przy akompaniamencie zbiorowego chichotu. Nasz nauczyciel, Wacław
Teodorczyk, tylko sapnął i wskazał moje miejsce, a sam podszedł do biurka i
odznaczył w dzienniku moje spóźnienie. Było już pięć minut po dzwonku i jak nic
będę musiał tłumaczyć się rodzicom ze spóźnienia na pierwszą lekcję. Miałem iść
szybko do kibla, ale kiedy z niego wyszedłem, dopadła mnie pewna
drugoklasistka, która już od zeszłego roku uganiała się za mną. Nic dziwnego,
że gdy tym razem wyrwałem się bez obstawy do łazienki, zaatakowała, ćwierkając
o tym, jak jestem dobry na swojej „jak-jej-tam” pozycji i że reszta drużyny
może pomarzyć o mojej popularności, a zdolnościami to niedługo przewyższę
samego Lewandowskiego. Poważnie, miałem jej dość i jeśli potrafiłem ostro
przemówić facetom do rozumu, to z dziewczynami tak nie umiałem. Zawsze uważałem
je za delikatne i traktowałem z szacunkiem, zapominając o tym, jakie potrafią
być cwane i zaborcze.
Czym
prędzej usiadłem w ławce dzielonej z Olafem. Powyciągałem wszystkie potrzebne
rzeczy, w tym pracę domową, którą nasz nauczyciel miał zwyczaj zbierać na
koniec zajęć, dzięki czemu mieliśmy z Olafem czas, żeby prześledzić nasze
wypociny i poprawić ewentualne błędy.
I
gdy tylko belfer odwrócił się do tablicy, by zapisać temat zajęć, ja zaryłem
nosem o ławkę. Dało się słyszeć zdławione parsknięcie kumpli siedzących za
nami.
Zacisnąłem
usta, bo nie wiedziałem, za co się chwycić najpierw: za pulsujący nos czy za
tył głowy, w którą uderzył mnie Olaf.
–
Za co to? – syknąłem do niego.
–
Za to, że musiałem kryć ci dupę – dopowiedział półszeptem.
Z
jego wnikliwego spojrzenia domyśliłem się, że nie chodziło o Wacka.
Westchnąłem
głośno z formującym się „fuck” na ustach. Cholera jasna. Byłem przekonany, że
nikt nie dowie się o mojej przepychance z Horacym, a na pewno nie Łucja. Jeśli
chodziło o moją siostrę, ostatnie, czego bym się po niej spodziewał, to to, że
poleci ze skargą do rodziców. Nie ona. Łucja nie była typem donosicielki, nawet
jeśli groziła, że wszystko wypapla mamie. Zawsze mnie chroniła i prędzej sama
zmyłaby mi głowę, niż miałbym przez jej długi język mieć nieprzyjemności ze strony
rodziców czy nauczycieli. Coś mi mówiło, że czekał mnie ciężki wieczór.
–
Dowiedziała się?
–
A co myślałeś, wszczynając burdę przed szkołą? – zironizował Olaf, udając, że
pochyla się nad zeszytem, w skupieniu przepisując temat zajęć.
Migiem
poszedłem w jego ślady, bo u Wacka karą za przyłapanie na gadaniu był referat
na czterdzieści tysięcy znaków. Odchyliłem minimalnie głowę w stronę kumpla,
jeszcze bardziej zniżając głos.
–
Była zła?
Boleśnie
powoli odwrócił głowę w moją stronę, a jego wysoko uniesione brwi mówiły, jak
bardzo dobiłem go moim głupim pytaniem.
–
I ty serio tym się teraz przejmujesz – wysyczał, minimalnym ruchem głowy
wskazując na Wacka, który czytał jakiś tekst ze swojego podręcznika. Wzruszyłem
ramionami, na co sapnął, pokonany. Oparł głowę na lewej ręce, udając, że
zawzięcie sporządza notatki. – Była, delikatnie mówiąc, zaniepokojona. Chyba
martwi się o ciebie.
Rzuciłem
długopisem, który spadł z ławki i potoczył się po podłodze dwa rzędy dalej.
Zośka, koleżanka z klasy, jedna z nielicznych, która nie zawracała sobie głowy
moim urokiem osobistym, schyliła się, żeby go podnieść i odrzuciła mi,
pokazując przy tym język. Odpowiedziałem jej, udając, że kłaniam się w pas, na
co wywróciła oczami. Lubiłem Zośkę. Była normalna, nie to, co reszta dziewczyn
w klasie, które gdy tylko się odezwałem, zaczynały wzdychać, wachlując swoimi
przesadnie wytuszowanymi rzęsami. Nawet moja znienawidzona mutacja im nie
przeszkadzała.
Nauczyciel
przerwał czytanie, zwracając uwagę na zamieszanie, za które przeprosiłem,
pokazując długopis, jakby to on był wszystkiemu winien. Wacek, sapiąc niczym
lokomotywa, wrócił do czytania. Coś mi mówiło, że jeśli jeszcze raz odważę się
przerwać zajęcia, wylecę z klasy.
Olaf
kopnął mnie pod stołem.
–
Daniel, mówię poważnie – wycedził przez zęby. – Nie możesz atakować każdego,
kto głośno powie, że z Łucji jest seksowna laska. I właśnie o tym mówię. –
Zmrużył oczy w odpowiedzi na moje wściekłe spojrzenie.
–
Co ja zrobię, że ten temat mnie wkurza?
– Zapanuj
nad tym. Jeśli nie dla mojego świętego spokoju, to dla Łucji, która przez
ciebie osiwieje jeszcze przed dwudziestką.
Łucja
Jawnie
unikałam Daniela. Odwracałam wzrok, kiedy szedł korytarzem, a gdy chciał do
mnie zagadać, przyspieszałam, głośniej rozmawiając z Polą, która zupełnie nie
wiedziała, o co chodzi. Widziałam, jak był zły z tego powodu, ale nie
potrafiłam zapanować nad gniewem. Byłam na niego wściekła jak nigdy wcześniej.
Przesadził i musiał to odczuć. I nie musiałam wiedzieć, o co poszło. Domyśliłam
się.
Daniel
od zawsze cierpiał na syndrom starszego brata. Opiekował się mną, zajmował, gdy
rodzice byli w pracy, odrabiał ze mną lekcje. Był moim najlepszym przyjacielem
i powiernikiem. Ale wiedziałam też, że to ja byłam przyczyną jego bójek. Daniel
miał coś takiego, jakiś pstryczek, który przełączał się wtedy, gdy ktoś mnie
obraził albo skomplementował w niezbyt pochlebny sposób. Wtedy wpadał w szał.
Już w podstawówce skutecznie odstraszał każdego chłopaka, który chciał ze mną
zatańczyć na szkolnej dyskotece, a na bal na koniec szkoły poszłam z Polą,
podczas gdy pozostałe dziewczyny z klasy dobierały się w pary z naszymi kolegami.
Cudownie było siedzieć i siorbać soczek podczas wolnych tańców.
Więc
tak, wiedziałam, czym kierował się Daniel. Nie musiałam pytać „dlaczego” ani
słuchać jego zapewnień, że to już ostatni raz albo że po prostu kolesiowi się
należało. Czy on nie rozumiał, że nie chciałam, żeby mnie bronił takimi
metodami? Wiedziałam, że mnie kocha, że dba o moje bezpieczeństwo, bo nie raz w
przeszłości starsi chłopcy robili sobie ze mnie popychadło, a większość
nauczycieli tłumaczyła to jako końskie zaloty. Tylko Daniel mi wtedy pomógł.
Tylko on stawał w mojej obronie i wtedy wszyscy się go słuchali. Ale teraz, gdy
oboje trafiliśmy do gimnazjum, a Daniel za kilka miesięcy miał przystąpić do
egzaminów kończących szkołę, czy to było takie ważne? Przecież nie mógł zawalić
swojej oceny z zachowania przeze mnie. A treningi? Gdyby coś mu się stało
podczas którejś z bijatyk, nie mógłby brać udziału w meczach. On naprawdę nie
rozumiał, że się o niego martwiłam. Czy chłopcy w okresie dorastania są aż tak
skrajnie głupi?
Wróciłam
do domu, podczas gdy Daniel miał trening do wieczora. Normalnie wpadałam do
niego na chwilę przed swoim kółkiem plastycznym, zanim udał się z kumplami z
drużyny na halę sportową, ale nie tym razem. Tego dnia moje kółko zostało
odwołane, bo nasza nauczycielka zachorowała, a ja nie musiałam się uczyć ani
odrabiać lekcji, więc mama zarządziła jesienne sprzątanie ogrodu, co mnie
wybitnie uszczęśliwiło. Krzywiąc się, poczłapałam do pokoju, żeby przebrać się
w jakieś stare ciuchy, których nie było mi szkoda zniszczyć podczas prac w
ogrodzie. Zanim ściągnęłam dżinsy, wyciągnęłam z kieszeni telefon i położyłam
go na łóżku. Wtedy też zauważyłam, że mam nieodebrane połączenie i esemesa. Od
Daniela. Wywróciłam oczami, przysiadając półnaga na materacu. Wiadomość zawierała
jedno słowo.
Przepraszam.
Postanowiłam
być konsekwentna w swoim postanowieniu i nie odpisałam. Zamiast tego odłożyłam
telefon i ubrana w przetarte dżinsy, które zrobiły się za małe i sięgały
kostek, oraz starą szarą bluzę Daniela, powlekłam się do ogrodu, gdzie mama już
zaczęła przycinać krzewy.
Zauważyłam,
że podkradła ode mnie spinki do włosów, którymi podpięła opadającą na oczy
grzywkę. W zeszłym miesiącu obcięła swoje długie blond włosy na rzecz krótkiej,
sięgającej podbródka fryzurki, która podkreślała jej trójkątną twarz. Ostatnio
cierpiała na powszechną chorobę znaną jako fitmama. Starała się przyrządzać
zbilansowane posiłki i nawet jeśli wychodziły jej całkiem smaczne, to zarówno
tata, jak i Daniel nie byli fanami hummusu czy kotletów z tofu. Do tego dwa
razy w tygodniu wychodziła z koleżankami na zajęcia z jogi, a do południa
szydełkowała czapki czy szale oraz dziergała kolorowe torby, które później
sprzedawała na swojej stronie internetowej MamaIgła. Miała całkiem sporo
zamówień, zważywszy na to, że niedawno nauczyła się posługiwać drutami i nićmi.
Gdy byłam mała, pracowała, jak każda znana mi mama, od ósmej do szesnastej, a
dopiero po południu zajmowała się nami i domem. Jednak kiedy poszłam do szkoły,
porzuciła etat w przedszkolu. Widocznie tata nie miał nic przeciwko, bo i tak
większość dnia spędzał w pracy. Pracował jako makler, więc nie rozstawał się z
telefonem i tabletem. Nawet gdy miał wolne, wymykał się do gabinetu, żeby
klikać na laptopie. Nie za bardzo interesował mnie światowy rynek giełdy,
jednak dla taty nie istniał żaden inny temat do rozmów. Oczywiście poza
standardowym „i jak było w szkole”. Ale kochałam moich rodziców. Całą moją
rodzinę. Mimo że mama z tatą tak bardzo się od siebie różnili, to nawet ślepy
dostrzegłby, jak się kochają. Chciałabym kiedyś tak się zakochać.
Wyciągnęłam
ręce z kieszeni i chwyciłam za grabie oparte o jabłonkę, którą wspólnie
zasadziliśmy kilka lat temu.
–
Szybko ci poszło. – Mama obróciła się, otrzepując powłóczysty kardigan z liści
i uschniętej trawy. – Nie jesteś głodna?
– Nie.
– Daniel
znowu zabrał śniadanie za ciebie.
– Wiem.
Nawet schował je w swojej torbie treningowej.
Odrzucając
głowę, wybuchła perlistym śmiechem, który echem potoczył się po ogrodzie. W tym
momencie wyglądała tak młodo i ślicznie. Słońce oświetliło jej twarz, a złotawe
promienie sprawiły, że jej jasne włosy przypominały aureolę.
–
Chłopcy – skomentowała, wywracając oczami. – A jak tam w szkole?
–
Dobrze. Była kartkówka na bioli, ale chyba dostanę dobrą ocenę. Odpowiedziałam
na wszystkie pytania.
–
To cudownie! – Rozpromieniona zerknęła na mnie przez ramię, kucając przy
kolejnej hortensji. – Zdolną mam córeczkę.
Uśmiechnęłam
się pod nosem i automatycznie z większą ochotą zaczęłam wymachiwać grabiami.
Byłam łasa na pochlebstwa, szczególnie jeśli rodzice byli dumni z moich wyników
w nauce.
–
Kiedy wróci tata? – zagadnęłam, podchodząc bliżej mamy, żeby zgarnąć liście,
które opadły z hortensji.
– Znasz
go. Pewnie wróci w tym samym czasie co Daniel.
– Czyli
późno.
– Tak
czasami bywa… – westchnęła, otrzepując ręce. – Dobrze pamiętam, że w niedzielę
Daniel ma mecz?
–
Tak. O osiemnastej.
Na
moment zamilkła, przygryzając w zamyśleniu usta.
–
Może wybierzemy się wszyscy razem?
Obecność
rodziców na meczu Daniela należała do rzadkości. Najczęściej oddelegowywali
mnie, żebym nagrywała telefonem mecz, który później oglądaliśmy w salonie,
kiedy tata wracał z pracy albo robił sobie przerwę od posiedzenia w gabinecie.
–
Mówisz poważnie?
–
Tata chciał zobaczyć Daniela w akcji. Chyba ma dosyć tego, że musi oglądać jego
mecze na filmikach montowanych przez ciebie.
– Byłoby
ekstra! Daniel na pewno się ucieszy! Tata w tym roku nie był na żadnym jego
meczu.
– Niestety,
taką ma pracę. – Wciągnęła głośno powietrze, prostując się powoli. – Dobra, ja
już skończyłam. Przyniosłaś worki na odpady?
Zamarłam,
a grabie wydały z siebie nieprzyjemny dźwięk, gdy zahaczyłam nimi o skalniak.
Ups.
–
Nie. – Skrzywiłam się, wywracając oczami.
Mama
rzuciła mi półuśmiech, mrugając zadziornie.
–
Zaraz po nie pójdę.
– Nie,
ja pójdę – odparłam, opierając grabie o ścianę domu.
Przeszłam
na tył ogrodu, gdzie pod płotem, w samym narożniku stał domek gospodarczy, w
którym trzymaliśmy różne ogrodowe graty i jakieś sprzęty. Szczerze nie lubiłam
tego miejsca. Było tu duszno i trąciło wilgocią, a walające się wszędzie
narzędzia, kartony i puste doniczki pokrywał pył i liczne lepkie pajęczyny.
Przecisnęłam się między oponami zimowymi przykrytymi czarnym pokrowcem i
drewnianymi krzesłami ogrodowymi opartymi o ścianę. Na półce pod oknem leżały
zwinięte w rulon worki, do których miałam władować liście. Może Daniel nie
widział problemu we wciśnięciu ich między zakurzone graty, ale ja nie miałam
tak długich ramion. Musiałam oprzeć się o szafkę na kółkach, która zaskrzypiała
pod wpływem mojego ciężaru. Opuszkami udało mi się namacać worki i,
przygryzając język, wychyliłam się jeszcze bardziej na palcach. Ściągnęłam je
jednym ruchem. Kolejnym strąciłam jakieś pudełko, które z brzdękiem wylądowało
na podłodze, a sądząc po odgłosie, jego zawartość rozsypała się we wszystkie
strony.
–
Kurde – syknęłam cicho.
Rzuciłam
worki na ziemię, kucając na drewnianej podłodze, żeby dojrzeć, ile szkód
narobiłam. Sapiąc, wkurzona odsunęłam krzesła i wcisnęłam się w wąską
przestrzeń, uważając, żeby włosami nie zahaczyć o podejrzanie wyglądającą
pajęczynę.
Jakaś
puszka leżała odwrócona dnem do góry i, szczęśliwe dla mnie, nie musiałam
przekopywać się przez te wszystkie graty, żeby skompletować jej zawartość.
Przesunęłam ją po podłodze i, opierając się na kolanach, postanowiłam
sprawdzić, czy nic, co było w środku, nie zostało uszkodzone. Rękawem wytarłam
brud ze starej puszki pomalowanej srebrną farbą. Było to blaszane pudełko po
czekoladkach, chyba wedlowskich. Uchyliłam wieczko i zajrzałam do środka. Było
tam kilka kopert, listów, pocztówek i jakieś pliki zdjęć obwiązane sznurkiem.
Mama zazwyczaj trzymała pamiątki swoje i taty w garderobie, w nieśmiertelnych
kartonach po butach. Szopa ogrodowa chyba kiepsko się do tego nadawała.
Chciałam
zamknąć pudełko, jednak coś przykuło moją uwagę. Nie rozwiązując sznurka,
przetarłam kurz z pierwszego zdjęcia. Byli tam rodzice – ich poznałam od razu –
ale towarzyszyła im ciemnowłosa kobieta w zaawansowanej ciąży. Uśmiechała się
smutno, jakby pod przymusem, podczas gdy mama i tata obejmowali ją ramionami.
Pomarańczowa data wytłoczona w prawym rogu podpowiedziała mi, że to zdjęcie
pochodziło sprzed siedemnastu lat, czyli gdy rodzice byli jeszcze na studiach.
Chciałam odłożyć zdjęcia na kupkę, ale wtedy spomiędzy fotografii coś wypadło.
Zaciekawiona wzięłam do ręki bransoletkę, która zatrzymała się na moich udach.
Była to zwykła czerwona nitka, którą zaciskało się wokół nadgarstka, a jej
końce przywiązane były do złotego znaku nieskończoności. Była śliczna, skromna
i wcale nie wyglądała na starą. Nawet kolor grubej nitki nie wypłowiał mimo
upływu lat.
–
Łucja! Narnia cię wciągnęła czy jak? Daniel znowu schował wor…
Obróciłam
się, szorując tyłkiem po zakurzonej podłodze. W otwartych drzwiach stała mama,
ale wcale nie patrzyła na mnie. Jej wzrok przyciągnęły zdjęcia.
–
Przepraszam – rzuciłam zawstydzona, pospiesznie wkładając zawartość z powrotem
do puszki i zatrzaskując wieko. Dźwignęłam się zwinnie na nogi, jedną ręką
otrzepując tyłek. Skruszona podałam blaszane pudełko mamie. – Wysypało się,
kiedy ściągałam worki. Przepraszam, zajrzałam, ale tylko żeby sprawdzić, czy
niczego nie popsułam.
Ale
mama mnie nie słuchała. Nadal patrzyła na to, co trzymałam w ręce. Jakbym
wyciągała w jej stronę wyjątkowo szkodliwą rzecz, a nie jej pamiątki z dawnych
czasów.
–
Mamo? – Pochyliłam głowę.
Przełknęła
głośno ślinę, zwracając swoje błękitne oczy na mnie. Wyglądała na przerażoną,
wyrwaną z jakiegoś transu. Pierwszy raz widziałam, żeby ktoś tak szybko
pobladł.
– Mamo,
dobrze się czujesz? – spytałam z troską.
Chyba
mój ton odrobinę ją otrzeźwił, bo poruszyła brwiami, by chwilę później pokręcić
głową. Jej usta wykrzywiły się w uśmiechu, jednak jak dla mnie był on
niesamowicie wymuszony.
– Tak,
tak, przepraszam… po prostu – zagryzła wargi, odbierając ode mnie puszkę – nie
wiedziałam, że to trafiło do szopki.
–
Też się zdziwiłam. To chyba zdjęcia z czasów, kiedy byłaś na studiach?
Mama
rzuciła szybkim, spłoszonym spojrzeniem.
– Tak
– odpowiedziała z wolna. – Pójdę zanieść je do domu, zanim znowu się gdzieś
zawieruszą – dodała pospiesznie. – Ja już skończyłam, więc proszę, pozgarniaj
liście, a ja pójdę zrobić obiad.
–
Dobrze – przytaknęłam bez większego sensu, bo mama już była w połowie ogródka.
W
zamyśleniu skubałam sweter, obserwując, jak mama trzyma puszkę oburącz,
ściskając ją tak mocno, że pobielały jej knykcie. To było dziwne i tak
niepasujące do jej naturalnego zachowania. Jakby bała się tej puszki, albo
raczej tego, co było w środku…
Nie,
to głupie! Kto normalny bałby się kilku listów i zdjęć?
Daniel
Zwlokłem
się do domu koło dziewiętnastej. Mimo że w szatni wziąłem szybki prysznic, to
dla relaksu postanowiłem wykąpać się jeszcze raz. Byłem cały obolały.
Szczególnie mocno dało mi się we znaki prawe kolano, w które sprzedała mi
kopniaka Łucja. Nie chciałem, żeby widziała, jak kuśtykam po domu, więc
wymoczyłem się trochę dłużej, niż powinienem. Cholerstwo zdążyło już zsinieć.
Pocieszała mnie tylko myśl, że Horacy pewnie czuł się zdecydowanie gorzej – jak
przeżute i wyplute gówno.
Podczas
rozgrzewki sparowałem się z nim i, tak jak planowałem, przeorałem nim kilka
razy boisko. Nie miał dzisiaj ze mną lekko, dlatego zasłużyłem sobie na wykład
od Olafa podczas powrotnego spacerku do domu. A miał chłop gadane. Może rano
faktycznie zbyt agresywnie zareagowałem, ale należało mu się. Nikt nie będzie
mówił o mojej siostrze per „gorąca laska”. Przynajmniej nie w mojej obecności.
Wciągnąłem
luźne dresy i właśnie wyjmowałem z szafy koszulkę, kiedy usłyszałem pukanie.
Bardzo cichutkie i odrobinę wstydliwe. Westchnąłem, na moment rozważając, czy
odpowiedzieć, ale znając moją siostrę, prędzej czy później i tak mnie dopadnie.
Poza tym wkurzyłem się, kiedy nie odpisała na mojego esemesa. Wiedziałem, że ją
rozzłościłem, ale nie sądziłem, że się na mnie obrazi. Właśnie postanowiłem, że
zachowam się jak typowy gówniarz i jej nie odpowiem, kiedy cichy głosik Łucji
przebił się przez drzwi.
–
Mogę wejść?
Oczami
wyobraźni widziałem, jak stoi ze smętnie zwieszoną głową i naciąga na palce
przydługie rękawy bluzy.
–
Jasne – mruknąłem zrezygnowany.
Włożyłem
na siebie koszulkę, gdy Łucja wchodziła do mojego pokoju. Zamknęła za sobą
drzwi i w chwilę później usłyszałem, jak przysiadła na łóżku.
– Jak
trening? – zagaiła, jak dla mnie zbyt swobodnie.
Okręciłem
się, rzucając jej pospieszne spojrzenie. Siedziała na skraju materaca,
pociągając kolana pod brodę. Miała na sobie moją starą szarą bluzę, która na
mnie była już za mała, a jej sięgała do połowy ud. Długie włosy związała w
luźny warkocz, z którego uciekło kilka kosmyków. Dyskretnie obrzuciłem wzrokiem
pokój, robiąc w myślach pospieszny rachunek sumienia, czy czasem jakaś para
brudnych gaci albo inne rzeczy, których zdecydowanie nie powinna oglądać
młodsza siostra, nie walają się po podłodze.
–
Spoko – odpowiedziałem, splatając ramiona, gdy oparłem się biodrem o biurko. –
Na boisku przebiegłem w sumie dziesięć kilosów.
Pokiwała
głową z uznaniem, zakładając za ucho zbłąkane pasmo włosów.
–
Sporo. Pewnie jesteś padnięty – stwierdziła krótko, marszcząc brwi.
Mimo
że to powiedziała, nie ruszyła się z miejsca. Dalej skubała mankiet bluzy, nie
patrząc na mnie. Widziałem, jak się męczy. Z trudem stłumiłem westchnienie,
przeciągając ręką po wilgotnych włosach.
– Łuska.
Wiem, o co chodzi.
Rzuciła
mi szybkie spojrzenie, po czym znowu skupiła swoją uwagę na wyrywaniu
niewidzialnych nitek. Jak tak dalej pójdzie, faktycznie zniszczy ciuch.
–
Martwię się o ciebie – wyrzuciła w końcu. – Ostatnio nie jesteś sobą.
–
Dorastam – skomentowałem, wzruszając lekko ramionami.
W
odpowiedzi na mój pusty argument Łucja przewróciła oczami.
– Tak,
hormony i tak dalej, rozumiem, łapię, ale… nie poznaję cię. Co? Znowu ktoś coś
o mnie mówił? I co z tego?
– Widocznie
musiałem zareagować.
– I
uderzyć Horacego? Gdybyś zapomniał, to przypomnę ci, że do wczoraj to był twój
kumpel.
– Przesadzasz.
Po prostu zgłębialiśmy pojęcie interakcji międzyludzkich.
– Daniel…
– westchnęła bezsilnie, ukrywając twarz w dłoniach.
– Jesteś
moją siostrą i muszę…
–
…cię bronić. Tak, wiem. Ale, Daniel… Co, jeśli kiedyś posuniesz się dalej? Co,
jeśli zrobisz komuś krzywdę?
Zagryzłem
zęby, zgrzytając nimi boleśnie. Cholera, ona martwiła się, żebym nie zrobił
niczego głupiego. Miałem tego dość. Jeszcze godzinę temu Olaf mówił mi to samo.
Truł mi dupę do momentu, aż nie dotarliśmy do mojej ulicy, a on miał iść w
przeciwnym kierunku. Bite pół godziny temat był niezmienny – moja pogłębiająca
się agresja. Tyle że Olaf suszył mi głowę, a Łucja robiła to inaczej. Jakoś
potrafiła spojrzeć na mnie tak, żebym poczuł wyrzuty sumienia i już niemal sam
chciałem zaproponować, że zadzwonię do Horacego i go przeproszę. Niemal. Bo
ostatecznie tego nie zrobiłem.
Łucja
wstała z łóżka, które zaskrzypiało przeraźliwie.
– Po
prostu… boję się o ciebie.
–
Nie musisz. Ważniejsze, żebyś ty była bezpieczna.
– Co
ty mówisz? – Zmarszczyła brwi, kompletnie nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
– To,
że obiję mordę każdemu, kto chociaż źle na ciebie spojrzy. Nie obiecuję ci, że
to był ostatni raz, bo nie potrafię.
Cofnęła
się o krok, przełykając głośno ślinę. Nagle pobladła i sapnęła przez uchylone
usta. Wiedziałem doskonale, po co tu przyszła. Chciała wymóc na mnie obietnicę,
że już więcej tak nie zrobię. Ale nie rozumiała mnie. Nie potrafiła pojąć, że
jeśli pozwolę moim kumplom mówić o niej bez żadnego szacunku, może stać się coś
gorszego. Zacisnąłem wściekle pięści na samą myśl, że ktoś mógłby się
przystawiać do Łucji. Do mojej siostry.
– Przerażasz
mnie – jej głos zadrżał.
I
to natychmiast mnie uspokoiło. Fala nagłego otrzeźwienia spłynęła po mnie jak
zimny prysznic. Wystraszyłem ją.
–
Przepraszam – wyznałem cicho, powstrzymując się przed dziwnym odruchem, żeby ją
do siebie przytulić. Zamiast tego stałem jak kołek przy biurku. – Łucja, nie
chciałem…
Pokręciła
głową, robiąc kolejny krok w stronę drzwi. Dlaczego miałem dziwne wrażenie, że
ją traciłem? Że jeśli teraz pozwolę jej odejść, to stanę się dla niej potworem
bez uczuć?
– Ja
tak nie chcę, Daniel.
Spojrzałem
na nią zimnym, stalowym wzrokiem. W pierwszej chwili chciałem wytłumaczyć, że
przecież nic się nie stało, a Horacy nadal ma obie nogi, jednak po chwili cichy
głos w moje głowie zapytał „dlaczego?”. Dlaczego powinienem to zrobić? Przecież
tak nie myślałem, nie chciałem tego. Jedyne, co się dla mnie liczyło, to
bezpieczeństwo Łucji. Jeśli ona myślała, że po prostu zbiorę wszystkich debili
z naszej szkoły i wytłumaczę im za pomocą prostych wykresów, dlaczego nie
powinni mieć dzikich zapędów wobec mojej siostry, to się myliła. Byliśmy
dorastającymi nastolatkami, naładowanymi hormonami i z ubitą sieczką w głowie.
To tak nie działało. Jeśli chciałeś się postawić innemu chłopakowi, musiało się
to skończyć wyciągnięciem w jego stronę zaciśniętej pięści. Inaczej nie
zrozumieją. Tak jak teraz Łucja.
Więc
tak to miało wyglądać. Miałem bronić swojej siostry wbrew niej? Dobrze. Jestem
w stanie z tym żyć. Z jej strachem o mnie. Zrobię wszystko, żeby była
bezpieczna, nawet jeśli to oznacza, że już więcej mi nie zaufa.
–
Trudno – warknąłem, łapiąc za pierwszy lepszy sweter z kupki ciuchów leżących
na podłodze. – Będziesz musiała się przyzwyczaić. A teraz… idź już. Jestem
zmęczony po treningu.
Nie
chciałem na nią patrzeć. Nie wtedy, gdy praktycznie wywalałem ją za drzwi. Co
miałem innego zrobić? Temat skończony. Ona nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to
robiłem, a ja nadal miałem w głowie wspomnienie z podstawówki, gdy kuliła się
zapłakana pod ścianą, a nad nią górowało dwóch chłopaczków ze starszej klasy,
ciągnąc ją za jej piękne blond warkocze i rzucając w jej stronę obleśne teksty.
Nigdy się nie poskarżyła, że była zaczepiana, że jej dokuczali i się z niej
śmiali. Ona cierpiała, a ja niczego nie zauważyłem. Doniosła mi o tym Pola i za
to jestem jej po dziś dzień wdzięczny. Ale właśnie wtedy obiecałem sobie, że
już nigdy nie zostawię jej samej. Musiałem ją obronić. Po prostu musiałem.
Wypuściłem
ze świstem powietrze, dopiero gdy usłyszałem łoskot zamykanych drzwi. Rzuciłem
się bez tchu w poprzek łóżka. Zacisnąłem pięści, waląc z całej siły w poduszkę.
I mocno wciągnąłem powietrze. Był tam. Jej zapach. Zaciągnąłem się nim raz jeszcze.
Kwiat pomarańczy… Jaśmin… Słodki i pobudzający, jak sama Łucja.
Kurwa.
Zerwałem
się na równe nogi.
Moje
serce waliło w piersi, kłując z każdym uderzeniem. Zacisnąłem dłonie, żeby
powstrzymać drżenie palców.
Opanuj
się. Uspokój. To twoja siostra. Siostra, do cholery!
Rozdział 3
There’s
something in the way you roll your eyes
Takes me back
to a better time
When I saw
everything is good
But now you’re
the only thing that’s good
P!nk, Walk
Me Home
Daniel
Jakiś
czas później, kiedy zdołałem opanować emocje i wszystkie pierdoły, które
oblepiły mi mózg, zwlokłem się na dół. Mama kończyła przygotowywać późny obiad,
a Łucja kręciła się wokół stołu, rozkładając głębokie talerze. W ogóle nie
zwracała na mnie uwagi. Poczułem tępe ukłucie w okolicy żołądka, jakby ktoś
walnął mi z pięści w splot słoneczny. Było jasne, że mnie unikała.
Obok
mnie przystanął tata, który dopiero co wrócił z pracy. Mogłem to zauważyć po
rozpiętej koszuli i rękawach, które właśnie podwijał. Klepnął mnie zawadiacko
po ramieniu, gdy mnie mijał, żeby usiąść przy stole. Mogłem się założyć, że za
każdym razem, gdy tak robił, unosił rękę wyżej niż zwykle. Mamę przerażało to,
jak szybko urosłem w ostatnim czasie.
–
Cześć, synku.
Oparł
łokcie na stole, wzdychając głucho. W ciągu ostatnich lat jego ciemne włosy
przyprószyła siwizna, a na twarzy pojawiły się zmarszczki. Miał stresującą
pracę, która zmuszała go do nieustannej aktywności, jednak lubił to, co robił.
Nigdy nie słyszałem, żeby narzekał na nadmiar obowiązków. Ślęczenie do późnej
nocy nad notowaniami giełdowymi było jego konikiem.
–
Ciężki dzień? – zagaiłem, czując, że krępująca cisza, jaka panowała w kuchni,
świdruje mi w uszach.
Zerknął
na mnie, ale jego uśmiech był dziwnie przytłumiony.
–
Nie najgorszy, ale dzięki, że pytasz.
Mama
postawiła na środku stołu garnek z żółtawą mazią, która zapewne była zupą
kukurydzianą. Cicho pocieszałem się w myślach, że przynajmniej nie były to
kotlety sojowe, których nie znosiłem.
–
Siadajcie, nakładajcie – zachęcała nas ochoczo, wsuwając się na krzesło obok taty.
Nadstawiłem
talerz, na który mama nalała mi dwie nabierki zupy, i nim zdążyłem
zaprotestować, posypała obficie pietruszką. Kukurydza i pietruszka. Świetnie. W
dodatku grubo siekana. Będę wydłubywał ją spomiędzy zębów przez resztę
wieczoru.
Łucja
przyniosła koszyczek z tostami, który od razu podała tacie. Z nisko pochyloną
głową usiadła naprzeciwko mnie, równie cicho jak mama.
–
I jak tam w szkole, dzieciaki? – rzucił tata, merdając łyżką w grudkowatej
zupie.
Wzruszyła
ramionami, przełykając.
–
Fajnie – odpowiedziałem.
–
Spoko – przytaknęła Łucja, pomiędzy porcjami zupy.
– Proszę
was – sarknął tata, wywracając oczami. – Nie zasypujcie mnie takim gradem słów.
Głowa mi pęknie.
Zerknąłem
na niego, uśmiechając się półgębkiem, natomiast Łucja parsknęła cicho. Tata w
ciągu całego dnia był niezwykle skupiony na pracy i praktycznie nie istniał
wtedy dla świata, jednak dopiero przy obowiązkowej rodzinnej kolacji łapał
odrobinę oddechu. I dało się to odczuć w jego kiepskich żartach.
Łucja
nadal nie była w nastroju do zwierzeń, więc pokrótce streściłem intensywne
przygotowania do meczu. I w sumie to byłoby na tyle. Nie byłem aż takim
debilem, żeby mówić im o przepychance, którą zaliczyłem, jeszcze nim zadzwonił
szkolny dzwonek. I w tej kwestii mogłem też zaufać siostrze. Jeszcze nigdy nie
poleciała ze skargą do rodziców, nawet jeśli moje metody perswazji odbiegały
odrobinę od normy zwanej konstruktywną rozmową.
Mama
upuściła łyżkę na talerz, klaszcząc z ekscytacji.
–
Właśnie! Zapomniałam ci powiedzieć. – Chwyciła tatę za przedramię. – We wtorek
byłam u dzieciaków na wywiadówce.
–
I? – zawiesił groźnie głos, spoglądając na nas z ukosa. – Ściągać pas?
–
Bardzo śmieszne. – Trąciła go zadziornie w bok, wywracając oczami.
I
mamy to. Padł drugi suchar taty.
Co
jak co, ale nawet jeśli odrobinę za dużo pyskowałem na zajęciach i zarobiłem za
to jedną lub dwie uwagi, rodzice nigdy nie dali mi klapsa, nie mówiąc już o
biciu pasem, ale za to musiałem przepraszać nauczyciela przy całej klasie. A
takie upokorzenie dla nastolatka to masakryczna kara.
–
Możemy być dumni. – Mama wyprostowała się, wyciągając rękę w stronę Łucji, żeby
pogłaskać ją po włosach. – Łucja jest pilną uczennicą i jeśli utrzyma dobre
oceny do końca semestru, to może być najlepsza w klasie. W każdym razie ten
pierwszy miesiąc był dla niej bardzo dobry, więc i prognozy są całkiem
obiecujące. Daniel ma minimalny problem z chemią i fizyką, ale to da się
naprawić – dodała, patrząc na mnie znacząco.
Super, pomyślałem kwaśno, bo to oznaczało
zarywanie nocy nad książkami. Po prostu wyśmienicie.
–
Natomiast twój wychowawca mówił mi, że namawia cię na olimpiadę – dokończyła.
Czy
ktoś jeszcze chciał mi umilić dzień? Dodatkowe godziny z fizy, a teraz jeszcze
zakuwanie do olimpiady. Mogłem założyć się o następny mecz, że teraz ojciec tak
łatwo nie odpuści tematu. Nie gdy na horyzoncie pojawiło się widmo dodatkowych
punktów na koncie rekrutacji do liceów.
Łucja
odezwała się po raz pierwszy od momentu, gdy wyszła z mojego pokoju. Mrugała
szybko, więc chyba była zaskoczona, że w ogóle mój angielski był na tyle dobry,
żeby zaproponować mi olimpiadę.
–
Z anglika?
–
No raczej – sarknąłem, unosząc ironicznie brew. – A kto niby jest moim
wychowawcą? Chyba nie chemica.
Wywróciła
oczami, nadymając wargi, a na jej policzki wpłynął szkarłatny rumieniec.
Chrząknąłem, czym prędzej odwracając wzrok od jej zawstydzonej twarzy. Tak jak
sądziłem, tata żywo zainteresował się możliwościami, jakie otworzył przede mną
wychowawca.
–
I co o tym myślisz? – zapytał, na moment przestając jeść.
Wzruszyłem
ramionami, skupiając się na łamaniu chleba.
–
No, nie powiem, punkty przydałyby się do świadectwa, ale nie wiem, czy znajdę
czas na przygotowanie.
–
Zawsze możesz ograniczyć treningi – odpowiedział swobodnie, wracając do zupy.
Zamarłem.
I chyba coś mi przeskoczyło w szczęce. W jednej chwili poczułem, jakbym wszedł
do chłodni. Treningi. Piłka. Mecze… Były dla mnie wszystkim. To nie bzdurne
hobby czy zapychacz czasu, ale moje życie i moje marzenia. Spróbowałem odrobinę
rozluźnić szczękę, żeby aż tak głośno nie zgrzytać zębami.
–
Tato, chyba nie mówisz poważnie – odezwała się Łucja, cicho sapiąc. – Daniel
kocha piłkę…
– Może
masz rację – przerwałem jej natychmiast.
Mama
coś szepnęła do taty, a Łucja wykorzystała ten moment, żeby kopnąć mnie w
kostkę.
Zerknąłem
na nią. Gapiła się na mnie z otwartymi ustami i roziskrzonymi w gniewie oczami.
Wiedziałem, że chciała mnie obronić, bo przecież była córeczką tatusia, dla
której zawsze znalazł czas, ale ja wiedziałem, że to z góry przegrana sprawa.
Już kiedyś przebąkiwał, że szkolny klub piłki nożnej to tylko zajęcia pozalekcyjne.
Zabawa. Sposób na zabicie czasu. Nigdy nie traktował mojego kopania piłki
poważnie. Dla niego ambitnym zajęciem byłoby zaliczanie każdej możliwej
olimpiady, a nie ganianie po błotnistym boisku w krótkich szortach.
Więc
to jest ten moment –
pomyślałem gorzko.
Tata
uciszył mamę jednym gestem i znowu zwrócił się w moją stronę.
– Musisz
myśleć o przyszłości, synu – kontynuował, splatając ręce nad talerzem. –
Kopanie w piłkę zawsze możesz traktować jako coś, co będziesz robił w wolnym czasie,
ale trzeba mieć papierek w ręku. W przyszłości nikt nie będzie traktował cię
poważnie, jeśli trafisz do przeciętnego liceum. Musisz mieć takie, które dobrze
przygotuje cię na studia.
–
Ale… – wtrąciła znowu Łucja, gotując się na krześle.
– Przestań
– syknąłem w jej stronę, mając nadzieję, że tym razem trafnie odczyta, że po
prostu ma się zamknąć. – Masz rację, tato. Powinienem to przemyśleć – dodałem,
mimo że język odmawiał mi posłuszeństwa.
Wyraźnie
zdziwiony, że całkiem sprawnie poszło mu przemówienie mi do rozumu, uniósł z
uznaniem brwi.
– Cieszę
się, że to mówisz – rzekł, poklepując mnie po ramieniu. – Iga, co do następnego
weekendu…
Już
ich nie słuchałem.
Więc
tak to się miało skończyć? Jakaś bzdurna olimpiada miała pokrzyżować moje
marzenia? Jeśli to, co mówił trener, było prawdą, miałem zadatki na całkiem
dobrego piłkarza. Musiałem tylko znaleźć fundusze, bo ponoć interesował się mną
miejski klub młodzików. Cholera, dzisiaj chciałem o tym pogadać z ojcem. Gdyby
dał mi jeszcze rok, może wtedy… Co ja pieprzyłem. Jaki rok? Przecież za chwilę
kończę gimnazjum. Za kilka miesięcy czekają mnie testy, które zaważą na tym, do
jakiego liceum będę mógł startować. To jasne, że właśnie teraz przyszedł czas
na otrzeźwienie.
Ale
ja nie mogłem żyć bez piłki. To było moje powietrze, mój tlen, moja…
Przełknąłem
gorzką pigułkę, starając się opanować wzbierające pod powiekami łzy. Nie mogłem
się poryczeć jak ostatnia baba. Nie przy mamie i Łucji. Gdyby to zobaczyły, na
pewno starałyby się pogadać z ojcem i jakoś go przekonać do zmiany decyzji. Ale
po co? Przecież byłem facetem. Czas schować marzenia do pudełka i zacząć
przygotowywać plany na życie.
Gdy
rozluźniłem zaciśnięte pięści, na resztki zupy posypały się okruchy z tosta. W
skupieniu obserwowałem pojawiającą się na wnętrzu dłoni czerwoną pręgę oraz
małą kropelkę krwi. Czy to możliwe, żebym w jednej chwili stracił czucie w
całym ciele? Bo naprawdę niczego nie czułem. Za to w środku… W środku łamałem
się na kawałki. Powoli. Boleśnie.
Nigdy
wcześniej nie pragnąłem, żeby nasza rodzinna kolacja zakończyła się
najszybciej, jak to możliwe.
–
Czemu to powiedziałeś?
Zostanę
przyszłym wróżbitą Maciejem. Poważnie.
Zabrałem
od Łucji talerze, które opłukiwała pod bieżącą wodą, a moim zadaniem było
umieścić je w zmywarce. Zostaliśmy sami. Rodzice zaraz po późnym obiedzie
poszli do sypialni, natomiast do nas należał rytuał sprzątania. Konsekwentnie
starałem się unikać wwiercającego się spojrzenia Łucji.
– Nie
wiem, o co ci chodzi – zbyłem ją, pochylony nad koszem.
–
Przecież kochasz grać – stwierdziła prosto, jakby wyjaśniała mi najbardziej
oczywistą rzecz na świecie.
Znowu
wzruszyłem ramionami, starając się nie myśleć o tym, co chwilę temu usłyszałem
przy kolacji. Postanowiłem, że do momentu, w którym nie zamknę się w pokoju, nie
będę się nad sobą użalać. I nawet to spojrzenie mojej siostry tego nie
zmieni.
–
Co to zmienia? – odparłem, nie patrząc na nią.
–
To twoje marzenie i nie mów mi, że gadam głupoty. Przecież ty…
–
Łuska, daj już spokój. Tata ma rację. Muszę pomyśleć o dobrej szkole. Piłka to
nic ważnego – dodałem obcym głosem.
–
Nie wierzę, że to mówisz.
Sam
nie dowierzałem, ale co miałem zrobić. Zawsze słuchałem się rodziców, nawet
jeśli do końca się z nimi nie zgadzałem. Bo właśnie nimi byli. Moimi rodzicami.
Chyba tak to funkcjonowało w każdej normalnej rodzinie, prawda? Po prostu
chcieli dla mnie dobrze. Tylko dlaczego po raz pierwszy miałem ochotę się
zbuntować, walnąć pięścią w stół i powiedzieć im prosto w twarz, żeby się
wypchali?
Wkurzony
na tę całą sytuację, zbyt mocno trzasnąłem drzwiczkami zmywarki.
–
Jak sobie chcesz – skomentowała gorzko, wycierając ręce w ręcznik, który
później rzuciła mi prosto w twarz. – Skończyłam. Idę spać.
–
Dobranoc, Łucja – wypaliłem cicho. Mogłem to zwalić na przyzwyczajenie, ale to
byłoby kłamstwo. Tak naprawdę chciałem ułagodzić jej gniew.
Wyczułem,
że zatrzymała się na progu, walcząc ze sobą. Z chęcią odejścia bez słowa a
zwyczajowym odpowiedzeniem mi szybkim uściskiem. Zerknąłem na nią niepewnie.
Łucja zacisnęła palce na bluzie, ze wzrokiem wlepionym w podłogę. W końcu
podniosła głowę, a jej zielone oczy zalśniły smutno. Jeśli to miało służyć
temu, bym poczuł się jak ostatni dupek, to spisała się doskonale.
–
Dobranoc – odpowiedziała w końcu miękkim szeptem.
Starałem
się zmusić mięśnie twarzy, by wykrzesały z siebie ostatnie pokłady energii i
moje usta rozciągnęły się w coś na kształt uśmiechu. I chyba mi się udało, bo
Łucja niemrawo odpowiedziała mi tym samym. Kiedy usłyszałem, że wdrapuje się po
schodach na piętro, pozwoliłem sobie głośno wypuścić powietrze.
Przełknąłem
łzy.
Miałem
ochotę coś rozwalić. Chyba tak się czuje człowiek zmuszany do rezygnacji z
marzeń, nie? Ale zamiast tego pozwoliłem sobie na chwilę słabości. Usiadłem na
podłodze pod rzędem białych szafek i, opierając głowę o szufladę, przykryłem
oczy przedramieniem. Nie chciałem nawet przyjąć do wiadomości, że mogłem
płakać. A jednak. Ostatni raz płakałem, kiedy Łucja rozwaliła mi mój zdalnie
sterowany samochód, prezent na dziesiąte urodziny, o którym tak marzyłem. Tym
razem coś innego zostało zniszczone.
Moje
marzenia.
Moje
ja.
A
najgorsze było to, że sam miałem je zniszczyć.
Łucja
Byłam
wkurzona. Totalnie. Co tata sobie myślał, mówiąc, żeby Daniel zrezygnował z
grania w klubie? Przecież on był rewelacyjny! Na boisku po prostu wymiatał!
Kiedy oglądał wszystkie filmiki z meczów Daniela, był z niego niewyobrażalnie
dumny i za każdym razem gratulował mu udanej akcji czy podania. Jak on teraz
mógł mu powiedzieć, żeby dobrowolnie odszedł z drużyny? Zrezygnował z marzeń i
pasji? I to w imię czego? Papierka na studia? Mnie też powie za dwa lata, żebym
odeszła z klubu plastycznego i skupiła się na zaliczaniu kolejnych olimpiad? W
tej chwili szczerze zastanawiałam się nad pogorszeniem ocen i chwilowym olaniem
szkoły tylko po to, żeby zrobić tacie na złość i trzymać front Daniela.
Przechodząc
obok sypialni rodziców, zauważyłam, że zostawili uchylone drzwi. Usłyszałam
strzępy rozmowy i w pierwszej chwili wzruszyłam ramionami, jednak kiedy
wymienili imię brata, przystanęłam, zmuszając się do bezruchu i wstrzymując
powietrze.
–
Czemu nie mówiłaś wcześniej? – usłyszałam pełen pretensji głos ojca.
–
Nie chciałam mówić przy Danielu – odpowiedziała cicho mama.
Tata
sapnął przeciągle, jakby spadło na niego za dużo informacji naraz.
–
Nie wszystko uda nam się ukryć – odpowiedział przytłumionym głosem, jakby mówił
zza przyciśniętej do ust dłoni. – Czasami geny mają znaczenie. Czy ta
nauczycielka z nim już rozmawiała?
–
Ponoć tak, ale Daniel nie wziął jej na poważnie. Dla niego to tylko jakieś
bohomazy, które namalował na poczekaniu, żeby zaliczyć dobrą ocenę. Ale, Aleks,
jeśli… Jeśli on faktycznie…
– Iga,
nie myśl o tym – uciął tata, a na sam dźwięk jego twardego głosu poczułam
dreszcz na karku. – Dla Daniela najważniejsza jest teraz nauka. Nie jest jak ona
– dodał dobitnie.
Przełknęłam
ślinę, czując dziwną pustkę w głowie. Co za „ona”? Mówił o naszej nauczycielce
plastyki? I Daniel potrafił malować? Zawsze się śmiał z moich rysunków, a tu
chwali go nauczycielka? I to przed rodzicami?
Nagle
otworzyły się drzwi, rzucając na mnie pasmo jasnego światła, od którego
musiałam przymknąć oczy. Podniosłam wzrok na stojącego na progu tatę, który
wyglądał, jakby zobaczył ducha.
– Łucja?
– wydukał na wydechu. – Skończyliście już? – spytał mniej sztywno, rzucając
spojrzeniem w dół korytarza, jakby spodziewał się zobaczyć depczącego mi po
piętach Daniela.
– Tak
– odpowiedziałam, niezbyt rozumiejąc jego zdenerwowanie. – Daniel wynosi
śmieci.
Widocznie
moja odpowiedź go usatysfakcjonowała, bo wypuścił z siebie drżące powietrze i,
poklepując mnie po głowie, wskazał na mój pokój.
–
Dobrze. Kładź się już.
– Dobranoc,
tato.
– Dobranoc,
córciu.
Poszłam
do siebie, ale nim zamknęłam za sobą drzwi, zauważyłam, że tata odprowadza mnie
wzrokiem, a na jego twarzy ponownie zagościł ten dziwny wyraz. Od razu padłam
na łóżko. Nie spieszyło mi się do łazienki. Może i dzieliłam ją z Danielem, ale
on zazwyczaj brał prysznic zaraz po przyjściu z treningów. Mama dałaby mu do
wiwatu, gdyby śmierdzący usiadł do kolacji. Potarłam dłońmi twarz. Nie
rozumiałam taty. Zawsze nam mówił, żebyśmy rozwijali swoje talenty i pasje,
byśmy szli pod prąd. A teraz co miała znaczyć jego „sugestia”, żeby Daniel
odszedł z klubu i skupił się na nauce? Wiedziałam lepiej niż ktokolwiek inny,
że Daniel myślał poważnie o zawodowstwie. Byłam ciekawa, czy postawi się tacie,
ale sądząc po tym, jaki potulny był podczas kolacji, nic na to nie wskazywało.
Było
mi żal brata, bo wiedziałam, że te marzenia były dla niego wszystkim. Nie wyobrażałam
sobie, żeby mógł z nich zrezygnować, i to dobrowolnie. Ale to miała być jego
decyzja, więc cokolwiek postanowi, będę go wspierać. Do końca.
Jeśli podobał wam się fragment i czujecie się zaciekawieni to zapraszam do zakupu książki na
TaniaKsiążka.pl -> Klik
Livro.pl -> Klik
Raczej nie są to moje klimaty ;/
OdpowiedzUsuńrozumiem
UsuńCzytałam już fragmenty tej książki na innych bloga i raczej poczekam na jej recenzje.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie mogę się jej doczekać :)
OdpowiedzUsuńSuper, ja też jestem bardzo ciekawa :)
UsuńMam ochotę poznać całość tej historii. 😊
OdpowiedzUsuńNo niezwykle interesująco się zapowiada :)
Usuń