Poznaj Zanim Kupisz - Pan Romantyczny - Leisa Rayven - Wydawnictwo NieZwykłe
października 15, 2019
4
Darmowy fragment
,
Leisa Rayven
,
Pan Romantyczny
,
Październik 2019
,
Poznaj Zanim Kupisz
,
Wydawnictwo NieZwykłe
Zapraszam was na darmowy fragment książki.
To książka dla wszystkich, którzy kiedykolwiek czuli się ignorowani i niewidzialni.
Ja cię widzę: jesteś kimś pięknym, wspaniałym i o wiele bardziej bezcennym, niż ci się wydaje.
Ja cię widzę: jesteś kimś pięknym, wspaniałym i o wiele bardziej bezcennym, niż ci się wydaje.
Rozdział pierwszy
Człowiek legenda
Gdy słyszę z ust swojej słodkiej,
ale naiwnej młodszej siostry ksywkę „Pan Romantyczny”, nie mam wątpliwości, iż
dała się wrobić i uwierzyła w kolejną miejską legendę. Asha siedzi przy blacie
kuchennym w naszym małym mieszkaniu na Brooklynie, stanowczo za bardzo
ogarnięta jak na szóstą rano w poniedziałek.
Przestaję
napełniać ekspres, po czym odwracam się do niej.
– Czyli
mówisz, że kobiety wynajmują sobie faceta, żeby zrealizował ich romantyczne
fantazje? No przestań, Ash. To bujda na resorach.
– To
prawda! – upiera się. – Joanna opowiadała o tym na przerwie w pracy. Koleś odgrywa
wszystkie role. Wiesz, posępnego miliardera, seksownego bad boya, oddanego
najlepszego przyjaciela, gorącego przedsiębiorcy. Można wybierać spośród wielu
postaci, których zwykle nie spotyka się poza romansami. Mówią, że jest świetny.
Joanna podsłuchała w ostatni weekend, jak cała grupka kobiet gadała o nim na
jakimś przyjęciu charytatywnym, gdzie za bilety liczyli sobie po tysiąc
dolarów.
Parskam
i wracam do robienia kawy.
– A
co, do licha, sekretarka Joanna robiła na takiej imprezie?
– Jej
kuzynka jest spokrewniona z mało znaną łotewską rodziną królewską czy coś w tym
stylu. Limuzyna następcy tronu zepsuła się w drodze z lotniska, więc w
ostatniej chwili zaprosili Joannę.
Posyłam
siostrze swoje najlepsze beznamiętne spojrzenie.
– Łotewska
rodzina królewska. Oczywiście. To ma sens.
Asha
jest młodszym redaktorem w jednym z najstarszych nowojorskich wydawnictw. Choć
nie poznałam jeszcze wszystkich jej kolegów z pracy, ci, których spotkałam,
zdecydowanie zaliczali się do dziwaków.
– Czy
Joanna nie słynie przypadkiem z nałogowego kłamstwa?
– Cóż,
tak, lubi bajdurzyć, ale to nie znaczy, że nie ma rozeznania. Jedna z kobiet
opowiadających o tym superogierze twierdziła, iż dzięki randce z nim wyleczyła
depresję. Inna wyznała, że uratował jej małżeństwo, bo dopiero kiedy pokazał,
jak zmysłowa potrafi być, przypomniała sobie, jak bardzo lubi seks. Cała
gromada kobiet uważa tego gościa za romantycznego wybawcę. Gorącego Jezusa czy
co tam.
Potrząsam
głową, patrząc, jak kawa sączy się przez filtr. Z nas dwóch Asha zawsze miała o
wiele bujniejszą wyobraźnię. Odziedziczyła po matce ślepy optymizm, lecz
zdrowego rozsądku już nie.
– Czyli
twierdzisz – odzywam się, nalewając do dwóch kubków świeżą kawę – że ten
mityczny facet-bestia, o którym mówiła kłamczucha Joanna, jest kimś w rodzaju…
nie wiem… bohaterskiego żigolaka?
– Jest
osobą do towarzystwa – uściśla Asha.
– Czy
to nie jest wymyślna nazwa męskiej dziwki?
– Nie.
Nie uprawia seksu z klientkami.
Podaję
jej kubek.
– Przed
chwilą mówiłaś co innego.
– Nie
– zaprzecza, kalając świeżo paloną kolumbijską kawę czterema łyżeczkami cukru.
– Mówiłam, że realizuje romantyczne fantazje kobiet.
– A
to wyklucza seks?
– Tak.
– Nie
brzmi to specjalnie romantycznie. Mężczyzna, który się ze mną nie prześpi? Nie
muszę za coś takiego płacić.
Siostra
dodaje do kubka śmietanki, po czym wzdycha z irytacją. Często tak robi w moim
towarzystwie. Mój bezwzględny cynizm gryzie się bowiem z jej beznadziejnie
romantyczną wrażliwością. Od zawsze.
Pewnego
razu, gdy miałam osiem lat, a ona sześć, kłóciłam się z mamą, że mikołaj nie
istnieje. Asha tak się zdenerwowała, że w mojej kolorowance z Piotrusiem Panem
dorysowała wszystkim rogi, nawet psu.
Mały
potwór.
Odegrałam
się, obsypując ją brokatem, kiedy spała. Gdy po przebudzeniu spytała, co się
stało, powiedziałam, że Dzwoneczek tak się na nią zezłościła za pomazanie Piotrusia,
że pękła ze złości. Asha płakała przez pół godziny, zanim mama przekonała ją,
iż żartowałam.
Nie
muszę dodawać, że siostra nigdy więcej nie mazała po moich rzeczach.
– Naprawdę
zapłaciłabyś komuś za seks? – pyta zamyślona, kiedy wkładam chleb do tostera.
Zastanawiam
się nad tym przez chwilę.
– To
musiałoby być epickie ruchanko, żebym wydała na nie ciężko zarobione pieniądze.
– Jak
bardzo epickie?
– Z
trzema orgazmami. Może czterema.
Uśmiecha
się.
– To
niemożliwe, aby osoba, której nie znasz, doprowadziła cię do tylu orgazmów.
Tak
naprawdę chce powiedzieć: „Ktoś, kogo nie kochasz”. Sądzi, że seks jest
najlepszy, gdy partnerzy szczerze się o siebie troszczą. Między innymi dlatego
unika przygód na jedną noc i gardzi mną w duchu za to, że ja wikłam się w nie
tak często.
– Jeśli
nie znasz faceta – stwierdza protekcjonalnie – na pewno nie zrelaksujesz się do
tego stopnia, by dojść wielokrotnie.
Wzruszam
ramionami.
– Chyba
nie doceniasz moich umiejętności, które pozwalają, żeby względnie nieznajomi
ludzie sprawiali mi przyjemność.
– No
przestań. Nie powiesz mi, że zawsze dochodzisz.
– W
większości przypadków tak.
Patrzy
na mnie z niedowierzaniem. Nie mogę zaprzeczyć, że lekko naginam prawdę. Bóg mi
świadkiem, iż kilku ostatnich facetów, z którymi się przespałam, nie miało pojęcia
o istnieniu łechtaczki. A także nie znało odpowiedniej techniki, jeśli chodzi o
seks oralny. Każdy z nich był mniej więcej tak finezyjny, jak pies myśliwski w
fabryce parówek.
– Nigdy
nie pragnęłaś czegoś więcej? – pyta tęsknie Asha.
Śmieję
się.
– Czego?
Fiuta?
– Wszystkiego.
– Wzdycha. – Partnera. Kochanka. Przyjaciela. Obrońcy. Motywatora. Prawdziwego
mężczyzny w twoim życiu.
– W
przeciwieństwie do tych wszystkich zmyślonych, których trzymam w sypialni?
– Eden,
wiesz, o co mi chodzi.
– Oczywiście.
Po prostu nie wierzę, że potrzebuję jakiegoś kolesia, aby mnie dopełnił. Jestem
całkiem szczęśliwa bez niego.
Przewróciwszy
oczami, upija łyk kawy. Niezależnie od tego, ile razy o tym rozmawiamy, nie
potrafi zrozumieć, że nie chcę mieć chłopaka ani oszczędzać swojego ciała dla tego jedynego. Biedactwo, nie była
jeszcze na wystarczającej liczbie randek, by przekonać się, iż on zwyczajnie
nie istnieje. To po prostu największe oszustwo w dziejach ludzkości.
Co
ciekawe, siostra nie jest dziewicą. Miała w liceum chłopaka i myślała, że
strzeże on jej Świętego Graala, dopóki po studniówce nie potknął się,
nadziewając fiutem na jej byłą najlepszą przyjaciółkę. Zepsuło to pięcioletni
plan Ashy, żeby wyjść za Jeremy’ego po ukończeniu college’u, a następnie zostać
najmłodszą starszą redaktorką w dziejach nowojorskich wydawnictw. Choć ten
ostatni cel nadal jest w jej zasięgu. Nie jest mi specjalnie żal, że rzuciła
Jeremy’ego i jako singielka mieszka razem ze mną. Asha to najlepsza
współlokatorka, jaką kiedykolwiek miałam, nawet jeśli nieustannie biadoli nad
moim życiem miłosnym.
Rozsmarowuję
masło orzechowe na toście, a ona wkłada do ust płatki, po czym celuje we mnie
łyżką.
– Pewnego
dnia poznasz faceta, który zmieni twoje myślenie o mężczyznach, a kiedy to
nastąpi, będę się śmiała, triumfowała i pewnie wrzucę jakiś filmik na YouTube,
by uczcić tę okazję.
– Wątpię.
– A
ja nie. – Gdy to mówi, obryzguje mlekiem oraz płatkami blat.
– Nie
gadaj z pełną buzią. Poza tym marnujesz czas. Dobrze mi tak, jak jest.
Asha
przełyka, a następnie ociera usta.
– Czyli
jak? Pasuje ci uprawianie kiepskiego seksu z przypadkowymi frajerami?
– Przynajmniej
go uprawiam.
– I
robisz to źle. Mam pokój tuż obok. Myślisz, że nic nie słyszę? Nazwij mnie
staroświecką, ale uważam, że to powinno być co najmniej siedem minut w niebie,
nie trzy.
– Tak,
jednak z seksem jest trochę jak z pizzą. Nawet kiepski jest dobry.
Wgryzam
się w tost, po czym posyłam jej uśmiech.
Krzywi
się, a potem wyciąga z torby książkę, otwiera i zaczyna czytać. Oczywiście jest
to romans. Kręcę głową. Jakby nie miała dość beznadziejnego romantyzmu i
musiała go jeszcze podsycać.
Kiedy
popijam kawą ostatni kęs tostu, otwierają się drzwi od mojego pokoju. W progu
staje facet bez koszulki.
Skoro
już mówimy o niezadowalających partnerach seksualnych…
– Hej.
– Półnagi mężczyzna pociera głowę, przechadzając się w nisko opuszczonych dżinsach.
Nachyla się, by obdarować mnie niezręcznym całusem w policzek.
Boże,
nienawidzę poranków po takich nocach.
– Uch,
cześć. Chcesz kawę?
– Pewnie.
– Opiera się o blat, a ja nalewam, po czym wręczam mu kubek. Asha gapi się najpierw
na mnie, potem na niego, a następnie znowu na mnie.
– Och,
wybacz – mówię. – To moja siostra, Asha. Ash, to… – Cholera. Jak on miał na imię? – Tim?
– Tony
– poprawia.
– Przepraszam.
Tony.
– Cześć.
– Tim/Tony macha do Ashy, mierząc ją spojrzeniem, jakim większość mężczyzn
obdarza moją siostrę. Jeśli siedzimy razem w barze, to ona jest zaczepiana jako
pierwsza. Z zabójczymi ustami oraz krwistoczerwonymi wargami przypomina pin-up
girl, podczas gdy ja wyglądam jak jej efektowna, ale zwyczajna asystentka.
Tony
posyła mi szybkie spojrzenie. Nie mam wątpliwości, co sobie myśli: że przespał
się z niewłaściwą siostrą. Nie dziwi mnie, że okazał się dupkiem. Najwyraźniej
mam szczęście do przyciągania takich typów.
Nie
wie jednak, iż Asha rzadko chociażby odwzajemnia męskie spojrzenia, więc ma
farta, że w ogóle coś mu się trafiło.
Siostra
posyła mu niemrawy uśmiech.
– Hej.
Po
tym, jak opuściła mnie zeszłej nocy, zostawiając samą w lokalnej knajpie The
Tar Bar, podjęłam złą decyzję i zaprosiłam do siebie Tony’ego. Zanim poszła,
ostrzegałam ją, że po kilku tequilach nie mogę sobie ufać. Zupełnie jakbym była
iPhonem, a tequila mnie odblokowywała.
– Tony
– rzuca Asha z wyczuwalną dezaprobatą. – Nie powinieneś się zbierać do pracy?
Koleś
się śmieje. W ogóle nie wygląda na takiego, co pracuje.
– Razem
z zespołem mamy próbę dopiero o trzynastej.
Ash
obdarowuje go uśmiechem świadczącym o tym, że w myślach już go osądziła. Nasza
matka, wychowująca nas w pojedynkę pracoholiczka, wpoiła nam solidną etykę
pracy. Jeśli ktoś sprawia wrażenie lenia, natychmiast ma minus u sióstr Tate.
Nie na tyle dużego, żebym się z nim nie przespała, ale jednak…
– To
świetnie, że masz w życiu jakieś cele – zauważa uszczypliwie Asha.
Tony
wygląda, jakby chciał podjąć rozmowę, lecz ona ostentacyjnie odwraca się do
niego plecami, po czym wsadza nos w książkę.
Koleś
najwyraźniej łapie aluzję, bo odstawia kubek z kawą i znika w moim pokoju.
Kilka minut później pojawia się w pełni ubrany.
– Cóż,
do zobaczenia. Dzięki. – Odprowadzam go do drzwi, a następnie je otwieram.
Odwraca się, aby wydukać: – To… Ee… Chcesz mój numer czy…?
Dlaczego
faceci zawsze czują się zmuszeni, by o to zapytać? To jasne jak słońce, iż nie ma
najmniejszego zamiaru zadzwonić, a mimo to wypala z czymś takim, jakby się bał,
że uczepię się jego nogi i nie puszczę, dopóki nie wytatuuje mi swojego numeru
na dupie.
– Nie,
spoko – mówię.
Ulga
na jego twarzy jest niemal komiczna.
– No
dobra. Super. To spadam.
Zamknąwszy
drzwi, wracam do kuchni.
Siostra
przygląda mi się, kiedy zmywam. Ignoruję ją.
– Eden…
– zaczyna.
– Nie
chcę tego słuchać.
– Stać
cię na dużo więcej.
– Asha,
przestań.
– Zasługujesz
na dużo więcej.
– Czyżby?
Wali
książką o blat.
– Oczywiście!
Mogłabyś zdobyć wspaniałego faceta, gdybyś się tylko odrobinę wysiliła.
Łapię
jej subtelną aluzję co do mojego braku stylu. Codziennie ubieram się tak samo:
w dżinsy, botki, T-shirt oraz jakąś kurtkę, zwykle skórzaną. Ash z kolei ma
więcej klasy niż cały salon fryzjerek. Z ciuchów kupionych w lumpeksie potrafi
stworzyć nowatorskie stylówki, które wyglądają na o wiele droższe, niż są w
rzeczywistości. Poza tym, choć obie odziedziczyłyśmy po mamie ogniście rude
włosy, mnie odpowiada sięgająca do ramion fryzura z naturalnymi falami, podczas
gdy Asha ścina swoje krótko, prostuje i stylizuje. Idealnie pasuje to do jej
okularów w rogowych oprawkach, które nosi bardziej na pokaz, niż w celu poprawy
wzroku
W
przeciwieństwie do mnie jest prawdziwą modnisią. Często powtarza, że jestem tak
niemodna, iż tylko cudem tyłek mi jeszcze nie odpada.
Och,
wspomniałam już, jaka z niej nieznośna mądrala?
– Edie,
próbuję jedynie powiedzieć, że nie musisz zadawać się z ćpunami, żeby zaliczyć
– wyjaśnia. – Są w okolicy lepsi mężczyźni. Musisz po prostu mieć nieco większe
wymagania niż „oddycha” i „ma penisa”.
– Hej,
to nie fair. Nalegam też, aby mieli przynajmniej połowę własnych zębów, a także
mniej niż pięć wyroków.
– Wow,
nie wiedziałam, że jesteś aż tak wybredna.
Z
uśmiechem biorę jej pusty kubek, by go umyć. Choć ją kocham, nigdy nie będziemy
się zgadzały w kwestii facetów.
– Powinnaś
go przynajmniej opisać – stwierdza, wkładając książkę do torby, po czym bierze
parę owoców z miski na szafce.
Patrzę
na nią.
– Kogo?
Przyćpanego obiboka Tima?
– Tony’ego.
I na litość boską, nie. Chodzi mi o Pana Romantycznego. To by było coś, prawda?
Pracuję
w „Pulsie” – nowej, rozrywkowej stronie internetowej, mającej ponad pięć
milionów subskrypcji. Mimo że ukończyłam z wyróżnieniem studia dziennikarskie na
Uniwersytecie Nowojorskim, szef każe mi pisać te bezmyślne clickbaitowe teksty,
od których dostaję raka. Coś w stylu: NIE
UWIERZYSZ, CO KIM KARDASHIAN ROBI TERAZ ZE SWOIM TYŁKIEM! czy 10 OZNAK, ŻE TWÓJ KOT PRÓBUJE CIĘ ZABIĆ.
NUMER 3 ZMROZI CI KREW W ŻYŁACH!
Czekam
na dzień, w którym będę mogła wykorzystać wiedzę wyniesioną z czterech lat
studiowania dziennikarstwa śledczego, ale sądząc po tym, jak mało elastyczny
jest mój pracodawca, jeśli chodzi o nowe pomysły, nie mam pojęcia, kiedy
nastanie ta chwila.
Kończę
zmywać i wycieram zlew.
– Ash,
jestem przekonana, że Joanna zmyśliła tego całego Pana Romantycznego. A nawet
jeśli koleś istnieje, nigdy nie pozwolą mi napisać newsa na stronę główną,
jeżeli zasugeruję, że to coś niezbyt istotnego.
– W
takim razie spraw, żeby to miało znaczenie. Śmietanka towarzyska Nowego Jorku
szaleje na punkcie tego gościa, chociaż nie uprawia on seksu z klientkami. Co
otrzymują od niego te bogate gospodynie domowe, czego nie mogą im dać ich posiadający
władzę oraz miliony mężowie? Oto jest pytanie. A jeśli poznasz odpowiedź,
będziesz miała materiał na świetną historię. – Całuje mnie w policzek. – Po
prostu o tym pomyśl, okej? Widzimy się wieczorem.
Po
tym, jak wychodzi, rozważam jej słowa. Nie mogę zaprzeczyć, że intryguje mnie
ten pomysł. Potrzebuję jednej dobrej historii, aby wyrwać się z bagna
banalności, w którym obecnie tkwię. Jednego ważnego newsa, dzięki któremu
udowodnię swojemu tępemu szefowi, iż stać mnie na coś więcej niż bezsensowne brednie.
Przystojny kanciarz dojący boginie botoksu z Park Avenue może się do tego
nadać.
Z
nową energią chwytam laptopa i wpisuję w Google „Pan Romantyczny”. Oprócz kilku
milionów linków do książek, a także stron ze słowem „romans” w nazwie nie
znajduję niczego, co pasowałoby do opisu Joanny. Przeglądam kolejne strony w
poszukiwaniu choćby najmniejszej wskazówki, że koleś naprawdę istnieje, jednak
po godzinie nadal niczego nie mam.
Zatrzaskuję
laptopa, a następnie pocieram powieki. Niepotrzebnie straciłam czas na
sprawdzanie tropu od nałogowej kłamczuchy. Dobry Boże, chyba udzieliła mi się
beznadziejna naiwność siostry.
Przerażające.
Z
pomrukiem frustracji pakuję komputer do torby, po czym idę do metra. Wygląda na
to, że czeka mnie kolejny tydzień zabijającej szare komórki, moralnie wątpliwej
generacji memów.
Cudownie.
Rozdział drugi
Co, proszę?
Walę czołem o biurko,
jęcząc cicho, gdy w moim boksie pojawia się rozczochrana jasnobrązowa czupryna.
Następnie widzę piwne oczy i resztę twarzy mojego przyjaciela Toby’ego.
– Tate,
co ty, kurwa, robisz?
– Wymierzam
sobie karę.
– Dlaczego?
– Bo
muszę jakoś zapłacić za tę kupę gówna, którą wyprodukowałam.
Toby
wzdycha, po czym obchodzi niewielką przestrzeń mojego boksu. Jak zwykle wygląda
niczym Guliwer w mieście Liliputów.
Był
jedną z pierwszych osób, z którymi się zaprzyjaźniłam, kiedy zaczęłam pracować
w „Pulsie”, po części dlatego, że oboje mamy spaczone poczucie humoru, a po
części dlatego, że nasze boksy znajdują się obok siebie. Między innymi dzięki
niemu ta praca nie doprowadziła mnie jeszcze do szaleństwa. Jako zadeklarowany
nerd Toby pisze fachowe, branżowe artykuły. Najlepiej określa go porównanie do
futbolowca, który przez przypadek trafił do sklepu z kardiganami i wyszedł z
niego przemieniony w Kudłatego ze Scooby-Doo.
O ile Kudłaty był przypakowany.
Stojąc
za mną, ogromnymi dłońmi podnosi moją głowę z blatu biurka.
– Okej,
dość – mówi stanowczo
– Nie
rozumiesz.
Siada
na wolnym krześle.
– Rozumiem.
Napisałaś coś, od czego nieświadomi internauci dostaną raka. Jeszcze jakieś
nowości? Nie może być aż tak źle.
– Może.
Jest.
– Pokaż.
Prostuję
się i bez entuzjazmu klikam myszką, aż na ekranie pojawiają się moje trzy
ostatnie posty.
Toby
nachyla się, by je przeczytać. Pierwszy nagłówek głosi: SZOKUJĄCE TAJEMNICZE ZDJĘCIA. RZĄD NIE CHCE, ŻEBYŚ JE ZOBACZYŁ!
Spogląda
na mnie.
– Niech
zgadnę. Fejkowa autopsja kosmity?
– Ta.
– Słabe.
I stare.
– Ta.
Klika
w kolejny post. To filmik pod tytułem: LUDZIE,
KTÓRZY NIE LUBIĄ PIKANTNEGO JEDZENIA, PRÓBUJĄ PIKANTNEGO JEDZENIA. REZULTAT
JEST KOMICZNY!
Mruży
oczy.
– Sama
to nagrałaś?
– Ta.
– Powiedz
mi, że to nie są te trzy ofermy z księgowości, które zrobią wszystko, jeśli
poprosi ich o to ładna dziewczyna. – Patrzy na mnie uważnie.
– Okej,
nie powiem.
– Ale
to oni, prawda?
– Ta.
Wzdycha,
po czym przenosi wzrok na ekran, na którym widnieje trzeci artykuł.
NAJGORSI
SERYJNI MORDERCY W HISTORII! ZRÓB QUIZ I PRZEKONAJ SIĘ, KTÓRYM JESTEŚ!
Kiedy
z powrotem kładę głowę na biurku, nie powstrzymuje mnie.
– Widzisz?
– szepczę.
– No
dobrze. Nie jest to szczyt twoich możliwości. Nawet nie próbujesz zabić
produktywności niewinnych ludzi, kusząc ich gównianym tytułem.
– Nie
mam do tego serca.
– Nie
musisz. Pomyśl o tej zachłannej, samolubnej części siebie, która lubi mieć
pieniądze na jedzenie oraz czynsz.
Prostuję
się, a następnie odsuwam włosy z twarzy.
– Łatwo
ci mówić. Ty piszesz o nowinkach technicznych i grach, czyli o tym, co kochasz.
– Tak,
jednak też wycierpiałem swoje, klepiąc gówniane, clickabitowe teksty, zanim
Derek przeniósł mnie do działu technicznego.
– Byłam
redaktorem „Washington Square News”, Tobes. Otrzymałam nagrodę Hearsta, na
litość boską – przypominam.
– Wiem.
A po stażu w „New York Timesie” znalazłaś się w finałowej dwójce osób, które
mogły zostać młodszymi reporterami, bla, bla, bla. Teraz to bez znaczenia.
Smutna prawda jest taka, że w Nowym Jorku na każdym kroku można spotkać
bezrobotnego dziennikarza, a wielu z nich ma równie wysokie kwalifikacje.
Musisz zrozumieć, że twoje wykształcenie przydaje się mniej więcej tak, jak
fotel katapultowy w helikopterze. Rynek pracy przypomina obecnie strefę
wojenną, a tutaj przynajmniej nieźle płacą.
– Czyli
co? Mam dalej robić coś, czego nienawidzę? Albo rzucić to, aby znaleźć pracę
marzeń, ryzykując, że zostanę bezrobotna i bezdomna? – Nie mogę ukryć irytacji.
– Nie
wiem, Tate. Potrzebujesz czegoś dobrego, by Derek zwrócił na ciebie uwagę.
Pracujesz nad jakimiś artykułami, które mogłabyś mu pokazać?
– A
żebyś wiedział. – Chwytam notebook. – W Nowym Jorku pojawiło się mnóstwo
fałszywych mandatów za parkowanie. Wyglądają na prawdziwe, ale konto bankowe
nie wskazuje na żadną miejską instytucję. Jakiś oszust naciąga naiwniaków.
Toby
kiwa głową.
– Nieźle,
chociaż afera z tego raczej marna. Masz coś jeszcze?
– Uch…
– Patrzę na swoje pomysły. – Buntowniczy artysta, który maluje wielkie kutasy
na dziurach w ulicy, tak że miasto jest zmuszone je zlikwidować albo ryzykować
obrazę
moralności publicznej?
Przyjaciel
się śmieje.
– Podoba
mi się jego styl, ale to też nie wystarczy na dobry artykuł.
– Okej.
– Skanuję wzrokiem listę, choć wiem, że tylko marnuję czas. Gdyby było tam coś
wystarczająco soczystego, aby zaimponować Derekowi, już dawno wparowałabym do
jego gabinetu, by sprzedać temat. To wszystko jednak średnie historie.
Odkładam
notebook i spoglądam na przyjaciela.
– Nic
nie mam.
Klepie
mnie protekcjonalnie po ramieniu.
– No
to masz problem, Tate. Potrzebujesz czegoś, żeby coś osiągnąć.
Pokazuję
mu właśnie faka, kiedy mój telefon zaczyna wygrywać Bootylicious. Toby natychmiast lekko się prostuje. Wie, że to
dzwonek przypisany do numeru Ashy, a buja się w niej, odkąd ją poznał. Gdy
tylko pojawia się w okolicy, zachowuje się jak olbrzymi labrador, któremu
powiedziano, że idzie na spacer.
Patrzę
na niego przepraszająco. Wraca do swojego boksu, a ja odbieram.
– Hej,
Ash. Co tam?
– On
istnieje.
– Kto?
– pytam zdezorientowana.
– Pan
Romantyczny. Dziś rano Joanna rozmawiała o nim z kuzynką, która była
przerażona, że Joanna coś podsłuchała. Powiedziała, że wszystko, co dotyczy
przystojnego mężczyzny do towarzystwa, jest ściśle tajne. Można go poznać tylko
przez polecenie aktualnej klientki. To wygląda jak system wypożyczania gorącego
faceta.
– Okej,
zaciekawiłaś mnie. Czy kuzynka Joanny jest jego klientką?
– Nie,
ale zna kogoś, kto nią jest. Nie uwierzysz… – Urywa dla lepszego efektu. – To
Marla Massey.
– Znaczy,
żona senatora Masseya? – upewniam się. – Byłego pastora, który podaje swoją
żonę za przykład? Mówisz poważnie?
– Śmiertelnie
poważnie. Wygląda na to, że kiedy pobożny kongresmen pracuje w Waszyngtonie,
jego oddana połowica zabawia się z przystojniakiem. Wyobrażasz sobie, co by się
stało, gdyby to wypłynęło?
Gdy
uświadamiam sobie, jaki artykuł mógłby z tego powstać, na moich ramionach
pojawia się gęsia skórka. Jeżeli dobrze to rozegram, zrobię dzięki niemu
karierę, o której zawsze marzyłam. Pieprzyć „Puls”. Będę mogła wybierać spośród
największych graczy w branży.
– To
co mam zrobić? – pytam. – Zaprzyjaźnić się z panią Massey na tyle, aby
przedstawiła mnie swojemu wynajętemu chłopakowi? Marne szanse.
– O
ile nie zmienisz się nagle w megabogatą
gospodynię domową, która lubi chodzić po galeriach sztuki i czytać Biblię,
raczej trudno ci będzie zacząć się obracać w tych samych kręgach, co ona. Nie
będzie nawet chciała z tobą rozmawiać, jeśli się dowie, że jesteś dziennikarką.
Asha
ma rację. Muszę mądrze to rozegrać albo mój jedyny dobry temat rozwieje się
niczym dym.
– Okej,
więc jak one się kontaktują z tym facetem do towarzystwa? Przez telefon?
E-mail? Za pomocą gigantycznego penisa wyświetlonego na niebie?
Siostra
ścisza głos.
– Joanna
mówi, że jeśli dana kobieta uchodzi za wystarczająco dyskretną, by zostać jego
klientką, ta, która ją poleca, przekazuje jej specjalny kwestionariusz. Trzeba
go wypełnić, włożyć do koperty razem z tysiącem dolarów, a potem dostarczyć do
skrzynki pocztowej w Williamsburg.
Niemal
spadam z krzesła.
– Tysiąc
dolarów? Tyle koleś sobie liczy za randkę?
Głowa
Toby’ego pojawia się nad ścianką działową.
– O
czym ty, kurwa, gadasz? – szepcze.
Macham
na niego i mocniej chwytam telefon.
– Nie
– mówi Asha. – Randka kosztuje pięć tysięcy. Tysiaka bierze za samo rozważenie,
czy zostaniesz jego klientką.
– Jezu!
Nie obchodzi mnie, jak wygląda, żaden facet nie jest wart takiej kasy.
– Cóż,
on najwyraźniej stanowi wyjątek.
Odchyliwszy
się, łapię krawędź biurka.
– Znasz
adres tej skrytki pocztowej?
– Tak,
wyślę ci SMS-em. Nie przyda ci się jednak, jeżeli nie zdobędziesz
kwestionariusza. Kuzynka Joanny go nie ma, a nawet gdyby było inaczej, wątpię,
żeby nam dała.
– A
myślisz, że Marla Massey go ma?
– Pewnie
tak – przyznaje. – Ale jak go zdobędziesz, nie pytając jej o to? – Patrzę na
Toby’ego, który nadal marszczy brwi, usiłując zrozumieć, o czym, do licha,
rozmawiam.
– Coś
wymyślę. Dzięki za info, Ash.
– Żaden
problem. Też na tym skorzystam. Bóg mi świadkiem, że jeżeli jeszcze raz
usłyszę, jak narzekasz na pracę, odetnę sobie uszy.
Uśmiecham
się.
– Oto
siostra, na której wsparcie można liczyć. Tak swoją drogą, Toby cię pozdrawia.
– Uh-um.
Paaa!
Gdy
się rozłączam, przyjaciel pyta:
– Co
tam u niej?
– Obawiam
się, że nie jest zainteresowana.
– Nie
jest świadoma, jak wiele traci?
– Najwyraźniej
nie, lecz obiecuję, że szepnę jej o tobie dobre słówko, jeśli pomożesz mi z tym
tematem.
– Czekałem
na to. Opowiedz coś więcej.
W
miarę jak zdradzam kolejne szczegóły dotyczące Pana Romantycznego, Toby coraz
bardziej się ożywia.
– Eden,
to może być coś dużego. Szczególnie gdy okaże się, że ma więcej klientek
takich, jak Marla Massey.
– Własnie.
– To
czego ode mnie oczekujesz?
Posyłam
mu błagalny uśmiech.
– Żebyś
włamał się na pocztę Marli Massey i znalazł ten kwestionariusz.
– Żartujesz?
– pyta zdumiony.
– Ani
trochę.
To
drażliwy temat. Wiem, że w wolnym czasie działa jako haker społecznościowy
tylko dlatego, iż zwierzył mi się pewnej nocy, gdy za dużo wypił. Do tej pory
nie sugerowałam, że o tym pamiętam, ale hej… trudne sytuacje i tak dalej.
– Jest
żoną kongresmena – przypomina Toby.
– Zdaję
sobie z tego sprawę, jednak nie widzę innego rozwiązania.
– Na
pewno będzie miała zaawansowane zabezpieczenia. No, daj spokój.
– Twierdzisz,
że nie dasz rady?
Parska.
– Nie
bądź śmieszna. Po prostu upewniam się, że wiesz, jak wielką jestem legendą,
zanim złamię jej system jak suchą gałązkę.
– Przyjęłam
do wiadomości.
Kiwa
głową.
– Lepiej
powiedz też siostrze, że wymiatam albo coś podobnego, aby to było tego warte.
– Zgoda.
Opowiem o twoich rzekomych łóżkowych zdolnościach.
– TATE!
Rozglądam
się, gdy słyszę swoje imię dobiegające z gabinetu szefa. Redaktor naczelny
„Pulsu” oraz uniwersalny opierdalacz, Derek Fife, mógłby uchodzić za
atrakcyjnego, gdyby nie był równie przyjemny jak rzeżączka.
Krzywi
się, wskazując kciukiem drzwi.
– Do
mnie. W tej chwili – nakazuje.
Nie
czekając na odpowiedź, wraca do siebie.
– Miło
było cię poznać – rzuca Toby, znikając. Oboje wiemy, co oznacza ten ton. Ktoś
dostanie opieprz i wygląda na to, że to będę ja.
Wstaję,
biorę głęboki oddech, prostuję ramiona, po czym ruszam na spotkanie z Derekiem.
Gdy
zatrzymuję się przed jego biurkiem, mówi:
– Zamknij
drzwi i siadaj.
Nawet
nie podnosi wzroku znad tabletu.
Po
tym, jak wykonuję jego polecenie, dalej przesuwa palcem po ekranie, marszcząc
brwi.
– Tate,
wiesz, dlaczego „Puls” porusza tak różnorodną tematykę? – pyta w końcu.
– By
przyciągnąć wielu czytelników?
– Właśnie.
A jak sądzisz, dlaczego obok poważnych newsów publikujemy codziennie
clickbaitowe artykuły?
– Bo
mamy nadzieję, że czytelnicy, którzy nas przez to odwiedzą, zostaną, żeby
przeczytać wartościowe teksty?
– Nie.
Dlatego, że clickbaitowe gówno generuje ogromny przychód, dzięki któremu możemy
płacić za wszystko inne, włączając w to twoją pensję. – Patrzy na mnie surowym
wzrokiem. – Myślisz, że tym, co piszesz, zarabiasz na swoją wypłatę?
Opieram
dłonie na kolanach.
– Um…
Cóż…
Podnosi
tablet, aby pokazać artykuł sprzed kilku dni.
TA
KOBIETA SCHYLIŁA SIĘ PO CENTA. NIE UWIERZYSZ, CO STAŁO SIĘ PÓŹNIEJ!
Unosi
brwi.
Przełykam
nerwowo ślinę.
– Uch…
Nie przypadł ci do gustu?
– Nic
się później nie stało. Podniosła centa i poszła dalej. To całkowicie bezsensowna
historia – wyjaśnia.
– Tak,
to miała być ironia.
Przesuwa
palcem po ekranie, po czym pokazuje kolejny post.
NAJWIĘKSZA
KOLEKCJA GIGANTYCZNYCH KUTASÓW, JAKĄ KIEDYKOLWIEK WIDZIAŁEŚ!
Kiwam
głową.
– Tak,
ale…
– Co
było na zdjęciach, Tate?
Wzdycham.
– Koguty.
– I
nie były to nawet gigantyczne koguty, tylko zwykłe, przeciętnej wielkości. W
komentarzach poleciała fala hejtu. – Nachyla się, zniżając głos. – Widzisz,
większa część internautów ceni sobie każdy klik i jeśli marnujesz ich cenne
trzy sekundy, które mogliby wykorzystać na „pomoc” chorym dzieciom poprzez
lajkowanie postów na Facebooku albo podpisanie jakiejś, kurwa, petycji, na
pokazanie niepornograficznego żywego inwentarza, bezlitośnie wyrażają swój
gniew.
– Wiem
o tym.
Rzuca
tablet na biurko.
– A
jednak nadal wrzucasz artykuły, które mogłaby napisać moja dziesięcioletnia
siostrzenica, waląc głową w klawiaturę.
– Derek,
chodzi po prostu o to…
– Że
jesteś okropna w tym, co robisz? – pyta wprost, nie pozwalając mi dokończyć.
– Nie
mogę zaprzeczyć, że być może nie mam smykałki do tego rodzaju postów…
– Niedopowiedzenie
roku.
– Jeśli
dałbyś mi szansę na napisanie czegoś poważniejszego, obiecuję, że nie będziesz
rozczarowany. Pozwól mi się wykazać.
Odchyliwszy
się, krzyżuje ramiona.
– Znasz
zasady, Tate. Nie dam ci do napisania żadnego artykułu, dopóki…
– Nie
odrobię pańszczyzny. Tak, wiem. Ale mam gorący temat.
Mruży
oczy.
– Jaki
temat?
– Jest
w Nowym Jorku taki mężczyzna do towarzystwa, o którym mówią Pan Romantyczny… –
zaczynam wyjaśniać.
– Jezu
Chryste. – Pociera oczy. – Pan Romantyczny? Serio?
– Zaczekaj.
Wysłuchaj mnie.
– Masz
dziesięć sekund, żeby mnie przekonać.
Pochylam
się ożywiona.
– Jego
klientki należą do elity Nowego Jorku. Dowiedziałam się, że żona przynajmniej
jednego kongresmena płaci za jego usługi, a nie mam wątpliwości, że jeśli
zgłębię temat, znajdę całą masę ustosunkowanych kobiet na jego liście. Możliwe,
że również celebrytki. Aktorki, gwiazdy rocka…
Derek
patrzy na mnie uważnie przez kilka sekund.
– Pieprzy
te kobiety za pieniądze? – pyta.
– Nie.
Umawia się z nimi.
– Co
to, do cholery, znaczy?
– Nie
jestem pewna, ale nawet jeśli w grę nie wchodzi seks, pomyśl o konsekwencjach. Pięć
tysięcy dolarów za randkę. Ten koleś wyłudza od znudzonych, spragnionych
romantyzmu kobiet ogromne pieniądze. To będzie wielki skandal.
– Masz
wiarygodne źródło?
– Na
tę chwilę to wiadomości z drugiej ręki, ale właśnie dostałam informacje, które
mogą doprowadzić mnie do żyły złota. A jako że jesteśmy pierwsi, „Puls” mógłby
uzyskać wyłączność na tę historię.
To
przyciąga uwagę Dereka. Stuka palcami w usta.
– Wyłączność
byłaby dobra. Nasi reklamodawcy to lubią.
Kładę
dłonie na biurku.
– W
takim razie pozwól mi nad tym popracować. Jeśli nie wypali, obiecuję, że
sercem, duszą oraz ciałem oddam się tworzeniu najbardziej chwytliwych
clickbaitów w historii. Znajdę wspaniałe zdjęcie największego kurczaka na
świecie. Jeżeli jednak mi się uda…
– Zaczyna
się – mówi pod nosem.
– Chcę
stałego miejsca na stronie głównej. I podwyżki.
Śmieje
się, lecz nie ma w tym dźwięku nic przyjemnego. Brzmi raczej tak, jakby żywił
urazę za to, że osłabiłam jego gniew.
– Masz
jaja, Tate – rzuca. – Wezwałem cię w celu zwolnienia, a teraz sprawiasz, że
naprawdę rozważam, czy nie zasługujesz na awans.
Posyłam
mu swoje najbardziej zdeterminowane spojrzenie.
– Jestem
dziennikarką, Derek, i to cholernie dobrą. Pozwól mi działać w terenie. Daj
chociaż szansę, żebym pokazała, na co mnie stać. Nie zawiodę cię – zapewniam.
Zastanawia
się przez kilka sekund, stukając palcem w usta.
– Okej.
Jedna szansa. Idź za tym tropem i zobacz, dokąd cię zaprowadzi. Informuj mnie o
postępach.
– Tak
jest. – W myślach przybijam sobie piątkę. – Och, jeszcze jedno: potrzebuję
tysiąca dolarów w gotówce.
Znów
podnosi tablet.
– A
ja potrzebuję kutasa, który sam się obciąga. Wygląda na to, że zarówno ciebie,
jak i mnie czeka rozczarowanie.
– Bez
pieniędzy nie uda mi się umówić z tym facetem – wyjaśniam. – Nie będzie ze mną
rozmawiał, jeśli powiem, że pracuję jako dziennikarka. Muszę udawać klientkę.
Bogatą klientkę. Jeżeli zgodzi się na spotkanie, będę potrzebowała kolejnych
czterech kawałków, aby zapłacić za randkę.
– Że
co, kurwa? – pyta autentycznie zaskoczony. – Co, do licha, ten koleś robi
kobietom za pięć kawałków?
–
Tego właśnie mam zamiar się dowiedzieć.
Niechętnie
odwraca się do komputera, by napisać e-mail.
– Mam
nadzieję, że nie usiłujesz w ten sposób zaliczyć na koszt firmy.
Przewracam
oczami.
– Derek,
proszę cię. Jakbym musiała płacić facetom, aby się ze mną umawiali…
Ściąga
brwi, po czym wysyła wiadomość.
– Idź
do Emily z finansów. Będzie miała dla ciebie pieniądze. Lepiej, żeby ta
inwestycja zwróciła mi się z nawiązką.
– Tak
będzie.
– Świetnie.
A teraz spieprzaj z mojego biura. – Zakłada bezprzewodowe słuchawki, po czym
podkręca głośność. Słyszę coś, co można opisać jedynie jako ciężki metal.
– Dupek
z ciebie – mruczę.
Patrzy
na mnie wilkiem i zdejmuje słuchawki.
– Co?
Uśmiecham
się słodko.
– Mówiłam,
że ta historia okaże się hitem.
Nie
czekając na jego reakcję, odwracam się, by odejść, szczęśliwa, że uniknęłam
katowskiego ostrza. Przynajmniej na jakiś czas.
***
Wracam do swojego biurka,
przy którym siedzi Toby, pisząc coś z furią na moim komputerze.
Chcę
zapytać o postępy, gdy rzuca:
– Nie
pytaj. Massey nie posiada adresu IP, który dałoby się namierzyć, co oznacza, że
albo nie ma internetu, co jest raczej mało prawdopodobne, albo wysiadło u niej
zasilanie. Ale nie martw się. Zdobywam zdalny dostęp do jej telefonu, więc gdy
tylko wejdę na pocztę, będę mógł… Och.
– Och?
– Och
– powtarza.
Nachylam
się, żeby sprawdzić, na co patrzy, ale na ekranie widzę jedynie kod.
– Proszę,
wyjaśnij, o co chodzi, Tobes. To dobra czy zła wiadomość?
– Obie.
Prywatnie Marla używa zupełnie innego konta. Może właśnie dlatego udaje jej się
ukrywać swoje poczynania przed mężem. – Śmieje się, a ja zaglądam mu przez
ramię. – Ma nick Goodwife69. Cóż za ironia. – Kontynuuje pisanie. – No dobrze,
tajemnicze i zapewne sprośne e-maile, chodźcie do tatusia.
Pracuje
jeszcze przez kilka minut, aż w końcu na ekranie pojawia się niebieski pasek
postępu. Toby wstaje, a następnie pokazuje, abym zajęła miejsce.
– Gotowe.
Kiedy skończy się pobierać, otrzymasz kopię każdego jej e-maila. Jeśli ten
kwestionariusz istnieje, pewnie tam będzie.
Przytulam
się do niego.
– Jesteś
wielki, Tobes. Serio.
Wzrusza
ramionami, lecz policzki mu różowieją.
– Wszystkie
mi tak mówią. Tylko jak federalni zapukają do twoich drzwi, pamiętaj, że zrobiłaś
to wszystko sama, a mnie nawet nie znasz. A teraz mogę już wrócić do własnej
pracy?
– Jeśli
musisz. Ale później kupuję ci lunch w ramach podziękowania.
– Umowa
stoi.
Po
jego odejściu skubię skórkę przy palcu wskazującym, obserwując, jak pasek
postępu dociera do końca. Siadam wygodnie, gdy interfejs poczty Marli Massey
wyświetla się na ekranie.
– No
dobrze, pani Massey. Zobaczmy, co my tu mamy.
Wiem,
że to, co robię, jest niezgodne z prawem, nie wspominając o etyce, ale ta
historia stanowi mój bilet do lepszego życia, więc odsuwam na bok wahanie i
zabieram się do roboty. Upominam się jednak, by szukać jedynie wiadomości
związanych z jej kochankiem. Inne mroczne sekrety Marli to nie moja sprawa.
Wpisuję
w wyszukiwarkę „Pan Romantyczny”. Tak jak się spodziewałam, nie ma żadnych
wyników. Po tym, co słyszałam o tym będącym kimś w rodzaju ducha facecie, nie
spodziewałam się, że to będzie łatwe, ale zawsze można sobie pomarzyć.
W
następnej kolejności próbuję z „żigolakiem”, „męską dziwką”, a także „mężczyzną
do towarzystwa”. Trafiam na kilka wiadomości odnoszących się do romansów,
jednak na tym koniec. W zasadzie, z tego, co widzę, większość jej skrzynki
zajmują faktury za internetowe zakupy oraz e-maile potwierdzające rejestrację w
różnych sklepach. Może założyła to konto, żeby się nie wydało, że jest
zakupoholiczką? Nie byłaby pierwsza.
Po
kilku kolejnych minutach zaczynam myśleć, że Toby mylił się co do potajemnej
korespondencji. Wtedy moją uwagę przyciąga temat: Dziękuję za polecenie ogiera czystej krwi. Klikam na wiadomość i
skanuję ją wzrokiem.
Droga
M,
bardzo
Ci dziękuję za polecenie tego wspaniałego ogiera czystej krwi, Petera Richarda.
Cudowne stworzenie! Od dawna nie spędziłam czasu z tak wspaniałą bestią.
Przesyłam wyrazy wdzięczności, moja droga. Czuję się dziesięć lat młodsza.
C.
Wysłał
ją ktoś o nicku CJ872.
Czytam
jeszcze raz. Peter Richard… P.R. Czy to nasz nieuchwytny Pan Romantyczny?
Naciągane, ale nie sądzę, aby to był przypadek, że tym skrótem można
jednocześnie opisać konia i mężczyznę. Być może panie porozumiewają się
szyfrem, by uniknąć wykrycia.
Zamierzam
poczynić bardziej gruntowne poszukiwania, kiedy telefon zaczyna grać Only the Good Die Young
Billy’ego Joela. Wzdrygam się, gdy widzę napis NASZA KOCHANA BABCIA!!! Nie trzeba było pozwalać, żeby sama
zapisała swój numer, a następnie wybrała do niego dzwonek.
Nie
jestem w nastroju na rozmowę z babcią czy też Nannabeth, jak każe na siebie
mówić. Jak nic zapyta o moje życie miłosne, by upewnić się, że spotykam się ze
wspaniałym mężczyzną, który na poważnie myśli o ustatkowaniu się; zacznie od
dobrych intencji, a skończy na mówieniu, że czym prędzej powinnam znaleźć sobie
kogoś ważnego, bo „bądźmy szczerzy, muffinko, nie młodniejesz”.
Z
westchnieniem odrzucam połączenie. Czuję się z tym źle, bo kocham Nannabeth,
ale obrona przed jej ciągłymi naciskami, bym znalazła chłopaka, jest
wyczerpująca, a w tej chwili nie mam na to siły.
Aby
zmniejszyć wyrzuty sumienia, wysyłam jej wiadomość.
Cześć,
Nan! Wybacz, nie mogę teraz rozmawiać, ponieważ mam mnóstwo pracy. Wpadnę do
Ciebie w sobotę z samego rana, okej? Kocham Cię!
Niemal
natychmiast przychodzi odpowiedź.
Nie
prac za dużo! Buź!!!
Śmieję
się. Niezależnie od tego, ile liter oszczędziła, stosując skróty, nadrobiła
wszystko wykrzyknikami.
Obowiązek
spełniony, więc wyłączam telefon i wracam do e-maili. Teraz, kiedy już wiem, czego
szukać, wpisuję w wyszukiwarkę „ogier czystej krwi”. Pokazuje się kilka
wiadomości – wszystkie dotyczą wspaniałej kurtuazji Petera Richarda, a sposób,
w jaki zostały napisane, utwierdza mnie w przekonaniu, że ten ogier to Pan
Romantyczny. Kilka minut później w jednej wiadomości znajduję załącznik, a
kiedy go otwieram, piszczę triumfalnie na widok nieuchwytnego kwestionariusza.
Głowa
Toby’ego pojawia się nad ścianką.
– Sukces?
Czy masz czkawkę?
– Sukces
– przyznaję z szerokim śmiechem. – Znalazłam kwestionariusz.
– Świetnie.
Teraz będzie już z górki.
Podczas
gdy drukarka wypluwa kolejne strony, czuję się jak Sherlock Holmes na tropie.
Uczucie podekscytowania w brzuchu mówi mi, że gra zdecydowanie jest warta
świeczki.
Rozdział trzeci
Prywatny detektyw
Patrzę przez obiektyw
aparatu i zauważywszy mężczyznę wchodzącego na pocztę, poprawiam ostrość. Przez
szklaną szybę doskonale widzę wnętrze. Wstrzymuję oddech, czekając, czy to on
skorzysta ze skrytki numer sześćset dwadzieścia jeden.
Nie
robi tego.
Cholera.
W
ciągu czterech ostatnich dni przez budynek przewinęło się ponad pięćdziesiąt
osób, ale nikt nie odbierał poczty Pana Romantycznego. Na szczęście naprzeciwko
znajduje się kawiarnia, dzięki czemu mogę obserwować teren we względnie
wygodnych warunkach, lecz nadal… Spodziewałam się, że do tej pory będę już coś
miała, a nawet zobaczę faceta. Bóg mi świadkiem, że wystarczająco dużo czasu
spędziłam na wypełnianiu jego kwestionariusza; cholerstwo liczyło dwanaście
stron. Wygląda na to, że nasz pilny pan do towarzystwa chce wiedzieć o swoich
klientkach wszystko – od chłopaków z liceum i college’u, po ulubione filmy,
muzykę oraz książki. Zamieścił nawet test osobowości. Nie rozumiem, po co, do
cholery, potrzebuje tych informacji. Z pewnością mężczyzna ze snów musi znać
oczekiwania kobiety, a jednak nigdzie nie pyta o te fantazje. O co w tym
chodzi? Wybiera tylko te, do których ma przebrania?
Jeśli
nie liczyć tego, iż użyłam fałszywego nazwiska, odpowiedziałam szczerze na
każde pytanie. Doszłam do wniosku, że kiedy zabierze mnie na randkę, łatwiej
zapamiętam prawdę niż kłamstwa, a nie chciałabym stracić jego zaufania przez
wpadkę dotyczącą szczegółów. Oczywiście musiałam udawać, iż mam więcej
pieniędzy niż w rzeczywistości. Nie mogłam zdradzić, że dorastałam w biedzie,
podczas gdy mama pracowała na dwie zmiany, ponieważ nie pasowałoby to do roli
damy z towarzystwa.
Gapię
się na kolejnego odbierającego paczkę mężczyznę, który nie okazał się właściwym
człowiekiem, kiedy pada na mnie cień. Unoszę wzrok na kelnera.
– Och,
cześć. Idealne wyczucie czasu. Mogę prosić o kolejne espresso? – Wypiłam już
siedem, więc mogę zachowywać się nieco dziwnie.
– Pewnie
– mówi, wręczając mi kopertę. – Jakiś facet kazał ci to przekazać.
Zaintrygowana
zaglądam do środka. Znajduję tysiąc dolarów w gotówce z listem napisanym
odręcznie na grubym papierze.
Droga
Pani White,
dziękuję
za zapytanie. Obawiam się jednak, że tym razem jestem zmuszony odmówić.
Proszę
przyjąć moje najszczersze przeprosiny.
Pozdrawiam
ciepło
P.R.
Rozglądam
się po kawiarni, po czym odwracam do kelnera.
– Kto
ci to dał?
Wzrusza
ramionami.
– Jakiś
facet. Wysoki. W ciemnych okularach.
– W
którą stronę poszedł?
Wskazuje
ulicę.
– Tam.
Ale nie złapiesz go. Dał mi dwudziestkę, żebym odczekał piętnaście minut, zanim
przekażę kopertę. Już dawno zniknął.
Jasna
cholera!
Nie
tak to zaplanowałam.
Skąd,
do diabła, wiedział, że tu jestem? Co ważniejsze, co, do diaska, mam teraz zrobić?
– Podać
kawę mimo wszystko? – pyta kelner.
– Nie.
Poproszę rachunek.
– Robi
się.
Gdy
odchodzi, pocieram powieki. Na pewno mogę rozegrać to inaczej. Muszę się tylko
zastanowić.
Dzwonię
do Toby’ego, by poinformować o rozwoju sytuacji.
– Lipa
– stwierdza. – Do bani.
– Właśnie.
– Co
teraz?
– Możesz
się dowiedzieć, na kogo jest zarejestrowana ta skrytka? Może w ten sposób go
wyśledzę.
Wzdycha.
– Kolejne
przestępstwa? Mój Boże, kobieto, masz na mnie zły wpływ. – Słyszę szybkie
stukanie w klawiaturę.
– Ale
i tak to zrobisz? – pytam z nadzieją.
– Ech.
Przynajmniej to jakaś atrakcja. Używanie hakerskich zdolności zawsze jest
całkiem ekscytujące.
– Świetnie.
Dziękuję, Tobes.
Rozłączywszy
się, jeszcze raz czytam liścik.
Niech
cię szlag, Panie Romantyczny.
W
oczekiwaniu na telefon od Toby’ego robię notatki.
Dlaczego
P.R. jest takim paranoikiem? Martwi się o swoje klientki? A może tylko o
siebie?
Dlaczego
mnie odrzucił? Skąd wiedział, że będę go dziś obserwować z tego miejsca?
Zakładam, iż się dowiedział, ale jak?
Czuję
wibracje. Dostałam wiadomość od Toby’ego.
Zejdzie
mi z tym jakąś godzinę. Liczne zapory do pokonania. Odpręż się trochę, abym
mógł czynić swoją magię.
Kiedy
kelner przynosi rachunek, rzucam na stół trochę gotówki, wkładam laptopa do
torby, po czym patrzę na zegarek. Dopiero piętnasta. Równie dobrze mogę pójść
na siłownię.
Biorę
swoje rzeczy, a następnie kieruję się w stronę metra.
Muszę
zrobić coś, co pozwoli mi pozbyć się z organizmu całej tej kofeiny, albo zacznę
obijać się o ściany.
***
W uszach ryczy mi Led
Zeppelin, gdy uderzam stopami w bieżnię. Choć pot płynie po twarzy, a płuca
płoną, tę część treningu lubię najbardziej. Gruczoły dokrewne działają na
zwiększonych obrotach, dlatego czuję się jak na haju.
Aaach,
tak, chodźcie do mnie, kochane endorfinki.
O
tej godzinie siłownia jest prawie pusta. Na szczęście nie pojawiły się jeszcze
księżniczki z obsesją na punkcie wyglądu ani przypakowane osiłki. Zwykle
trzymam się bieżni i ruchomych schodów, ale nie znoszę czekać, aż urządzenia
się zwolnią, a szczególnie nie trawię lawirowania między odzianymi w lycrę,
obcinającymi się wzrokiem ludźmi, co się zdarza, kiedy robi się tłok.
Nie
jestem fanką podrywu na siłce. Kiedy tu przychodzę, chcę pokazać się z
najgorszej strony, dzięki czemu po tym, jak się wykąpię oraz zrobię makijaż,
mogę udawać kogoś lepszego. Próby imponowania innym, gdy jestem spocona i ledwo
żywa, nie uznaję za przyjemną formę spędzania czasu.
Jednakże
nie mam nic przeciwko patrzeniu na najwspanialsze męskie okazy, a kilka metrów
dalej ćwiczy właśnie idealny osobnik. W zasadzie poza mną jedyną osobą w tej
części siłowni jest ciemnowłosy przystojniak. Widziałam go tu wcześniej w tym
tygodniu i wtedy też obczajałam – muskularną klatę i nogi, oraz włosy, które
podczas biegu zwijają mu się nad czołem w cholernie seksowny sposób.
Zwalniam
nieco tempo, zerkając na niego. Porusza się zarówno z gracją, jak i
niesamowicie męsko, co stanowi hipnotyzującą mieszankę. Mogłabym się tak
przyglądać przez cały dzień.
Kiedy
o tym myślę, on nagle unosi głowę, zauważając, że się gapię. Natychmiast
odwracam wzrok. Teraz nie może zwrócić na mnie uwagi. Nie, kiedy pot wypływa
każdym porem i cuchnę jak wysypisko śmieci.
Na
ramieniu wibruje mi telefon. Nie przestając truchtać, odbieram.
– Tobes!
Hej. – Okej, trudno rozmawiać, biegać, a
do tego jeszcze oddychać w tym samym czasie. – Co masz?
– Uch…
Mam zadzwonić później? – pyta po chwili.
– Nie,
dlaczego? Jestem na siłowni.
– Och,
w porządku. Po prostu usłyszałem sapanie i pomrukiwanie, więc pomyślałem… cóż,
nieważne. No, więc skrytka jest zarejestrowana na Reggiego Bakera z Greenpoint
na Brooklynie. Wyślę ci adres.
– Myślisz,
że ten Reggie to facet, którego szukamy?
– Pewnie.
Jeżeli ten cały Pan Romantyczny to sześćdziesięcioletni emerytowany nauczyciel.
Kręcę
głową.
– Mało
prawdopodobne. Czy Reggie ma jakąś rodzinę? Może synów po dwudziestce?
Toby
uderza w klawisze.
– Nie.
Reggie oraz jego żona mają dwie córki, Priscillę i Daisy, obie po trzydziestce.
Zmniejszam
prędkość, aż przechodzę do szybkiego marszu.
– Cóż,
to mi nie daje zbyt wielkiego pola do popisu, przyjacielu.
– Wiem.
Wybacz. Byłoby miło, gdyby skrytka doprowadziła nas prosto do gościa.
– Ale
oczywiście nic z tego. – mówię z rezygnacją. – To by było za proste. Tak czy
inaczej, dziękuję, Tobes.
– Żaden
problem. Podeślę ci szczegóły. Daj znać, jak będziesz jeszcze czegoś
potrzebowała.
Żegnam
się i chowam telefon do pokrowca na ramieniu. Cała historia zmierza prędko w
ślepy zaułek, więc jeśli nie chcę stracić jedynego tropu, muszę złożyć wizytę
panu Reginaldowi Bakerowi. Może rozmowa z nim da jakieś rezultaty.
Wyłączam
bieżnię, a następnie odwracam się, żeby z niej zejść, lecz wtedy daje o sobie
znać ta dziwna ludzka przypadłość polegająca na tym, że po biegu nogi tkwią
przez chwilę w jednym miejscu. Lecę do przodu ze stanowczo zbyt wielkim
impetem. Z najbardziej dziewczyńskim piskiem, jaki kiedykolwiek wydobył się z
mojego gardła, upadam i upuszczam komórkę. Już mam walnąć czołem w podłogę,
kiedy czuję wokół talii silne ramiona, po czym zostaję przyciśnięta do
gorącego, twardego ciała.
– Wow.
Nic ci nie jest? – Słyszę ciepły męski głos z wyraźnym irlandzkim akcentem.
Unoszę
wzrok na wybawcę, by zobaczyć, że przystojny, ciemnowłosy sąsiad z bieżni
przygląda mi się z niepokojem. Oczywiście, nie wystarczy, że widział mój
widowiskowy upadek, musiał jeszcze doświadczyć potreningowego smrodu oraz
obrzydliwego potu na swoim pięknym, umięśnionym ciele.
– Cholera,
wybacz – mówię, odsuwając się zakłopotana. – Dzięki za ratunek.
Spodziewam
się, że wytrze dłonie w spodenki, bo, mówiąc szczerze, jestem dość lepka,
jednak nie robi tego jednak.
Podnosi
z podłogi telefon, a następnie rzuca na niego okiem, aby sprawdzić, czy nie
został uszkodzony.
– Żaden
problem. Ostatnio też upadłem. Całe szczęście, że byłem sam i nikt nie widział,
jak wykładam się na podłodze niczym mała żyrafa.
– Żałuję,
że mnie to ominęło – mówię żartobliwie.
– Powinnaś.
Gdybyś to nagrała, mógłbym zyskać popularność w internecie. Jak mogłaś pozbawić
mnie tych pięciu minut publicznego upokorzenia? – Sposób, w jaki wymawia słowa,
jest cholernie seksowny. Co gorsza, kiedy biorę od niego komórkę, razi mnie
prąd, gdy nasze palce się ocierają.
O
Boże, nie. Zabujanie się w takim kolesiu, jak on, to kiepski pomysł. Instynkt
podpowiada, żebym wycofała się i zwiała, ale oczy go ignorują, więc stoję,
uśmiechając się.
– No,
teraz już naprawdę jest mi przykro.
Kiwa
głową usatysfakcjonowany.
– Wybaczam
ci. Ostatecznie pierwsze wrażenie, jakie na tobie wywarłem, nie wiązało się z
wyśmianiem, zatem nie jest źle.
Odsuwam
grube pasmo włosów, które wydostało się z kucyka i przykleiło do policzka
niczym wodorost.
– No
cóż. Nie ma nic gorszego niż zrobienie czegoś upokarzającego na oczach nieznajomego,
nie? To najgorsze – przyznaję.
Śmieje
się. Rany, jeśli wcześniej wydawało mi się, że wygląda atrakcyjnie, kiedy jego
włosy kręcą się w biegu, to na ten krzywy, oceniający uśmieszek, który mi
posyła, brakuje skali.
– W
zasadzie to, że padłaś mi do stóp, było całkiem urocze – stwierdza. – Nie
musiałaś się aż tak starać, by przyciągnąć moją uwagę, zapewniam. Jednak nie
narzekam.
Jezu,
ten akcent mnie dobija. Nie wspominając o błyszczących zielonych oczach. I
wysokich kościach policzkowych. I pełnych, kształtnych wargach.
Muszę
stąd spadać. A jednak nie przestaję paplać.
– Co
mogę powiedzieć? Niektóre kobiety lubią robić na mężczyznach wrażenie dobrym
wyglądem oraz ciekawym charakterem. Ja wolę popisywać się niezdarnością. Myślę,
że to bardzo niedoceniony sposób na zaimponowanie płci przeciwnej.
Potakuje,
omiatając moje ciało szybkim, acz uważnym spojrzeniem.
– Coś
w tym jest. Naprawdę mi w tej chwili zaimponowałaś. Czy faceci też mogą
skorzystać z tej taktyki? Gdybym spadł ze schodów, dałabyś się zaprosić na
drinka?
Krzywię
się.
– No
co ty. Nie możesz od razu spadać ze schodów. To typowy błąd nowicjuszy. Zabiłbyś
się. Zacznij od czegoś małego, jak potknięcie się o własne nogi. Albo wpadnij
do basenu. To może wydawać się proste, ale jest spora różnica między byciem
uroczo-niezdarnym a nieatrakcyjnie nieprzytomnym – wyjaśniam. – Mierz siły na
zamiary.
Kiwa
głową z powagą.
– Ach
tak. Właśnie tego potrzebowałem. Nie tylko ocaliłaś mnie przed upokorzeniem i
zrobieniem sobie krzywdy, lecz także udało ci się zignorować zaproszenie na
drinka, nie sprawiając, że poczułem się jak ostatni frajer. Całkiem imponujące.
Chwytam
ręcznik z bieżni, po czym ocieram twarz. Nie chciałam zlekceważyć jego
propozycji. To było po prostu zaskakujące. Faceci podrywają mnie zwykle w barze
po kilku głębszych. Albo jeśli ja jestem po kilku głębszych, daję znać, że
jestem zainteresowana, wsadzając im język do ust.
Mężczyźni
wyglądający jak ten wspaniały irlandzki osobnik z reguły nie zwracają na mnie
uwagi. Przystojniacy nie podrywają zwykłych lasek o kanciastych kształtach, z
małym biustem, ćwiczących w rozciągniętych podkoszulkach oraz niemodnych
legginsach. Wolą ulepszone silikonem króliczki Playboya, którym jakimś cudem
udaje się wyjść z zajęć na rowerach z idealną fryzurą, a także nietkniętym
makijażem.
Nie
chodzi to, że uważam się za nieatrakcyjną, jednak biorąc pod uwagę, iż obecnie
moja twarz jest cała czerwona, wątpię, aby potreningowy wygląd stawiał mnie w
najlepszym świetle.
– Dzięki
– rzucam. – Ale staram się nie umawiać z facetami, których oczarowałam swoją
niezdarnością. To byłoby nie w porządku wobec nich. Wystarczyłoby, żebym
założyła szpilki i spróbowała przejść w nich po pokoju, a już nigdy nie
spojrzałbyś na żadną kobietę. Jesteś młody. Całe życie miłosne przed tobą. Nie
przyjmuję twojego zaproszenia, bo mi na tobie zależy. – I dlatego, że zaproszenie od kogoś tak pięknego jak ty jest dziwne.
Spuszcza
głowę.
– Wow,
niezdarna oraz bezinteresowna? Już się zakochałem.
A
potem patrzy na mnie tymi błyszczącymi zielonymi oczami, a ja mimowolnie
odwzajemniam spojrzenie.
– Tak
w ogóle mam na imię Kieran – przedstawia się. – A ty?
Bez
namysłu ujmuję jego dłoń. Jest duża, ciepła i twarda.
– Eden
Tate.
– Miło
cię poznać, Eden.
– Ciebie
również, Kieranie. – Przysuwa się nieco bliżej, kiedy delikatnie ściska moją
dłoń. W rezultacie w całym ciele czuję zdradzieckie łaskotki.
Reakcja
jest tak silna i niespodziewana, że muszę się odsunąć, by odetchnąć.
Dobry
Boże, kim jest ten facet? Nikt mi się tak nie podobał od… W zasadzie nie
pamiętam, abym kiedykolwiek przeżyła coś podobnego. Na ogół umawiam się z
kolesiami, którzy wyglądają dobrze, ale nie jakoś nadzwyczajnie. Ten facet
zdecydowanie prezentuje się wyjątkowo. Atrakcyjny w sposób, jakiego nigdy sobie
nawet nie wyobrażałam. Dokładnie takich mężczyzn próbuję unikać.
Skołowana
odwracam się z zapartym tchem do bieżni, po czym chwytam wodę ze stojaka.
– Cóż,
miło było cię poznać, Kieranie. Dzięki, że ocaliłeś mnie przed złamaniem nosa.
– Idziesz
już?
– Tak.
Muszę pracować, żeby zapłacić za rachunki.
– Cóż,
może jeszcze na siebie wpadniemy? Przychodzę tu prawie codziennie. – Wydaje się
tak pełen nadziei, że czuję ukłucie żalu.
– Może
się uda. Pa.
Uśmiecha
się, kiedy go mijam, przez co znów czuję motyle w brzuchu. Nie przywykłam do
odczuwania niejasnego pociągu do mężczyzn, a już z pewnością do tego, co czuję
przy nim. To zaskakujące, a także niepokojące, dlatego staram się otrząsnąć,
zmierzając pod prysznic.
Nie
jestem kimś, komu przytrafiają się znajomości z czarującymi ludźmi. To się
zdarza głównym bohaterkom książek czy filmów, a nie mnie. Gdybym grała w
filmie, główną rolę zgarnęłaby osoba podobna do mojej siostry, natomiast ja
skończyłabym jako przemądrzała przyjaciółka, która nie ma problemów z tym, by
zaliczyć, lecz umawianie się z facetami traktuje bardziej jako sport niż szansę
na znalezienie życiowego partnera.
Kiedy
kończę się myć, a potem ubieram, próbuję wyrzucić z myśli Kierana.
Brutalna
prawda jest taka, że nieważne, jak bardzo jest przystojny oraz seksowny. Skoro
się mną interesuje, musi być zakamuflowanym dupkiem. A choć nie mam nic
przeciwko sypianiu z takimi typami, umawianie się z nimi na randki to kiepski
pomysł.
Dupki
sprawiają, że zaczynasz coś czuć, a potem znikają. Pozwalają ci myśleć, że
jesteś dla nich wszystkim, a pewnego dnia stwierdzają, że jednak nie jesteś. W
tej chwili powinnam skupiać się na ratowaniu kariery, a nie pracować na złamane
serce.
Chwyciwszy
swoje rzeczy, zmierzam do drzwi. Choć kątem oka dostrzegam Kierana i czuję na
sobie jego wzrok, nie patrzę na niego.
Czas
popracować.
***
Spoglądając na
gigantyczny, paskudny budynek przed sobą, wybieram numer Toby’ego.
– Co
tam? – pyta.
– Jesteś
pewien, że wysłałeś mi dobry adres?
– Tak,
a co?
– To
nie dom. To magazyn, w dodatku opuszczony, z powybijanymi szybami oraz
graffiti. – Bezdomny siedzący na szczycie schodów unosi butelkę whiskey i
posyła mi bezzębny uśmiech. – Całe dziewięć jardów zapomnianego przez Boga miejsca.
– Cóż,
tylko taki adres znalazłem. Chcesz, abym poszukał czegoś o Reggiem Bakerze?
– Pewnie.
Nie zaszkodzi. Znalazłbyś też jakieś informacje o tym budynku? O poprzednich
właścicielach… jakichś lokatorach. Kiedy skończysz, wyślij mi e-mail.
– Robi
się. A, jeszcze jedno… – szepcze. – Derek węszył i pytał mnie, jak ci idzie.
– Co
mu powiedziałeś?
– Że
zbliżasz się do przełomu w sprawie. Nie wyglądał na przekonanego. Chce, żebyś
pojawiła się jutro, by osobiście zdać relację.
– Świetnie.
Nie mogę się doczekać, aby mu uświadomić, że nie mam nic więcej ponad to, co
już wie.
– W
takim razie lepiej coś wymyśl, bo wczoraj pojawiła się skarbówka, więc jest w
paskudnym humorze – informuje Toby. – Nie dawaj mu powodu, żeby wyżył się na
tobie.
– Dzięki
za ostrzeżenie, Tobes. Postaram się.
Po
zakończeniu rozmowy obchodzę budynek w poszukiwaniu wejścia czy raczej czegoś,
co mogłabym wykorzystać jako trop. Udaje mi się jednak odkryć tyle, że magazyn
jest ogromny i wygląda, jakby nikt go od dawna nie używał. Jedyny znak życia
stanowi przykuwający wzrok mural, przedstawiający wielką czarno-białą twarz,
namalowany przy tylnym wejściu nad niewielką klatką schodową. Tuż obok widnieją
słowa: Porzućcie nadzieję, wy, którzy tu
wchodzicie.
Wchodzę
po schodach, po czym naciskam klamkę. Oczywiście drzwi są zamknięte, lecz zauważam
nowoczesny, lśniący domofon.
Hmmm…
Ciekawe.
Wydaje
się całkowicie nie na miejscu, biorąc pod uwagę, że reszta budynku wygląda jak
żywcem wyjęta z horroru.
Odnoszę
wrażenie, że jestem obserwowana, ale gdy spoglądam na uliczkę, nie widzę nikogo
oprócz ogromnego faceta na murze za moimi plecami, który wygląda naprawdę
przerażająco.
Odwracam
się do klawiatury. Dla jaj wpisuję datę swoich urodzin. Jak się mogłam
spodziewać, rozlega się irytujące brzęczenie, a drzwi pozostają zamknięte.
Po
wypróbowaniu kolejnych kombinacji odkrywam, że kiedy wciskam guziki w
odpowiedniej kolejności, wygrywam melodię Uptown
Funk.
Kiedy
sprawdzam, jakie jeszcze piosenki mogę zagrać, mój telefon zaczyna dzwonić tak
głośno, iż niemal wyskakuję z butów.
Odbieram
bez patrzenia na ekran.
– Tobes?
Słyszę
głęboki męski głos, który z całą pewnością nie należy do przyjaciela.
– Proszę
przestać wybierać przypadkowe kombinacje. Kolejna nieudana próba uwolni psy, a
ja nie będę sprzątał po tym, jak cię dopadną.
– Co,
do diabła? – Zerknąwszy szybko na komórkę, dostrzegam nieznany numer. – Kto
mówi?
– Wiesz
dobrze kto. Szukasz mnie.
O
mój Boże. Nie może być.
– Uch…
Pan Romantyczny?
Wzdycha
sfrustrowany.
– Zwykle
nie mam nic przeciwko, gdy klientki tak mnie nazywają, ale kiedy ty to mówisz,
kojarzy mi się to z lichym magikiem w cylindrze i goździkiem w klapie
marynarki. Albo gorzej, z okładką książki, na której widnieję z gołą klatą oraz
rozwianymi włosami.
Uśmiecham
się na tę myśl. Zakładam, że tajemniczy rozmówca wygląda właśnie tak, jak
modele z okładek romansów, a nie jak Danny DeVito. No, bo serio, kobiety raczej
nie płaciłyby za randkę z kimś przypominającym DeVito, chociaż nigdy nie
wiadomo. Ludzie mają różne dziwactwa.
– To
nie jest śmieszne – stwierdza, a ja dochodzę do wniosku, że nawet gdyby był
paskudny jak cholera, mógłby zbić fortunę za telefoniczny seks. Ma diabelnie
grzeszny głos.
Chrząkam.
– To
jak mam na ciebie mówić?
– Gdyby
to ode mnie zależało, nijak. Biorąc jednak pod uwagę, że zignorowałaś subtelną
aluzję i nie dałaś mi spokoju po tym, jak oddałem ci pieniądze, możesz mówić do
mnie Max – odpowiada. – A ja mam nazywać cię Bianką White czy Eden Tate? Co
wolisz?
W
kwestionariuszu podałam się za Biankę White. Skąd, do diabła, dowiedział się,
jak brzmi moje prawdziwe nazwisko?
Zdenerwowana
sięgam kolejny raz do klawiatury.
– Mówiłem,
byś tego nie robiła – przypomina ostro.
Unoszę
wzrok, ale nie zauważam kamery. Odwracam się zatem, a następnie lustruję
wzrokiem uliczki. Dostrzegam sylwetki ludzi spieszących do domu, lecz nikt się
nie zatrzymuje.
– Gdzie
jesteś? – pytam, z każdą sekundą coraz bardziej zaniepokojona. Słońce zachodzi,
a coraz większe cienie nie sprawiają, że czuję się bezpiecznie.
– Dobre
pytanie. Jak ci się wydaje?
Patrzę
w drugą stronę. Kilkanaście metrów dalej spostrzegam ciemną postać, która się
na mnie gapi. Stoi tyłem do światła, więc nie dostrzegam rysów twarzy.
Natychmiast sięgam do torebki po gaz.
– Okej,
to nie jest normalne. – Mocniej ściskam telefon. – Udajesz teraz Bruce’a
Wayne’a? Bo szczerze mówiąc, idzie ci tak sobie.
– Jeżeli
nie chcesz spotkać w ciemnej uliczce dziwnego mężczyzny, panno Tate, sugeruję,
abyś trzymała się od nich z daleka.
– Mądre
słowa. Pozwolisz mi odejść?
– Myślisz,
że zrobiłbym ci krzywdę? – pyta. – Czuję się urażony. Masz mnie za jakiegoś
zbira?
– Oczywiście,
że nie – odpowiadam szybko. – Na pewno jesteś idealnym, miłym psychopatą. Ale
jeśli zbliżysz się chociaż o krok, zacznę krzyczeć tak głośno, że usłyszą mnie
na Manhattanie.
Z
głośnika płynie niski śmiech.
– Choć
chciałbym to usłyszeć, możesz być spokojna. Nie masz się czego bać. – Postać
odwraca się, a w uliczce rozbrzmiewa echo głośnego beknięcia. – To Charlie,
miejscowy pijaczek. Nieszkodliwy. Cóż, uszy by ci pewnie zwiędły, gdybyś
musiała słuchać o tym, jaką suką jest jego była żona, ale nie skrzywdziłby
muchy.
Rozglądam
się po raz kolejny, szukając innego mężczyzny, który może się czaić za śmietnikami.
– Jakim
cudem to widzisz? Jesteś tutaj?
– Spójrz
w prawo. – Unoszę wzrok. Na ścianie dostrzegam małą, zakamuflowaną muralem
kamerę. – Uśmiechnij się. Włączyłaś alarm, kiedy bawiłaś się domofonem.
Obserwuję cię na żywo na swoim telefonie.
– Czyli
cię tu nie ma?
– Nie.
– Żałosne
– stwierdzam. – Mam wielką ochotę przywalić ci za to, że śmiertelnie mnie
przestraszyłeś.
– W
zasadzie to Charlie cię przestraszył. Ale nie krępuj się, idź mu przywal.
Sądzę, że nie będzie protestował.
Serce
mi wali, kiedy opieram się o drzwi.
– Podnieca
cię straszenie niewinnych kobiet? Czy lubisz to robić tylko mnie?
– Niewinnych,
panno Tate? Tak byś się nazwała? Na twoją prośbę twój przyjaciel Toby przez
ostatni tydzień zajmował się wieloma nielegalnymi rzeczami. A teraz, proszę,
wtargnęłaś na teren prywatny – wymienia. – Gdybym nie był takim dżentelmenem,
już dawno zadzwoniłbym na policję. Daję ci jednak ostatnią szansę, żebyś
postąpiła właściwie i odpuściła.
– Jak
się dowiedziałeś, kim jestem?
– Nie
tylko twój kolega jest uzdolniony. Naprawdę myślisz, że nie sprawdzam
wszystkich potencjalnych klientek? Rozczarowałaś mnie tym, jak słabo się
postarałaś. Po kobiecie, która zinfiltrowała tajne stowarzyszenie w swoim
college’u, spodziewałem się znacznie więcej – wyznaje.
To
boli. Robiłam, co mogłam. Wybrałam nazwisko dziewczyny, z którą chodziłam do
liceum, a która obecnie jest żoną jednej z szych z najbardziej prestiżowych
firm maklerskich na Wall Street. Nie kumplowałyśmy się, ale wyglądałyśmy na
tyle podobnie, że często brano nas za rodzeństwo, w przeciwieństwie do mojej
prawdziwej siostry. Każdy, kto wygooglowałby Biankę White, zobaczyłby bogatą
lwicę salonową, przypominającą mnie z wyglądu i posiadającą mnóstwo kasy na
wydanie. Jakim cudem wykrył kłamstwo?
– Okej
– mówię. – Więc moja przykrywka została spalona. Co teraz?
– Nic.
Wyniesiesz się z mojego terenu, po czym zapomnisz, że kiedykolwiek o mnie
słyszałaś.
Śmieję
się.
– Jasne,
nie w tym życiu. Może utrudniasz odkrycie swojej tożsamości, lecz mocno wierzę,
że zdeterminowana kropla wody potrafi wydrążyć dziurę w skale.
– Jak
rozumiem ty jesteś wodą, a ja skałą? – upewnia się.
– Bingo.
– Nadal
nie będziesz miała z tego dobrej historii. Nawet jeśli mnie wyśledzisz i
ujawnisz całą bazę klientek, bez ich wypowiedzi albo wywiadu ze mną nie
powstanie artykuł. A zapewniam cię, iż żadna z pań, które skorzystały z moich
usług, nie będzie z tobą rozmawiać. Ja też nie. Więc po co to ciągnąć?
– Od
dziecka nienawidzę sekretów, natomiast ty, Max, jesteś gigantyczną zagadką –
odpowiadam. – Muszę poznać więcej nazwisk z listy twoich sławnych klientek.
Milknie
na chwilę, a następnie pyta:
– Dlaczego?
Zaskakuje
mnie tym.
– Co
masz na myśli?
– Dlaczego
chcesz to wiedzieć? Oferuję tym kobietom coś, co je uszczęśliwia. Jesteśmy
dorośli i wyrażamy na to zgodę. Nikomu nie dzieje się krzywda, więc po co to
psuć? Jeżeli wydasz klientki, doprowadzisz tylko do cierpienia osób, które na
to nie zasługują, a mnie pozbawisz źródła dochodu.
– Ma
mi być żal ciebie oraz tych bogatych dam? Chcesz, żebym przez współczucie
zapomniała o temacie?
– Byłoby
miło.
– Nic
z tego.
Wzdycha
poirytowany.
– Doprowadzasz
mnie do szału, wiesz?
– Wiem.
Zdaję sobie też sprawę, że kiedy wyznaczam jakiś cel, zwykle go osiągam, zatem
równie dobrze możemy przeprowadzić wywiad, oszczędzając nam obojgu kłopotu.
– Mówiąc
szczerze, panno Tate, nie jestem aż takim ciekawym człowiekiem. Twoi czytelnicy
byliby znudzeni.
– Mężczyzna
spełniający kobiece fantazje? Jestem pewna, że przynajmniej połowa kobiecej
populacji uzna to za fascynujące, włącznie ze mną.
Niemal
słyszę, jak zgrzyta zębami. Trochę martwi mnie, że tak wiele przyjemności
sprawia mi drażnienie się z nim. Może mu się wydawać, że zna kobiety, ale mnie
nie zna, a ja zamierzam go wyśledzić i może nawet zdobyć po drodze Pulitzera.
– Prosisz
o niemożliwe – informuje. – Mogę kontynuować swoją pracę tylko, jeśli będę
zapewniał klientkom całkowitą anonimowość. Nie pogrzebię tego poprzez rozmowę z
tobą.
– A
jeżeli obiecam, że nie zdradzę tożsamości tych kobiet?
– Mam
zaufać dziennikarce? Nie jestem głupi.
Co
do tego nie ma wątpliwości. Każdą inną osobę wyśledziłabym już dawno.
– Słuchaj,
Max, mamy dwie możliwości – mówię. – Pierwsza zakłada, że zgodzisz się na
spotkanie, na którym udzielisz szczerego wywiadu, a ja obiecam na wszystko, co
dla mnie święte, że nie zdradzę szczegółów, które powinny pozostać tajemnicą.
Zmienię dane twoich klientek, a także zadbam o ochronę tożsamości zarówno ich,
jak i twojej. Drugie rozwiązanie natomiast polega na tym, że mnie zbyjesz, a
wtedy, kiedy w końcu cię dopadnę, a dobrze wiesz, że do tego dojdzie, ujawnię
wszystko. Nic się nie uchowa. Szlag trafi całą poufność.
Gdy
po drugiej stronie zalega cisza, wstrzymuję oddech w oczekiwaniu. Nigdy nie
grałam dobrze w karty, bo blefowanie nie jest moją mocną stroną, lecz muszę
przyznać, że ta groźba wyszła nieźle.
Milczenie
się przedłuża, więc zaczynam się martwić, że połączenie zostało przerwane.
– Max?
– Nie odpowiada. – Jesteś tam jeszcze? – Dalej nic. – Okej, w takim razie
pewnie muszę pogrzebać głębiej…
– Przestań.
– Och,
czyli jednak się nie rozłączyłeś.
– Myślałem
– wyjaśnia. – Nie podoba mi się to ultimatum, szczególnie że nie dotyczy tylko
mnie.
Czuję,
że się waha.
– Max,
rozumiem, iż wolałbyś, żebym się o tobie nie dowiedziała, jednak stało się.
Teraz nie mogę odpuścić. Ta historia ma taki potencjał, że mogłabym zbudować na
niej swoją karierę. Nie musi to jednak oznaczać końca twojej. Jeżeli zgodzisz
się na przedstawione warunki, będę ostrożna. Ochronię cię.
– A
jak się nie zgodzę, to mnie zniszczysz?
– Cóż,
nie ubierałabym tego w takie słowa, ale tak.
Wzdycha.
– Pomyślę
o tym. Ta decyzja nie należy do łatwych. Potrzebuję czasu.
– Okej.
Masz czterdzieści osiem godzin – informuję. – Potem nie ręczę za siebie.
– To
zabrzmiało dość mocno jak na mój gust.
– Cóż,
sam zacząłeś. Potrzebuję twojej odpowiedzi do piątku.
– Dostaniesz
ją – zapewnia. – Czy do tego czasu możesz wstrzymać się ze swoim śledztwem?
– Pewnie.
– Nie wiem, czy wyczuwa kłamstwo, lecz nie drąży.
– Świetnie.
Dobranoc, panno Tate.
– Dobranoc,
Ma… – mówię, ale zdążył się już rozłączyć.
Przyglądam
się ścianie z niepokojącym muralem oraz nowoczesną klawiaturą, po czym robię
kilka zdjęć.
Ledwie
kończę zbierać swoje rzeczy, jak wibruje mój telefon.
Jeśli
nie znikniesz z posesji w ciągu trzydziestu sekund, przekonasz się, czy
żartowałem z psami.
Śmieję
się, ale gdy słyszę w pobliżu szczekanie, krew odpływa mi z twarzy. Dostaję kolejną
wiadomość.
Dwadzieścia
sekund, panno Tate. Nie były jeszcze dzisiaj karmione. Na Twoim miejscu bym
uciekał.
Truchtam
do końca uliczki i możliwe szybko przechodzę na drugą stronę. Dopiero kiedy
dziesięć minut później wsiadam do metra, a drzwi się za mną zamykają, przestaję
czekać na atak wygłodniałej sfory psów.
Jeśli podobał wam się fragment i czujecie się zaciekawieni to zapraszam do zakupu książki na;
Kiedyś zapewne sięgnę po tą pozycję, ale póki co brakuje mi czasu :D
OdpowiedzUsuńNo zdecydowanie ten czas to ucieka strasznie.
UsuńMam wrażenie, że ostatnimi czasy jestem jedyną osobą, która nie widzi sensu w udostępnianiu pierwszych rozdziałów książek. Zazwyczaj zapoznaje się tylko z opisem i to mi wystarczy😁
OdpowiedzUsuńU mnie podobnie. Nie wiem czy cały rozdział jest w stanie mnie przekonać. Jednak może wciągnąć i wtedy chce się czytać dalej, tego nie neguję.
Usuń