Poznaj Zanim Kupisz - Nero - Sarah Brianne - Wydawnictwo NieZwykłe
grudnia 30, 2019
2
Darmowy fragment
,
Nero
,
Poznaj Zanim Kupisz
,
Sarah Brianne
,
Seria Made Men
,
Styczeń 2020
,
Wydawnictwo NieZwykłe
Zapraszam was na darmowy fragment książki
Rozdział pierwszy
Rzucić szkołę
Elle siedziała
na lekcji hiszpańskiego, gapiąc się na ścienny zegar. Mogła przysiąc, że w
klasie było jakieś czterdzieści stopni Celsjusza.
Teraz kiedy do lunchu zostały zaledwie trzy minuty, zrozumiała jak
wspaniałym okresem była ostatnia przerwa świąteczna. W trakcie jej trwania ani
razu nie poczuła tych mdłości. I nie miało znaczenia, jak często to uczucie
pojawiało się w jej żołądku, i tak nie potrafiła do niego przywyknąć. Jakby jej
ciało przygotowywało się na zagładę.
Elle nienawidziła szkoły. Nie, tak właściwie, to Elle z całego serca nią
gardziła. Jedynym powodem, dla którego postanowiła przetrwać w Legacy Prep High,
była jej przyjaciółka – Chloe Masters.
Chloe jej potrzebowała. To fakt, Elle sama nie miała lekko, ale Chloe…
Ona przeżywała prawdziwe tortury. Elle zrobiłaby wszystko, żeby zapewnić jej
bezpieczeństwo. Jej przyjaciółka zasługiwała na kogoś, kto będzie nad nią
czuwał, szczególnie po tym, co się stało.
Wszystkie pieniądze, jakie Elle uzbierała podczas tej przerwy świątecznej,
musiała przeznaczyć na czesne. W przeciwnym razie zostałaby wydalona ze szkoły,
a to oznaczałoby brak ochrony dla Chloe. Na szczęście, dzięki swoim ocenom,
Elle dostawała stypendium pokrywające większość czesnego, a resztę musiała spłacić,
pracując prawie każdego wieczoru w restauracji.
Dwie minuty do lunchu. Myślałam, że
kiedy patrzy się na zegar, to czas płynie wolniej.
Elle przeraźliwie bała się lunchu. Uczniowie nie mieli okazji dokuczać
jej i Chloe w trakcie przerwy świątecznej, więc na pewno zebrała się w nich
agresja, którą, Boże dopomóż, będą musieli teraz jakoś wyładować.
Do lunchu pozostała minuta i Elle odwróciła głowę, żeby spojrzeć na
Chloe, ponieważ patrzenie na zegar mijało się już z celem. Serce jej pękło.
Chloe siedziała ze zwieszoną głową, wykręcając palce na obu dłoniach. Zawsze
tak robiła, gdy była zdenerwowana.
Elle wyobraziła sobie słodką twarz swojej przyjaciółki ukrytą pod zasłoną
włosów, oszpeconą głębokimi bliznami. Jedna zaczynała się pięć centymetrów nad
brwią i ciągnęła się aż po zagłębienie w policzku, a druga szła od skóry nad
ustami do dwóch centymetrów pod nimi. Obie znajdowały się po prawej stronie jej
twarzy.
Elle zadrżała na wspomnienie widoku Chloe zaraz po tym, jak ta została
oszpecona i przez to uczucie aż podskoczyła na dźwięk dzwonka.
Chwyciła szybko swoją torbę listonoszkę i wstała.
Uda ci się. Mimo tej
pocieszającej myśli, znowu czuła mdłości, wywołane zapewne tym, że tak naprawdę
w to nie wierzyła.
Podeszła do drzwi, czując Chloe depczącą jej po piętach. Właśnie w tym
miejscu, przez ostatnie trzy i pół roku, można było znaleźć Chloe – tuż za
Elle. Chloe powoli, każdego dnia wycofywała się coraz bardziej, każdego dnia
centymetr po centymetrze, aż w końcu zaczęła chodzić tuż za Elle. Szybko nauczyły
się, że przemierzanie korytarzy ramię w ramię, sprawiało, że stawały się
bardziej widoczne dla agresorów.
Przeszła przez próg, wkroczyła na korytarz i ruszyła w kierunku stołówki,
idąc wolnym tempem. Opracowała system na krótkie przerwy – należało dojść do sali
możliwie najkrótszą drogą, o ile na tej drodze nie stał tłum. Masa ludzi
oznaczała spotkanie tych, którzy im dokuczali, czyli na przykład Cassandry –
królowej szkoły. Elle nauczyła się, żeby nie zatrzymywać się ani na chwilę i
możliwie jak najszybciej dotrzeć do klasy. W sali lekcyjnej zawsze było
najbezpieczniej. Nauczyciele zazwyczaj siedzieli tam podczas krótkich przerw,
czekając na rozpoczęcie się kolejnych zajęć. A ostatnia zasada brzmiała: nie
patrz nikomu w oczy. Jednakże Elle nie wlepiała wzroku w ziemię. Po pierwsze to
był zły pomysł, a po drugie i tak nie należała do tego typu osób.
Tylko w trakcie przerwy na lunch korytarze były dla nich bezpieczniejszym
wariantem. W stołówce czekały o wiele większe zagrożenia.
Elle dotarła na stołówkę i spojrzała na dostępne opcje kolejek. Jak
zawsze, uczniowie ustawili się w dwie. Pierwsza prowadziła każdego dnia do
innego menu – pizza, indyk, pieczeń – można było tam zjeść to, co znalazło się
w jadłospisie na dany miesiąc. Na końcu drugiej zawsze znajdowało się to samo –
kotlet z kurczaka lub hamburger i frytki. Lecz Elle i Chloe nie miały tak
naprawdę wyboru. Dla nich dostępna była tylko jedna opcja, czyli ta kolejka, w której
ustawiło się mniej strasznych ludzi. W praktyce oznaczało to często niezbyt smaczny
lunch.
Elle podeszła na koniec krótszej kolejki, najwidoczniej pozostali
uczniowie uznali, że to co jest na końcu drugiej, jest lepsze. Przyjrzała się
ludziom, którzy w niej stali i doszła do tego samego wniosku co zwykle.
Dobry wybór – pomyślała.
Dwie osoby wepchnęły się z przodu w ich kolejkę. Jednak ani ona, ani
Chloe nie zaprotestowały. Wolały nie zwracać na siebie uwagi innych uczniów.
– Nie dzwoniłeś i nie pisałeś przez całą przerwę. Nie tęskniłeś za mną? –
Cassandra objęła Nero za szyję.
Nero objął ją w talii.
– Sorry mała. Byłem zajęty.
Nero Caruso. Był ucieleśnieniem męskiego ideału: wysoki, przystojny
brunet. Bardziej umięśniony od większości chłopaków z ostatnich klas, ale i tak
smukły. Podczas przerwy najwyraźniej podciął włosy i Elle pomyślała, że to nietypowe,
ponieważ od zawsze miał je dłuższe i zaczesane do tyłu. A teraz, kiedy były o
wiele krótsze, żyły własnym życiem. I ta wersja bardziej jej się podobała.
– Dzisiaj w nocy też będziesz dla mnie zbyt zajęty? – Elle widziała, jak
piersi Cassandry unoszą się jeszcze wyżej.
I w tej samej chwili Nero przyłapał Elle na wpatrywaniu się w nich.
Spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami, po czym nachylił się, żeby wyszeptać
coś Cassandrze do ucha.
– Znajdźcie sobie pokój! – krzyknął ktoś stojący w kolejce.
Cassandra odrzuciła głowę do tyłu i też przyłapała Elle. W odpowiedzi posłała
jej groźne spojrzenie. To wybudziło dziewczynę z transu. Było jej wstyd, że tak
łatwo dała się zaskoczyć. Nauczyła się nigdy nie patrzeć żadnemu uczniowi w
oczy, szczególnie, gdy się z kimś obściskiwał.
Rany, co się ze mną dzisiaj dzieje?
Tylko tego jej brakowało – wkurzyć Cassandrę. Cassandra uwzięła się na nią już
od pierwszej klasy, kiedy chłopak, którego Cassandra najprawdopodobniej lubiła,
powiedział Elle, że podobają się mu jej włosy. Cassandra zrobiła wtedy z niej cel
zaczepek i od tamtej chwili chłopak trzymał się na dystans.
Kolejka wreszcie ruszyła do przodu i Elle z Chloe mogły w końcu wziąć po
tacce. Dzisiaj w menu były lasagne, zielona fasolka i mus jabłkowy. Szczerze mówiąc, mogło być gorzej.
Wyjęła wodę z lodówki i dotarła do bufetowej, wręczając jej swój numerek.
– 1089.
– Możesz brać na kreskę tylko w pierwszym tygodniu, Elle, potem będziesz
musiała zasilić konto albo przynosić codziennie pieniądze. – Bufetowa mówiła
głośniej, niż zachodziła taka potrzeba. – Nie zamierzamy przerabiać tego samego
w tym roku. – dodała.
Elle chyba nie mogła czuć większych mdłości.
– Dobrze. – Przesunęła się, żeby Chloe mogła podać swój numer.
– 1072. – Na widok przerażonej twarzy Chloe, Elle mdliło jeszcze bardziej.
Musiały teraz dotrzeć jakoś do swojego stolika.
Elle ruszyła w kierunku miejsca, gdzie obie zwykle siedziały. Na stołówce
był z góry ustalony rozkład, kto gdzie siedział. Prymusi zajmowali miejscówki najbliżej
kolejek. Nikt im nie dokuczał, po prostu byli ignorowani. Stoliki z tyłu
zajmowali tzw. popularni. A Elle i Chloe od trzech i pół roku jadły w tym samym
miejscu, niedaleko drzwi i prymusów. Tylko jeden stolik pełen nerdów oddzielał
Chloe i Elle od popularnych uczniów. Mówiły na nich: roboty.
Elle usiadła tyłem do drzwi – lubiła dokładnie widzieć, co dzieje się na
stołówce. Chloe usiadła naprzeciwko niej – ona z kolei nie chciała widzieć
nikogo.
– Spałaś wczoraj? – zapytała Elle ze współczuciem. Elle wiedziała, że
Chloe nie sypiała zbyt dobrze. Często miała koszmary. Jednak dzisiaj wyglądała,
jakby w nocy nie przespała nawet jednej pełnej godziny. Była trupio blada. Jej
czarne włosy zmatowiały i Chloe starała się zakryć nimi prawą stronę swojej twarzy.
Elle zauważyła, jak bardzo zapadnięte były jej szare oczy o szczerym spojrzeniu.
– Niezbyt dużo. Chyba po prostu nie chciałam wracać do szkoły. – Ze
względu na swoją przyjaciółkę, Chloe zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
Po chwili jednak znowu spojrzała na Chloe ze współczuciem.
– Nie martw się. To nasz ostatni semestr. Już niedługo nie będziemy
musiały oglądać twarzy robotów. Poza tym może czterdzieści pięć minut mija
szybciej, niż to zapamiętałyśmy – pocieszyła ją Elle, próbując żartować z
sytuacji.
– Nie było nas trzy tygodnie, Elle, a nie trzy lata – odpowiedziała cicho
Chloe.
– Hej, przez trzy tygodnie dużo może się wydarzyć. W trakcie przerwy
roboty mogły poprosić kogoś o serca. – Zaśmiały się na tę wizję.
– Gdyby tak było, to okazałoby się, że moja cała licealna kariera była
jednym długim koszmarem, a ja obudzę się właśnie… – Chloe zacisnęła powieki i
otworzyła je sekundę później. – W tym momencie. Nic z tego, wygląda na to, że
nikt nie poprosił dobrej wiedźmy Gladioli o pomoc. – Elle prychnęła śmiechem i nawet
Chloe nie mogła się powstrzymać od chwilowej radości. Elle ucieszył widok
rozluźnionej Chloe.
Obie zaczęły jeść lunch; Elle uważnie przyglądała się stołom robotów. Tamta
strona stołówki była tak właściwie całkiem różnorodna. Było tam kilka stołów ze
sportowcami – przy jednym z nich siedziała cała drużyna futbolowa, a przy
reszcie znajdowała się mieszanka graczy baseballu, softballu, koszykówki i
piłki nożnej. Dla reszty ludzi pozostało zaledwie kilka stolików.
Przy tym, którego nienawidziła najbardziej, siedziały wielbicielki mody
ubierające się wyłącznie w ubrania od projektantów i należące w większości do
zespołu cheerleaderek. Cassandra była, oczywiście, szefową tego stołu. Obok
znajdowali się ci obrzydliwie bogaci, naprawdę obrzydliwie bogaci. Siedzieli tam sami chłopacy, a
najważniejszy przy tym stole był Sebastian, brat bliźniak Cassandry. Elle
drżała ze strachu nie tylko na jego widok, ale nawet na sam dźwięk jego
imienia.
I w ten sposób docierało się do ostatniego stołu, którego skład trudno
było właściwie opisać. Od zawsze siedziała tam ta sama trójka – Nero, czyli tak
właściwie król Legacy Prep oraz jego dwóch kumpli. Cała trójka była nazywana
przez pozostałych uczniów „ekipą Nero”. Większy miał na imię Amo, a mniejszy
Vincent. Wszyscy byli w ostatniej klasie. Jednak tym razem Elle zauważyła
jeszcze jednego chłopaka siedzącego przy ich stoliku.
Musi być w pierwszej klasie.
Elle zastanawiała się, kto to. Z tej odległości widziała tylko jego blond włosy.
Nagle poczuła, że coś się zmieniło. Zdała sobie sprawę z tego, że
popełniła ogromny błąd – straciła czujność.
– Cały dzień cię szukałam. Potrzebuję kelnerki, która by po mnie
posprzątała. – Cassandra zepchnęła talerz Elle ze stołu, po czym na nowo
rozbrzmiał jej skrzekliwy głos. – No, wyczyść to, kelnerko.
Na stołówce zapanowała cisza. Na słowo kelnerka Elle dostawała gęsiej skórki, a jednak dla reszty uczniów
mogło to być równie dobrze jej prawdziwe imię.
Elle pomyślała o dwóch możliwych rozwiązaniach. Opcja numer jeden:
zignorować to, co się wydarzyło lub udawać, że nic się nie słyszało. Opcja
numer dwa: odpowiedzieć coś mądrego albo rzucić kilka krótkich słów. Wybrała
pierwszą i skupiła wzrok na Chloe,
czego zaraz pożałowała, widząc panikę na twarzy przyjaciółki.
– Wiem, że mnie słyszysz, suko. – Cassandra uniosła talerz Chloe i umiejscowiła
go nad jej głową. Chloe szybko próbowała się odsunąć, ale dwie Blond-Dupy Cassandry stanęły po
jej obu stronach, zmuszając Chloe do pozostania na miejscu.
– Posprzątaj ten bałagan, jak na kelnerkę przystało albo ten dziwoląg
będzie musiał sprzątać po sobie.
Dziwoląg było jedynym słowem,
które wprawiało Elle w większe obrzydzenie niż kelnerka.
Nagle poczuła, że ktoś uderzył ją w twarz. To był Sebastian. Elle spojrzała
na Chloe nerwowo wykręcającą swoje palce. Przed takimi właśnie rzeczami chciała
chronić swoją przyjaciółkę,
Okej, nie mogło być gorzej. Elle
spojrzała na bałagan na podłodze. Akurat dzisiaj musieli serwować do jedzenia
te trzy rzeczy. Dziewczyna schowała
dumę w kieszeń i podniosła ścierkę. Następnie wepchnęła dumę jeszcze głębiej do
kieszeni, uklękła i zaczęła sprzątać podłogę.
Gdy Elle skończyła się już hańbić, podeszła do Chloe.
– Chodź, Chloe. Idziemy. – Wyciągnęła do niej rękę. Wiedziała, że Chloe
nigdy by jej nie chwyciła, ale to był znak, żeby się stąd zmywały.
– Sorki, przegapiłaś jedno miejsce. – Cassandra chciała przechylić talerz
znajdujący się nad głową Chloe, więc Elle zrobiła jedyną rzecz, jaka przyszła
jej do głowy. Popchnęła talerz mocniej w przeciwnym kierunku, obrzucając Cassandrę
jedzeniem.
Stołówkę wypełniły mieszane reakcje. Niektórzy nie mogli powstrzymać się
od śmiechu, podczas gdy inni byli najwyraźniej zszokowani tym, co się właśnie
wydarzyło i nie umieli w żaden sposób zareagować. Elle czuła większe mdłości niż
kiedykolwiek. Jakby za chwilę miała naprawdę zwymiotować tę odrobinę lunchu,
którą zjadła, zanim znalazł się na podłodze.
– Pieprzona suka! – Głos Cassandry stał się bardziej skrzekliwy, niż zdawałoby
się to możliwe. – Już po tobie.
Elle już wiedziała, że mają teraz tylko jedną opcję: ucieczkę.
Złapała za tył koszulki Chloe i ją pociągnęła. Chociaż jej przyjaciółka
była w kompletnym szoku, to nie na tyle, żeby nie móc się ruszyć. Elle pobiegła
w kierunku drzwi – właśnie dlatego siedziały przy stoliku znajdującym się
najbliżej wyjścia.
Jednak tuż przed tym, jak do nich dotarły, zauważyła pana Evansa stojącego
w przejściu. Pan Evans uczył ją angielskiego i jako jedyny w Legacy Prep
wierzył w kreatywne nauczanie, a do tego był miły dla oka. Wszystkie dziewczyny
się w nim podkochiwały, od kiedy na początku roku zaczął uczyć w tej szkole.
Cholera, była w potrzasku. Elle
po prostu zamarła bez ruchu, w pełni świadoma, że już po niej. Zrobienie czegoś
takiego Cassandrze nikomu nie uchodziło płazem.
– Elle, Chloe, wracajcie do klasy – nakazał spokojnie pan Evans. Brzmiał
nieco zbyt spokojnie, ale Elle nie zamierzała marnować ani sekundy. Postanowiła
od razu skorzystać z tej przepustki. Właśnie wygrała cholerny los na loterii.
Elle i Chloe ulotniły się ze stołówki. Wychodząc, Elle znowu usłyszała
pełen opanowania głos pana Evansa.
– Panno Ross, proszę posprzątać ten bałagan, który pani zrobiła. Przecież
nie mogę dopuścić do tego, żeby pozostali uczniowie myśleli, że mogą bezkarnie
robić takie rzeczy, prawda? Aha, a kiedy już pani skończy, proszę dołączyć do
mnie w biurze wicedyrektora… – Jego głos cichł w oddali.
Już po mnie. Jestem praktycznie
martwa. – pomyślała.
Gdy dotarły do klasy od hiszpańskiego i zamknęły się za nimi drzwi, Elle
odezwała się jako pierwsza.
– Tak bardzo cię przepraszam, Chloe. To była odruchowa reakcja. Nie
chciałam, żeby ubrudziła cię
jedzeniem.
– Wiem, ale co my teraz zrobimy? Ona nas zabije. Wiesz o tym. – Elle nie
była pewna, czy Chloe oddychała ciężko po biegu, czy ze strachu o swoje życie.
Elle usiadła i położyła głowę na biurku.
– Nie mam pojęcia. – Znowu spojrzała na Chloe. – Jakieś pomysły?
– No, możemy rzucić szkołę. – Chociaż Chloe brzmiała sarkastycznie, to w
rzeczywistości mogło być ich jedyne wyjście.
Rozdział
drugi
Blond-Dupa Numer Jeden
Elle i Chloe
naprawdę obawiały się o swoje życie, a kiedy dzwonek zadzwonił po raz kolejny, zwiastując
koniec hiszpańskiego, już wiedziały, że to koniec.
Następną lekcję miały osobno. Elle szła na plastykę, którą Chloe miała z
kolei w pierwszej klasie i dlatego teraz na nią nie chodziła. Więc Chloe w tym
czasie miała lekcje z zasad zdrowego trybu życia. Te zajęcia Elle miała
wcześniej. Kiedy dokonywały tych wyborów na początku liceum, nie wiedziały, że
ich życie tak się zmieni. W przeciwnym razie, na pewno inaczej ułożyłyby swoje
plany lekcji.
Elle wiedziała, że teraz w pierwszej kolejności musi odprowadzić Chloe.
Niestety oznaczało to dwukrotne pokonywanie korytarza w pojedynkę. Świetnie.
Elle niechętnie wyszła na korytarz z Chloe depczącą jej po piętach. Ruszyła
z maksymalną prędkością, na jaką mogła sobie pozwolić bez zwracania na siebie i
Chloe uwagi pozostałych uczniów. Na szczęście lekcje Chloe odbywały się w
pobliżu sali od hiszpańskiego. Elle poczuła ulgę, kiedy bez problemu udało jej
się odprowadzić przyjaciółkę.
– Po dzwonku poczekaj na mnie przy ławce. Wrócę, żeby cię stamtąd zabrać.
Obiecuję, że będę pierwszą osobą na korytarzu.
Chloe przygryzła wargę.
– Ee, okej, nie ruszę się z miejsca.
– Dobrze, niedługo się widzimy. – Elle miała nadzieję, że zabrzmiała pewnie.
– Uważaj na siebie, Elle – powiedziała Chloe swoim szczerym, miłym głosem.
Na jego dźwięk Elle niechętnie się odwróciła i ruszyła w stronę swojej klasy.
Teraz musiała martwić się także o to, żeby bezpiecznie dotrzeć na swoją lekcję,
ponieważ Cassandra z pewnością się na nią gdzieś czaiła.
Elle przebierała szybko nogami, idąc najszybciej, jak się dało w tych
warunkach.
Zajęła miejsce. Zazwyczaj siadała z tyłu sali, ale zawsze musiała być
blisko drzwi. Cieszyła się, że ze wszystkich lekcji akurat plastyki nie miała
razem z Chloe. To rozwiązywało poważny problem. Na plastyce nie trzeba było
pracować w grupach. Z tego, co Elle wiedziała od Chloe, na lekcje z zasad
zdrowego trybu życia chodziło mało osób i też nigdy nie byli łączeni w zespoły.
„Grupy” to była najgorsza rzecz, jaka mogła się przytrafić dziewczynie,
znajdującej się na końcu łańcucha pokarmowego.
Elle osunęła się na krzesło w chwili, kiedy do sali wkroczyły Blond-Dupy Cassandry. Oczy, cholera, wiście.
Zajęły miejsce na drugim końcu klasy i obrzuciły Elle pogardliwym
spojrzeniem. Już po mnie.
Szepnęły coś do siebie i jedna z nich podniosła telefon, i coś w nim
napisała. Nie, jednak dopiero teraz jest po mnie.
Elle wiedziała, że napisały do Cassandry, żeby jej powiedzieć, gdzie ją
znaleźć. Pomyślała, że powinna zawiadomić Chloe o swojej nadchodzącej śmierci,
ale wtedy Chloe by się zmartwiła i po dzwonku odeszłaby od ławki. Przynajmniej,
jeśli Cassandra przyszłaby po Elle, to Chloe siedziałaby bezpiecznie w sali i zanim
postanowiłaby wyjść, szkoła byłaby już prawie pusta.
Tuż przed dzwonkiem wszedł Nero i usiadł przy stole z Blond-Dupami Cassandry i kilkoma sportowcami. Wszystkich
tych ludzi obchodził tylko ich status. Był dla nich wszystkim. Gdyby Elle
dostawała dolara za każdym razem, kiedy słyszała słowo status, to dziesięciokrotnie mogłaby spłacić czesne w tej szkole.
Elle rozejrzała się po sali. Jako jedyna siedziała sama, w zupełności
świadoma tego, jaka była jej pozycja w Legacy Prep. Nawet kujony wiedziały, że
nie mogą rozmawiać z Elle. Nie śmiały na nią spojrzeć. Jednak Elle ich nie
winiła. Rządzi tu prawo dżungli.
Jak tylko zaczęła się lekcja, nauczyciel przydzielił im pierwszy projekt.
Zadanie było łatwe – uczniowie musieli zrobić plakat, który najlepiej opisywał ich
osobowość. Mogli użyć każdego materiału, jakiego chcieli.
Elle skupiła wzrok na białym arkuszu brystolu,
zastanawiając się, kim dokładnie była. Cóż, ona
wiedziała, kim jest, ale otaczające ją mury szkoły utrudniały jej bycie sobą.
Nie, tak właściwie, w tym miejscu nie
mogła być sobą.
Miała włosy w kolorze truskawkowego blondu, sięgające góry jej piersi
oraz duże niebieskie oczy. Jej karnacja była nieco ciemna, więc kontrastowała z
kolorem jej włosów i oczu. Podobało jej się to, że była inna i miała w sobie
coś ciekawego, w przeciwieństwie do pozostałych ludzi z tej szkoły, którzy jak
się wydawało, chcieli za wszelką cenę wyglądać tak samo. W przeciwieństwie do
pozostałych dziewczyn w swoim wieku, wyglądała jej zdaniem raczej na młodszą, chociaż
mogło być tak dlatego, że się nie malowała i nie nosiła drogich ubrań. Ale może
tak jej się tylko wydawało. Mimo wszystko wygląd nie definiował tego, kim była.
Otworzyła torbę i wyjęła z niej kartkę papieru. Planowała najpierw naszkicować
plakat, zanim przygotuje coś, co odda nauczycielce.
Po kilku próbach, Elle zaczęła mieć trudności z koncentracją. Głośny
śmiech blondyn brzmiał jak okrzyki godowe. Jednak to nic dziwnego, w końcu siedziały
w otoczeniu najseksowniejszych sportowców w szkole, nie mówiąc o samym królu
Legacy Prep.
Elle spojrzała na zegar. Do końca lekcji pozostało niewiele czasu. Pogrążyła
się w myślach.
Czekała ją śmierć z rąk Cassandry. Nie będzie mogła chronić Chloe. Poza
tym dzisiaj w nocy miała zamykać restaurację, a do tego musiała znaleźć czas,
żeby napisać esej na pięćset słów dla pana Evansa na temat tego, kogo
najbardziej kochała. Ta, jeśli w ogóle
przeżyję do tego czasu.
Ktoś klepnął Elle w plecy, wyrywając ją z zamyślenia.
– Mam nadzieję, że uda ci się dotrzeć do dziwoląga na czas. Szkoda by
było, gdyby wydarzyło się coś złego. – To była Blond-Dupa
Numer Jeden, ta, która była najbliżej z Cassandrą.
Elle usłyszała dźwięk wyciskanej na nią farby. Nie, tylko nie mój duży, wygodny, biały sweter!
Cała klasa wybuchnęła śmiechem, widząc jej udrękę. Właśnie to bolało Elle
najbardziej – nikt nigdy nie przychodził jej na ratunek, była zwykłym pośmiewiskiem
tej szkoły.
– Później mi podziękujesz, kelnerko. Wiem, że potrzebowałaś wymówki, żeby
odwiedzić lumpeks.
Elle uznała, że zniosła już dzisiaj wystarczająco dużo. Cieszyła się, że
przynajmniej nie było przy niej Chloe, więc jej przyjaciółka nie będzie
cierpiała za to, co Elle zamierzała zrobić. Jeżeli ma dzisiaj umrzeć, to
przynajmniej nie zrobi tego bez walki.
Drrryń.
Chloe. Elle chwyciła torbę i z
prędkością błyskawicy wybiegła z sali, od razu zapominając o swoich planach odwetu.
Chloe jej potrzebowała.
I właśnie wtedy coś sobie uświadomiła. ‘Mam nadzieję, że uda ci się dotrzeć do dziwoląga na czas’. W końcu
zrozumiała – można ją było zranić tylko poprzez zranienie Chloe.
O cholera! Zaraz będę, Chloe.
Poczekaj na mnie! Elle biegła szybko korytarzem. Nie truchtała ani nie szła
szybkim krokiem. biegła.
Kiedy wparowała do sali, w której miała czekać na nią Chloe, gwałtownie
się zatrzymała. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej serce zamarło.
– Chloe, wszystko w porządku?
Rozdział
trzeci
Z ogniem walcz
ogniem
Elle weszła do
sali i zastała w niej pana Evansa rozmawiającego z Chloe. Jej przyjaciółka
siedziała z łokciami opartymi o ławkę, ukrywając twarz w dłoniach.
Chloe podniosła głowę.
– Tak, nic mi nie jest, El… – Otworzyła szerzej oczy, kiedy dostrzegła
stan swetra Elle. – Wszystko w porządku? Co się stało? – Chloe wstała i
podeszła do przyjaciółki.
Wzrok Elle padł na pana Evansa.
– Ee, niechcący wylałam na siebie farbę na plastyce. O czym rozmawialiście?
Pan Evans podszedł do nich.
– Właśnie przechodziłem obok i zauważyłem, że Chloe siedzi tu sama, więc chciałem
się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Zazwyczaj uczniowie są za drzwiami, zanim
dzwonek kończący lekcje zdąży w ogóle zadzwonić.
– No, racja. Chloe odwozi mnie do domu, więc poprosiłam ją, żeby tu na
mnie poczekała.
– A dlaczego spotkałyście się tutaj, a nie w sali od plastyki? Przecież sala
od plastyki jest przy głównym wejściu do szkoły. – Chociaż pan Evans brzmiał na
zdziwionego, to Elle pomyślała, że ani trochę na takiego nie wyglądał.
– Chyba po prostu na to nie wpadłyśmy. – Elle ruszyła w stronę drzwi. –
Do zobaczenia jutro rano, proszę pana. Chodź, Chloe. Muszę przygotować się do
pracy. – Elle liczyła na to, że nauczyciel odpuści.
Chloe dołączyła do Elle i obie ruszyły w stronę drzwi.
– Elle, jeśli będziesz chciała kiedyś porozmawiać, to wiesz, gdzie mnie
znaleźć. – Elle odwróciła się na dźwięk głosu pana Evansa. – Postaraj się
uważać na plastyce. Następnym razem może cię tam spotkać coś gorszego niż wylana
farba.
Nie, nie potrafi odpuścić. Po
tych słowach, Elle ruszyła.
– Miłego wieczora, proszę pana.
Przyjaciółki przeszły przez szkołę i kiedy dotarły na zewnątrz, ciężar
spadł im z serc. Prawie, jakby były wolne.
– Więc kto wylał tę farbę? I, cholera, zniszczył ci całe ubranie. A tak świetnie
w tym wszystkim wyglądałaś.
Elle spojrzała na swój strój. Cholera,
załatwiła nawet moje ulubione sprane jeansy.
– Przydupaska Cassandry.
– Która? Ta? – Chloe skinęła głową w stronę Nero stojącego przy swoim
cadillacu z Blond-Dupą Numer Dwa.
Do uszu Elle dotarło, o czym rozmawiali.
– Nero, mógłbyś podwieźć mnie do domu? Rano przywiozła mnie Cassandra. – Blond-Dupa oparła się o jego samochód, uśmiechając
się do niego słodko.
– Nie ma sprawy, mała. – Wzrok Nero powędrował z jej oczu na biust. –
Leo, jedziemy!
Elle zobaczyła młodego chłopaka truchtającego do samochodu. Chłopaczek był
miniaturową wersją Nero. Przypominał go szczególnie w wersji sprzed ścięcia
włosów, chociaż jego miały zupełnie inny kolor. Najwyraźniej to właśnie jego
widziała wcześniej podczas lunchu.
– Siadaj z tyłu, Leo. – Elle pomyślała, że Leo zrobił na te słowa
najsłodszą minę na świecie, po czym wszyscy wsiedli do cadillaca, trzaskając
drzwiami, co wytrąciło Elle z transu.
– Nie, ta druga. – Elle pokręciła głową. Naprawdę muszę się ogarnąć.
Przyjaciółki wsiadły do bmw Chloe. Większość tutejszych uczniów woziła
się najróżniejszymi modelami mercedesów, porsche i lamborghini, ale to samochód
Chloe miał klasę. Był niezbyt drogi, niezbyt szpanerski. Oczywiście Chloe sama
nigdy by go dla siebie nie wybrała, lecz jej ojciec, polityk, nie dał jej tak
naprawdę wyboru.
Kiedy już zamknęły za sobą drzwi, Chloe się odezwała; jej twarz wyrażała
troskę.
– Elle, coś się stało? Dziwnie się dzisiaj zachowujesz.
– Nic mi nie jest, Chloe. Chyba zaczyna mnie już męczyć przechodzenie
przez to samo gówno każdego dnia.
– Słuchaj, Elle, nie musisz tu zostawać. Możesz odejść. Gdyby twoi
rodzice dowiedzieli się, co cię spotyka w tej szkole, nie pozwoliliby ci…
Elle z determinacją spojrzała w oczy Chloe.
– Nie zostawię cię, Chloe. Mówiłam ci to już jakieś tysiąc razy.
– Przetrwałyśmy do tej pory tylko dzięki temu, że się im nie stawiałyśmy.
Nie jestem taka, jak ty, Elle. – Chloe wlepiła wzrok w kierownicę.
Elle spojrzała na Chloe, w pełni świadoma tego, o co prosiła ją
przyjaciółka.
– Dobrze, Chloe. Nie będę reagować na ich zaczepki. Obiecuję.
Po tych słowach Chloe uruchomiła przyciskiem samochód.
– Reagowanie na zaczepki nie pomaga, Elle. Wiesz o tym.
Elle skinęła głową i uśmiechnęła się do Chloe. Nie, kiedyś tak
myślałam. Jednak dzisiaj Elle doznała objawienia: z ogniem należało walczyć
ogniem.
W tym miejscu znajduje się obrazek
Elle podeszła do
drzwi wejściowych swojego domu i pomachała do Chloe, zamykając je za sobą, a
następnie oparła o nie głowę.
– Wszystko w porządku, skarbie?
Elle podskoczyła.
– A, hej, mamo. Tak, wszystko świetnie, po prostu jestem zmęczona. – Elle
rozejrzała się po salonie. – Tata jest w kuchni?
– Nie, ee, śpi.
– Cały dzień leżał w łóżku? – Elle zaczęła się martwić.
– Nie, skarbie, właśnie się położył. Chciał się zdrzemnąć. – Mama Elle
uśmiechnęła się do niej. Było widać, że nawet ona nie wierzyła w swoje słowa.
– Dobrze. Idę do siebie, muszę odrobić lekcje przed pracą.
Elle przeszła przez dom, ale kiedy mijała sypialnię rodziców, zatrzymała
się, zastanawiając się, czy powinna tam wejść i sprawdzić, jak się ma jej
ojciec. Może później. Już i tak jestem
zdołowana.
Elle weszła do pokoju i włączyła komputer.
Kogo kocham najbardziej?
Zaczęła rozmyślać nad esejem. Lekcje angielskiego z Evansem były jej ulubionymi.
W przyszłości chciała zostać pisarką. Znała odpowiedź na pytanie zadane przez
nauczyciela, a jednak w tej chwili czuła, jakby ojciec – osoba, którą kochała
najbardziej – tak jakby ją zdradził. Pomimo swojej małomówności zawsze życzył
jej dobrego pierwszego dnia szkoły, a dzisiaj skoro to był końcowy rok Elle,
mógł to zrobić po raz ostatni. Postanowiła pozbyć się tych uczuć na rzecz
dobrej oceny. Napisała połowę eseju, po czym spojrzała na zegar i uznała, że
czas zbierać się do pracy.
Ubrała się w strój kelnerki. Nienawidziła go prawdopodobnie bardziej niż
samego życia. Była pewna, że sukienka miała przynajmniej dwadzieścia lat –
wypłowiała, tracąc zupełnie swoją niegdyś czerwoną barwę na rzecz pomarańczowo-brązowej.
Przynajmniej mogę stwierdzić z niejaką
pewnością, że była kiedyś czerwona.
Elle włożyła swój płaszcz marynarski, jej najlepszą jak dotąd lumpeksową
zdobycz.
Kiedy była już gotowa do pracy, wyszła z pokoju i ruszyła w stronę
kuchni.
– Hej, Josh. Jak minął twój pierwszy dzień szkoły po przerwie? – Na widok
twarzy swojego ośmioletniego braciszka, Elle od razu zapomniała o wszystkich
swoich problemach.
– Może być. – Josh wzruszył ramionami. – A twój, Dzwoneczku[1]?
Elle rzuciła Joshowi surowe spojrzenie. Patrząc na niego, czuła się, jakby
spoglądała w lustro. Chociaż jej brat miał blond włosy.
– Może być. – Postanowiła wkrótce z nim pogadać. Dowiedzieć się, co się
tak naprawdę działo się w jego szkole. – Ładnie pachnie mamo – Elle zwróciła
się w kierunku mamy. –Zostawisz mi trochę na później?
– Oczywiście, skarbie. O, twój tata jest w salonie. – Tym razem posłała
Elle prawdziwy uśmiech.
Elle weszła do salonu i stała tam przez chwilę, czekając, aż jej tata w
końcu się odezwie, ale tego nie zrobił.
Podeszła do drzwi wejściowych, jednak zanim je otworzyła, oznajmiła:
– W szkole było świetnie, tato.
Była bardzo przybita. Nie tylko nie życzył jej dobrego pierwszego dnia
szkoły, co było ich tradycją, ale nawet nie zapytał jej w tym momencie, jak dzisiaj
było.
Ignorując swoje zranione uczucia, Elle wyszła na zewnątrz. Chłodne
powietrze wprawiło ją w dobry nastrój. Było rześkie i świeże. Coś w dźwięku
śniegu skrzypiącego pod podeszwą jej butów, poprawiało jej humor.
Elle poszła na przystanek i wsiadła do autobusu jadącego do centrum
miasta. Usiadła przy oknie i obserwowała umykające przez nie widoki. Naprawdę
uwielbiała Kansas City w stanie Missouri. Czuła się tu jak w domu, chociaż
przez ostatnie lata miała wrażenie, że to nie jest miejsce dla niej.
Może naprawdę powinnam wyjechać
razem z Chloe.
Dotarła do swojego przystanku i wysiadła, po czym przeszła kilka
przecznic, idąc w kierunku restauracji, w której pracowała. Gdy tak szła, nie
przeszkadzały jej hałas i ruch. Lubiła przyglądać się ludziom, którzy wychodzili
nocą na miasto.
Jednakże wkrótce uwagę Elle przyciągnęło dwóch mężczyzn stojących przed
Kansas City Casino Hotel znajdującym się tuż obok jej miejsca pracy. Jeden z
nich miał cienie pod oczami i wyglądał na naćpanego. Cały czas oglądał się za
siebie, jakby się czegoś obawiał. Drugi mówił do niego surowym tonem. Nie
słyszała, co konkretnie, ale z pewnością próbował go uspokoić.
Mijając ich, Elle usłyszała, jak ten spokojny mówi:
– Ważniak dał ci zadanie. Nie masz, kurwa, wyboru. – Ciężko było go
zrozumieć przez silny włoski akcent i zgiełk miasta.
Elle szła dalej. Nie obchodziło jej, co się działo. To nie była jej
sprawa.
Weszła do restauracji i powiesiła swój płaszcz na wieszaku. Pomyślała, że
temu miejscu przydałoby się unowocześnienie. Chociaż większość budynków w
centrum miasta była starych, to tylko niektóre zachowały swój blask sprzed lat.
Jak sukienka, którą muszę nosić. –
pomyślała.
Elle nawet lubiła swoją pracę. Przychodzili tu ludzie, jakich normalnie
nie miałaby okazji spotkać – w końcu w budynku obok znajdowało się kasyno. A
napiwki też nie były złe. Starczało jej na spłatę reszty czesnego.
Elle wpisała się na listę i zaczęła obsługiwać stoliki. Poniedziałki
zazwyczaj ciągnęły się w nieskończoność, ponieważ wszyscy byli zmęczeni po
weekendzie. Czas płynął wolno, zmuszając ją do rozmyślań. A jednak, po tym, co
wydarzyło się tego dnia, nie chciała myśleć o niczym.
Wraz z jeszcze jednym pracownikiem, miała zamykać tego dnia restaurację,
dlatego też liczyła na to, że wkrótce zjawi się więcej klientów, bo w
przeciwnym razie mogła popaść w obłęd.
Jednakże czas mijał, a Elle ani razu nie udało się uwolnić od uciążliwych
myśli. Przez cały wieczór przez knajpę przewinęło się tylko kilkoro ludzi. Pół
godziny przed zamknięciem zaczęła sprzątać, przygotowując restaurację na rano.
Wkrótce skończyła i pozostało jej tylko wyrzucenie śmieci. Tak więc poszła po
płaszcz i torebkę.
Następnie podniosła worek wypełniony śmieciami i weszła do kuchni,
wołając:
– Do jutra, Steve. Dobrej nocy. – Steve był kucharzem w restauracji.
– Do zobaczenia, Elle – odpowiedział, wycierając płytę kuchenną.
Elle wyszła przez tylne drzwi, żeby wyrzucić śmieci, planując przejść
uliczką biegnącą między restauracją i Casino Hotel. Zamknęła drzwi kuchenne i wrzuciła
worek do śmietnika. Odwróciła się, ruszając w kierunku przystanku, kiedy
usłyszała głosy dobiegające z drugiego końca alejki.
– Proszę, proszę, nie zabijaj mnie.
– Ucisz go, kurwa, bo od razu odstrzelę mu łeb.
Elle szybko schowała się za śmietnikiem. Wiedziała, że nie chce stanąć
twarzą w twarz z właścicielem tego głosu.
Usłyszała zbliżające się kroki.
– Czysto, szefie.
Nie mogła się powstrzymać od wyjrzenia zza śmietnika. Ona była pogrążona
w ciemności, ale światło padające z restauracji oświetlało czworo stojących
nieopodal mężczyzn. Jeden miał na sobie drogi garnitur. Jego ciemne włosy były zaczesane
do tyłu. Był starszym mężczyzną. W normalnych okolicznościach mógłby uchodzić
za bardzo atrakcyjnego, jednak w tej chwili ją po prostu przerażał. To na pewno
on wszystkim kierował.
Bo mu od razu odstrzelę łeb. Tak, on
to powiedział.
Drugi przytrzymywał kolejnego, zakrywając mu usta. Ten przytrzymywany był
facetem z workami pod oczami, którego Elle widziała wcześniej przed kasynem. Przytrzymujący
miał jakieś dwadzieścia lat i już wyglądał straszniej od Szefa.
– Idź po samochód, Sal, szybko. – Już na sam dźwięk jego głosu Elle
poczuła gęsią skórkę. Cholera, ten
mężczyzna jest straszny.
– Jasne, szefie. – Trzeci mężczyzna nie był tak przerażający, jak pozostali.
Chociaż mógłby za takiego uchodzić, gdyby nie stało przy nim dwóch Hannibali
Lecterów.
Tak jak mówił, po chwili szybko wybiegł z uliczki.
Minęła minuta i stało się jasne, że ten proszący mężczyzna wiedział już,
co go czeka. Wyglądał na bardziej przestraszonego od Elle i najwyraźniej włączył
się jego instynkt samozachowawczy – ugryzł trzymającego go mężczyznę w rękę,
próbując mu się wyrwać. Straszny mężczyzna opuścił dłoń, a ten roztrzęsiony
zaczerpnął powietrza.
Zanim udało mu się krzyknąć i wezwać pomoc, ten nazywany Szefem wyciągnął
broń z wnętrza swojej marynarki. I wtedy Elle odwróciła wzrok. Wiedziała, co
się teraz wydarzy.
Bum.
Jeden strzał wystarczył.
Elle zaczęła szybko łapać powietrze i od razu zasłoniła usta dłonią, żeby
mężczyźni jej nie usłyszeli. Wiedziała, że jeśli nie będzie cicho, to spotka ją
ten sam los.
Samochód nadjechał z piskiem opon i mężczyźni wpakowali się do niego. Pojazd
odjechał, nie czekając, aż zamkną za sobą drzwi.
Elle nadal zakrywała usta. Do oczu napłynęły jej łzy. Musiała się stamtąd
wydostać – lada chwila ktoś tu przyjdzie i zacznie sprzątać ten bałagan. Uda ci się.
Kiedy wyjrzała po raz kolejny zza śmietnika, w pobliżu nie było już nikogo.
W tej chwili Elle nie mogła sobie pozwolić na myślenie. Jej ciało musiało przejąć
kontrolę. Wyskoczyła zza śmietnika i zrobiła to, co wychodziło jej najlepiej – zwiała.
W tym miejscu znajduje się obrazek
Sal zatrzymał samochód przed domem swojego szefa. Kurwa, wreszcie w domu. Przeszkadzał mu wypełniający auto smród
martwego ciała i szczochów.
– Sal, wróć do kasyna i pozbądź się kaset, i tego smrodu z mojego auta. –
Zabicie tego pieprzonego idioty w uliczce obok miejsca, w którym pracował, nie
było najlepszym pomysłem. Ludzie pewnie usłyszeli wystrzał z broni, a im nie
wystarczyło czasu, żeby po sobie posprzątać. Ale wmówił sobie, że nie miał
innego wyboru.
– Okej, szefie, zadzwonię, jak skończę. – Odpowiedział mu.
– Lucca, pozbądź się tego gnoja i nie wracaj do domu z krwią na swojej
pierdolonej koszuli. Lepiej nie nakręcać tym widokiem dziwki, którą dzisiaj
sprowadzisz. Kapujesz? – Był zły na syna. Nie powinien był dać się ugryźć w
rękę. Zaryzykował wszystko, na co szef pracował całe swoje życie.
Lucca skinął szybko głową. Szef wiedział, jak bardzo jego syn był
zawiedziony tym, co się wydarzyło, a wiedział to, ponieważ sam robił taką minę,
kiedy coś spieprzył. Z każdym dniem Lucca stawał się coraz bardziej do niego podobny.
Był już równie przerażający, tego był pewien, brakowało mu tylko doświadczenia.
Szef wysiadł z samochodu i wszedł do domu. Potrzebował pieprzonego drinka
po tym całym bajzlu. Podniósł butelkę, wlał do szklanki brązowy płyn, a
następnie podszedł do cygarnicy i wyjął z niej cygaro. Usiadł za ogromnym
biurkiem w dużym skórzanym fotelu i w końcu zaczął się uspokajać. Nic tak nie
koiło jego nerwów, jak whiskey i cygara.
Minęła godzina i jego myśli nie były już tak ponure. Miał ciężkie życie.
Musiał zarządzać rodziną i całym miastem, jednakże nie mogło być inaczej.
Jego miejsce znajdowało się na samej górze. Wszyscy o tym wiedzieli.
Usłyszał pukanie do drzwi, które zrujnowało jego chwilę samotności.
Wzdychając, zawołał surowo:
– Wejść.
– Szefie, nie mam dobrych wieści. – Sal trzymał w ręku laptopa.
Szef złapał się za grzbiet nosa i wręczył Salowi swoją szklankę.
– Nalej tak dużo, jak bardzo złe są te wiadomości.
Sal podszedł do barku i szybko wypełnił szklankę do połowy. Po sekundzie zmienił
zdanie i dolał alkoholu, wypełniając szklankę po brzegi.
– Kurwa, Sal, przynieś mi tę cholerną szklankę i powiedz mi już, co to za
złe wieści. – Szef wiedział, że tak naprawdę nie chciał ich usłyszeć.
– Dobre wieści są takie, że szef zobaczy wszystko na własne oczy. – Sal
otworzył laptopa i wcisnął przycisk na klawiaturze.
Szef dokładnie wiedział, na co patrzył. Było to nagranie z kamery
monitoringu znajdującej się w uliczce, w której zastrzelił tego gościa. Na
szczęście dla niego pokazywała także tyły restauracji sąsiadującej z kasynem.
Przez kilka pierwszych sekund nic się nie działo. Jakby Sal jeszcze nie
włączył nagrania. Następnie, z drzwi na tyłach knajpy wyszła młoda dziewczyna z
workiem śmieci, podeszła do śmietnika i wrzuciła do niego worek. Sekundę później
dziewczyna schowała się za śmietnikiem, pogrążając się w ciemnościach. Już jej
nie widział.
– Kurwa.
– Niech szef poczeka, będzie jeszcze lepiej. – Szefowi nie podobał się
ton głosu Sala.
Widział całą scenę morderstwa. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to
zapamiętał. Wiedział, co tam się, kurwa, wydarzyło. Jednym haustem dopił
whiskey. Samochód odjechał i stało się dokładnie to, co przewidział –
dziewczyna wybiegła zza śmietnika dokładnie w tej samej chwili, w której to
sobie wyobraził, że to zrobi. I wtedy zniknęła.
Sal gwałtownie zamknął laptop.
– Kto to? – Oczekiwał od Sala pieprzonych odpowiedzi.
– Elle Buchanan. Pracuje w restauracji obok kasyna. Ale mamy jeszcze
jeden problem, Sze…
– Kurwa, Sal, chyba nie może być już gorzej? – Miał dość. Wiedział, że
dziewczyna umrze, więc o co, kurwa, chodziło?
– Chodzi do ostatniej klasy w Legacy Prep High, szefie. Jeszcze ma siedemnaści
lat, ale to już tylko przez miesiąc. Wiem, że szef nie sprząta dzieciaków, ale
ona jest praktycznie doro…
– Co ty, kurwa, powiedziałeś? – Nie podobało mu się to, co wyszło z
pierdolonych ust Sala. Tę rodzinę zbudowano na zasadach i nawet on nie lubił
ich łamać. Co więcej, ze wszystkich, tej jednej nigdy nie chciał złamać.
– Proszę wybaczyć mi te słowa, szefie. Chciałem po prostu chronić rodzinę.
– Sal zaczynał się denerwować. Nie powinien okazywać szefowi braku szacunku.
Szef wstał i spojrzał Salowi w oczy. Zacisnął szczękę i powiedział:
– To ja, kurwa, mówię, jak chronić rodzinę, kapujesz?
Sal przełknął ślinę i pokiwał głową.
– Kapuję. Więc jak rozwiążemy sprawę?
Szef podszedł do barku i nalał sobie kolejnego drinka.
– Zostaw tu laptopa. Zniszczę nagranie i sam się wszystkim zajmę.
Sal wyszedł z pokoju. Jego szef powiedział, że sam się wszystkim zajmie,
więc tak miało być.
Szef wziął ze sobą butelkę whiskey i usiadł z powrotem za biurkiem. Wpadł
na pewien pomysł. Będzie mógł nie tylko załatwić sprawę z dziewczyną, ale też
sprawdzić lojalność swojego przyszłego żołnierza.[2]
Wyjął telefon z marynarki i po dwóch krótkich sygnałach, z drugiego końca
linii usłyszał jęki dziewczyny.
– Tak?
– Powiedz tej dupie, żeby się ulotniła. Mam dla ciebie robotę, synu. – Po
tych słowach się rozłączył.
Jęki dziewczyny utwierdziły go w przekonaniu, że jego syn poradzi sobie z
robotą. Dowie się, ile dokładnie widziała dziewczyna z nagrania i czy trzeba
będzie zająć się nią w jej osiemnaste urodziny.
Po raz drugi tej nocy usłyszał pukanie do drzwi. Tym razem otworzyły się,
zanim zdążył powiedzieć „wejść”. Jego syn, w przeciwieństwie do Sala, nie
czekał na zaproszenie.
Szef przyjrzał się Nero, jak ten wchodził do środka. Jego ciemne włosy
były mokre i można było od niego wyczuć woń seksu. Po raz pierwszy tej nocy
szef się uśmiechnął.
Idealnie się nada do tej roboty.
[1] Brat nazywa Elle
Dzwoneczkiem, ponieważ jej imię w oryginale rymuje się z angielskim słowem:
bell
[2] Żołnierz w strukturze
mafijnej to kandydat na członka rodziny. Jednak najpierw musi się wykazać.
Rozdział czwarty
Prawdziwy mafioso,
który sprząta ludzi i inne takie
Elle rozumiała
teraz tego roztrzęsionego mężczyznę. Sama zmieniała się w dokładnie kogoś
takiego. Biegła na przystanek autobusowy tak szybko, ile sił w nogach i kiedy
wsiadła do autobusu, przyjrzała się wszystkim pasażerom, zastanawiając się, czy
któryś z nich jej zaraz nie zabije. Gdy wysiadła, znowu pognała co sił w nogach
i nie zatrzymywała się, dopóki nie dotarła pod drzwi swojego domu.
Okropnie trzęsły jej się ręce, więc ledwo udało jej się je otworzyć.
Dopiero po kilku próbach trafiła kluczem do zamka. Szarpnięciem otworzyła
drzwi, zatrzasnęła je i przekręciła mechanizm. Po tym, przez kilka minut
wyglądała przez wizjer. Ktoś będzie chciał ją dopaść. Czuła to w kościach.
– Co ty ro…
Elle podskoczyła i głośno krzyknęła. Prawie zsikała się ze strachu.
– Jezu, tato, przestraszyłeś mnie na śmierć.
– Dlaczego wyglądasz przez wizjer? Ktoś za tobą szedł? – Elle poczuła, że
jej ojciec zaczynał się martwić.
– Nie, oczywiście, że nie. Myślałam, że zobaczyłam… Jakiegoś dużego psa,
czy coś. – Elle znowu wyjrzała. Okej, to już
ostatni raz.
– Cokolwiek by to nie było, to raczej nie przedrze się przez drzwi.
Na słowa ojca Elle zmusiła się do śmiechu.
– Tak, masz rację. – Okej, teraz
naprawdę to będzie ostatni raz.
Po raz kolejny rzuciła okiem przez wizjer.
– Ee, Elle, właśnie chciałem sobie podgrzać trochę obiadu mamy. Chciałabyś
zjeść ze mną? Wiem, że nie jadasz w restauracji. – Miał rację, ale po zobaczeniu
tego, jak ktoś morduje człowieka, naprawdę straciła apetyt. Do końca życia.
– Nie, dzięki, naprawdę nie jestem głodna. Nie czuję się zbyt dobrze, tato.
– Chciała już pójść do swojego pokoju.
– Elle, proszę. – Wyraz twarzy
ojca sprawił, że zrozumiała, że nie mogła mu odmówić.
– Dobrze, tato. Zawieźć cię do kuchni? – Elle posłała mu najbardziej
promienny uśmiech, na jaki było ją stać. Jej ojciec skinął głową, a ona złapała
za rączki jego wózka i przewiozła go przez salon do kuchni, gdzie ustawiła go
przy stole.
– Podgrzeję ci obiad. – Podeszła do lodówki, wyciągnęła z niej resztki, smażonego
kurczaka oraz puree z ziemniaków, i wyłożyła je na talerz. Wszystko podgrzała w
mikrofali i postawiła przed ojcem wraz z widelcem.
– Przepraszam za dzisiaj, Elle. Wczoraj było mi bardzo ciężko. Nie mogłem
już tego znieść, więc wziąłem trochę leków przeciwbólowych. Cały dzień byłem zamroczony.
– Siedział, grzebiąc w jedzeniu.
– Nie szkodzi, tato. Wiem, że przez ostatnie kilka lat było ci ciężko. –
Elle naprawdę go rozumiała. Ona nigdy by sobie nie poradziła, gdyby została
sparaliżowana.
– Ale to nie jest wymówka, żeby zamieniać się w lekomana. Obiecuję, że
bardziej się postaram. – Spojrzał jej w oczy. Sprawiał wrażenie, jakby bardzo
chciał, żeby tym razem mu uwierzyła.
Miał tak co kilka miesięcy. Nie mógł już znieść bólu fizycznego i
psychicznego, i brał wtedy tabletki.
– Wiem, tato. – Elle dotknęła jego dłoni. Naprawdę chciała mu wierzyć.
Po chwili podniósł nóżkę kurczaka i odgryzł spory kawałek. O matko.
– Na pewno nie jesteś głodna, Elle? Wyglądasz, jakbyś nie jadła od kilku
dni. – Wytarł usta grzbietem dłoni.
Chyba zwymiotuję.
– Nie jestem zbyt głodna. Chyba przejdę na wegetarianizm. – Elle wstała
od stołu. Musiała stąd wyjść. – Dobranoc, tato.
– Dobranoc, Dzwoneczku.
Gdyby nie to, że zbierało jej się na wymioty po tym, co dzisiaj
zobaczyła, to w tym momencie na pewno czułaby się szczęśliwa. Kochała swojego
ojca bardziej niż kogokolwiek i nienawidziła tych momentów, kiedy postanawiał zmieniać
się w kogoś innego, nawet, jeśli trwało to tylko jeden dzień. Kiedyś miał tak miesiącami.
Elle weszła do swojego pokoju i przebrała się w piżamę. Położyła się na
łóżku i zaczęła wpatrywać się w sufit.
Co się, do cholery, dzisiaj
wydarzyło? Elle nie miała pojęcia, co robić.
Zadzwonić na policję? Przed tym
mężczyzną nie ochroniłaby jej cała zgraja policjantów. Musiałaby zostać
świadkiem koronnym, a on i tak pewnie by ją znalazł.
Wyjechać z miasta? Dla Chloe
oznaczałoby to brak ochrony.
Zły pomysł. Może powiedzieć
rodzicom? To też skończyłoby się telefonem na policję albo wyjazdem z
miasta.
Więc, najwyraźniej, moja jedyna
opcja to udawać, że nic się nie wydarzyło. No, przynajmniej dopóki ten facet
mnie nie znajdzie. I kim on właściwie jest?
Musiała dowiedzieć się, kim był, żeby przynajmniej się zorientować, że to
on, kiedy już po nią przyjdzie. Elle postanowiła przypomnieć sobie wszystko, co
wydarzyło się tej nocy. Przychodziło jej to z trudem, ponieważ jedyną rzecz,
jaką pamiętała, był dźwięk wystrzału z broni.
Jedno słowo nie dawało jej spokoju – Szef. Najmniej przerażający mężczyzna
tak go nazwał. Szef? Przypomniała sobie kolejną rzecz. Duży dał ci zadanie. Nie masz, kurwa, wyboru.
Roztrzęsiony mężczyzna najwyraźniej bał się o swoje życie. Już od kilku godzin znał
swój los. Przerażony na śmierć dorosły mężczyzna. Duży, zadanie, brak wyboru.
Cholera! Byłam świadkiem tego, jak
ktoś został sprzątnięty!
Od kiedy zamieszkała w Kansas City, Elle słyszała historie o tym, że jest
to jedna ze stolic mafii. Jednak myślała, że takie rzeczy dzieją się tylko w
filmach, że tak naprawdę to były plotki.
Zacisnęła powieki i przywołała w pamięci obraz Szefa. Zobaczyła starszego
przystojnego bruneta w garniturze.
O Boże, naprawdę ubierają się w
garnitury.
Widziałam szefa mafii z Kansas City. Takiego prawdziwego mafiosa, który
sprząta ludzi i inne takie.
O Boże, mam przejebane.
W tym miejscu znajduje się obrazek
Następnego
ranka, Elle siedziała na lekcji angielskiego, prawie wcale nie słuchając pana
Evansa. Przez to wszystko, co wydarzyło się poprzedniej nocy, zapomniała dokończyć
swój esej. Dosłownie jak przez mgłę pamiętała dzisiejszy poranek. Nie potrafiła
sobie nawet przypomnieć, w jaki sposób znalazła się w klasie.
– Elle, Elle, Elle? – Elle spojrzała w górę, na pana Evansa.
– Hm? – Elle była całkowicie zagubiona.
– Masz dla mnie esej?
Elle poczuła na sobie ciekawskie spojrzenia. Była pewna, że to tylko spotęguje
znęcanie się nad nią.
– Esej? Nie, przepraszam. – Elle patrzyła, jak pan Evans podchodzi do
kolejnych uczniów.
Kiedy nauczyciel dotarł do ławek, które znajdowały się na początku klasy,
Elle zauważyła puste krzesło w miejscu, gdzie poprzedniego dnia siedziała
Cassandra. Elle rozejrzała się po sali, zastanawiając się, czy jej szkolna
prześladowczymi postanowiła się przesiąść.
Hmm, nie ma Cassandry?
Uznała to za błogosławieństwo, ponieważ jak dotąd Cassandra nigdy nie
opuściła ani jednego dnia szkoły. Nigdy. Dla dziewczyny jej pokroju nawet jedna
absencja, była jak zmarnowanie całego roku. Cassandra musiała wiedzieć wszystko
o wszystkich, więc ominięcie dnia szkoły oznaczało potencjalne ominięcie dobrej
plotki.
Jednak Elle nadal czuła się obserwowana. Znowu się rozejrzała, ale nikt
nie zwracał na nią uwagi. Tutaj nie była głównym przedmiotem zainteresowania,
ponieważ pan Evans wprowadził w swojej sali rygorystyczną politykę zabraniającą
znęcania się nad uczniami.
Elle usłyszała dzwonek i spojrzała na zegar.
Rany, już czas na kolejną lekcję?
Obie z Chloe spakowały swoje rzeczy i ruszyły w kierunku drzwi.
– Elle, mogę z tobą porozmawiać?
Zanim Elle odwróciła się w stronę pana Evansa, rzuciła Chloe porozumiewawcze
spojrzenie i miała nadzieję, że jej przyjaciółka zrozumiała jej prośbę, żeby
się nie wychylać.
Elle podeszła do biurka nauczyciela.
– Tak?
– Nie uważałem cię za jednego z tych uczniów, którzy nie odrabiają zadań
domowych.
– Chyba się czymś wczoraj zatrułam. Napisałam połowę eseju przed pracą,
ale jak już wróciłam do domu, czułam się tak źle, że nie dałam rady go dokończyć.
Przepraszam. – Elle chciała, by jej uwierzył. Powiedziała prawdę, po prostu
oszczędziła nauczycielowi krwawych szczegółów.
– Nie szkodzi. I tak nie zamierzałem ich oceniać. Chciałem tylko
zobaczyć, jak każdy uczeń radzi sobie z angielskim. Założę z góry, że jesteś całkiem
dobra, skoro zamierzasz zostać pisarką. – Najwyraźniej jej uwierzył. Był zbyt
dobry, żeby prawidłowo rozróżniać prawdę od kłamstwa.
Cóż, dziewięćdziesiąt dziewięć
procent nastolatków kłamie, podając powód braku zadania domowego.
– Dziękuję. Doceniam to. – Był naprawdę miły. Żaden inny nauczyciel nie
zrobił dla niej i Chloe tego, co on.
Na myśl o Chloe, Elle obejrzała się za siebie, żeby zobaczyć, czy jej
przyjaciółka stoi za nią. Nie było jej w pobliżu. Cholera, dlaczego to zrobiła?
Elle musiała już iść. Ruszyła w stronę drzwi.
– Tylko żeby to był ostatni raz, Elle. – Elle nie obchodziło jednak, co
powiedział jej na odchodne. Wyszła i ruszyła w stronę sali od matematyki.
Lepiej, żeby dotarła na matmę.
Elle, która szła zdecydowanie zbyt szybko, nagle poczuła, że ktoś na nią
wpada. Była zajęta martwieniem się o Chloe, więc zapomniała sprawdzić, czy na
korytarzu nie ma kogoś, kto zechciałby popsuć jej dzień.
Czyjeś ręce objęły Elle w talii, przytrzymując ją. Elle spojrzała w górę.
Musiała zobaczyć, kogo trzeba będzie przeprosić za to, że na nią wpadł. Nero. Świetnie. Ze wszystkich ludzi na
świecie musiałam trafić akurat na niego.
– Przepraszam, nie chciałam…
– Dlaczego przepraszasz? – Przez te wszystkie lata, kiedy chodzili razem
do liceum, Nero nie odezwał się do niej ani razu, a teraz nie tylko coś do niej
mówił, ale też trzymał ręce na jej talii. Będąc tak blisko niego, zdała sobie
sprawę z tego, jak głęboki jest jego głos. Nie podobała jej się ta bliskość. Próbowała
się wycofać, lecz nie chciał jej puścić.
– Powiedz, dlaczego mnie przeprosiłaś, to cię puszczę.
Spojrzała na niego, przestraszona. Nie była pewna, czy nie będzie chciał
jej skrzywdzić, jednak nie dostrzegła w jego twarzy nic niepokojącego. Wyglądał
po prostu, jakby był zaciekawiony. Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć; po
części nie wiedziała, dlaczego go przeprosiła, a po części rozkojarzyła ją jego
piękna twarz i głęboki głos.
– N-nie wiem, dlaczego przeprosiłam. To był chyba odruch – wyznała jego
klatce piersiowej. Nie potrafiła na niego patrzeć i mówić patrząc mu w oczy, gdy
stał tak blisko niej.
Po kilku sekundach poczuła, jak chłopak zdejmuje ręce z jej talii i
mogłaby przysiąc, że zanim ją puścił, jego dłonie zostawiły po sobie większy,
głębszy ślad. Znowu na niego spojrzała. Jego oczy były naprawdę bardzo zielone.
Nigdy wcześniej nie widziała z bliska oczu o tak intensywnym zielonym odcieniu.
– Zrób mi przysługę i następnym razem nie przepraszaj tych, którzy na to
nie zasługują. Rozumiesz? – Żądał od niej odpowiedzi.
Nie lubiła, kiedy się czegoś od niej żądało.
– To w takim razie mi należą się przeprosiny. Tak, czy nie?
Nero uśmiechnął się i zrobił krok w jej stronę.
– Ale ja nie mam za co przepraszać. Przeprasza się wtedy, kiedy się
czegoś żałuje.
Elle spojrzała na niego.
Czy to się dzieje naprawdę?
Nie zdawała sobie sprawy z tego, że dzwonek zadzwonił już jakiś czas temu
i korytarz był pusty. Gdy w końcu to sobie uświadomiła, zaczęła czuć się nieswojo.
Nie podobało jej się to, co z nią robił.
– Powinnam już iść na lekcje. – Elle musiała się dowiedzieć, czy Chloe
dotarła do sali w jednym kawałku.
Elle szybko zaczęła się oddalać – zdecydowanie nadal czując się nieswojo.
Co więcej, czuła na sobie wzrok Nero, co wprawiało ją w jeszcze większe
zakłopotanie.
– Następnym razem patrz, gdzie idziesz. – Nie musiała widzieć jego twarzy,
żeby wiedzieć, że się uśmiecha.
Dotarła do sali od matematyki i z ulgą zastała tam Chloe. Niech to, Chloe nie uwierzy, że Nero cholerny
Caruso coś do mnie powiedział.
Jeśli podobał wam się fragment i czujecie się przekonani to tej historii to zapraszam do zakupu książki na
Empik.com -> Klik
TaniaKsiążka.pl -> Klik
Livro.pl -> Klik
Mojej przyjaciółce na pewno ta książka będzie się podobała. 😊
OdpowiedzUsuńTo fajnie, teraz dużo książek w takim klimacie ma wyjść, więc będzie miała co czytać :)
Usuń