Georgia Cates - Piękno Miłości - Wydawnictwo NieZwykłe - Zapowiedz Patronacka
grudnia 03, 2019
5
cykl Beauty
,
Georgia Cates
,
Grudzień 2019
,
Patronat
,
Piękno Miłości
,
Wydawnictwo NieZwykłe
,
Zapowiedź
Z
wielką przyjemnością przedstawiam wam książkę, którą wzięłam pod swoje
skrzydła. W tym roku, jest to mój kolejny już patronat z którego bardzo
się cieszę. Piękno Miłości to trzeci tom cyklu Beauty. Zostanie wydana przez Wydawnictwo NieZwykłe. Dwa poprzednie tomy to Piękno bólu i Piękno oddania. Opinię tych dwóch książek możecie przeczytać na blogu.
Georgia Cates mieszka w wiejskim i malowniczym miasteczku w stanie Missisipi z jej wspaniałym mężem Jeffem i ich dwiema pięknymi córkami. Zanim zdecydowała się spełniać swoje marzenia o byciu pisarką, przez czternaście lat pracowała jako położna. Mimo przeszkód jakie napotkała na swojej drodze, nigdy się nie poddała, a pisanie książek to dla niej przyjemność. Każda historia pochodząca od niej ma zawsze piosenkę, która ją inspiruję.
Opis;
Opowieść o miłości pięknej Amerykanki i bogatego Australijczyka.
Jack Henry McLachlan nie sądził, że dostanie od życia aż tak wiele. W Laurelyn Prescott odnalazł wszystko, nawet to, czego – wydawało mu się – nie chciał i nie potrzebował.
Szczęście młodej pary nie trwa jednak długo. Czar pryska wraz z powrotem mrocznej przeszłości Jacka. Mężczyzna chce ochronić ukochaną przed konsekwencjami popełnionych przez niego grzechów, lecz szybko okazuje się to niemożliwe. Nie ulega wątpliwości, że oboje będą musieli stawić im czoła.
Czy Jack i Laurelyn pokonają przeciwności losu?
Czy znowu będą szczęśliwi?
Georgia Cates mieszka w wiejskim i malowniczym miasteczku w stanie Missisipi z jej wspaniałym mężem Jeffem i ich dwiema pięknymi córkami. Zanim zdecydowała się spełniać swoje marzenia o byciu pisarką, przez czternaście lat pracowała jako położna. Mimo przeszkód jakie napotkała na swojej drodze, nigdy się nie poddała, a pisanie książek to dla niej przyjemność. Każda historia pochodząca od niej ma zawsze piosenkę, która ją inspiruję.
Opis;
Opowieść o miłości pięknej Amerykanki i bogatego Australijczyka.
Jack Henry McLachlan nie sądził, że dostanie od życia aż tak wiele. W Laurelyn Prescott odnalazł wszystko, nawet to, czego – wydawało mu się – nie chciał i nie potrzebował.
Szczęście młodej pary nie trwa jednak długo. Czar pryska wraz z powrotem mrocznej przeszłości Jacka. Mężczyzna chce ochronić ukochaną przed konsekwencjami popełnionych przez niego grzechów, lecz szybko okazuje się to niemożliwe. Nie ulega wątpliwości, że oboje będą musieli stawić im czoła.
Czy Jack i Laurelyn pokonają przeciwności losu?
Czy znowu będą szczęśliwi?
Mam dla was pierwszy rozdział dla umilenia wam czasu w czekaniu na książkę
Rozdział
Pierwszy
LAURELYN
McLACHLAN
To niewiarygodne.
Obudziłam się przed Jackiem Henrym, dzięki czemu mogę się mu przyglądać. Nawet
gdy śpi, wygląda bardzo atrakcyjnie. Jednak nie to sprawia, że ten poranek jest
czymś nowym. Jego wyjątkowość polega na tym, że po raz pierwszy budzę się u
boku męża.
Wow. Zrobiłam to. Wyszłam za
mężczyznę, który rok temu zaproponował mi trzymiesięczny układ. Na początku
jego pomysł na naszą relację był zupełnie inny – niezobowiązujący seks w zamian
za spędzenie z nim najlepszych chwil mojego życia. Mówiąc dosadnie? Zgodziłam
się zostać jego dziwką. Proszę bardzo, przyznałam się do tego, ale nie ukrywam,
że była to najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęłam, bez względu na
okoliczności. Teraz jest moim mężem i nie mogłabym być szczęśliwsza.
Nigdy nie będzie numeru
czternastego.
Zaczęliśmy
jako nieznajomi – podobnie jak wiele innych par – jednak nasz początek był o
wiele bardziej skomplikowany.
To proste słowo sprawia, że chichoczę za każdym razem, gdy je słyszę albo
wypowiadam. Nie ma chwili, żebym sobie nie przypominała, jak zawzięcie mówił
mi, że jest mężczyzną, który nie uznaje niczego, co skomplikowane. Jak bardzo się mylił. Okazało się, że
wywróciłam jego świat do góry nogami. Świadomość, że mam nad nim taką władzę,
sprawia, że czuję się niezwyciężona. Uwielbiana. Ktoś mógłby stwierdzić, że
nasza znajomość zaczęła się w bardzo dziwaczny sposób. W przeszłości sama tak
myślałam, ale potem staliśmy się dla siebie kimś więcej, niż którekolwiek z nas
się spodziewało. Teraz jesteśmy państwem McLachlan i czeka nas wspólna
przyszłość. Przyszedł czas, żebyśmy napisali własną historię – a najlepiej
wyryli ją w kamieniu.
Patrząc
na twarz męża, widzę, że jego gałki oczne poruszają się pod powiekami, co
oznacza, że śni. Zastanawiam się, co mężczyzna taki jak on widzi w snach.
Cokolwiek to jest, nie chcę mu przeszkadzać, więc przemieszczam się ostrożnie
na brzeg łóżka i zsuwam nogi na podłogę sypialni w samolocie. Oglądam się przez
ramię, by mieć pewność, że mój mąż nadal śpi. Nawet nie drgnął, zatem wstaję ze
zwinnością złodzieja skradającego się nocą po domu.
Po
wyjściu z łazienki wsuwam się do łóżka równie sprawnie, co z niego wyszłam.
Jestem z siebie dumna, bo udało mi się zakraść do Jacka Henry’ego, nie budząc
go przy tym. Wtedy jednak zdaję sobie sprawę, że za wcześnie zaczęłam
wiwatować, bo nagle Jack Henry się podrywa i przyciska mnie do łóżka,
uśmiechając się szeroko.
– Dzień
dobry. – Nachyla się z coraz szerszym uśmiechem, a jego usta ledwie muskają
moje. – Moja żono. – Dotyka czołem mojego czoła. – Wiesz… Podoba mi się, jak to
brzmi.
– Lepiej,
żebyś to uwielbiał.
– Hmm.
Im dłużej będziemy razem…
Popycham
go, po czym siadam na nim okrakiem.
– Skoro
mowa o długości… – Pochylam się
tak, że nasze wargi prawie się stykają. – Gdybym tak bardzo, bardzo się
postarała… – Ocieram się o
niego.
Przesuwa
rękami po moich udach, aż spoczywają na biodrach.
– Myślę,
że ta długość nie będzie
potrzebowała tylu starań.
– Pan
i te pańskie grzeszne usta, panie McLachlan.
– Kocha
pani te grzeszne usta, pani McLachlan, i wszystko, co nimi pani robię. – Już mi
to mówił.
Sunie
dłońmi wzdłuż moich boków i nagle obraca się tak, że znowu ląduję na plecach.
Zaczyna wędrować ustami w dół mojego ciała, aż dociera do pępka.
– Jeszcze
język. Nie zapominaj, że to, co nim robię, także uwielbiasz.
Gdy
liże pępek, przeczesuję palcami jego włosy, delikatnie drapiąc skórę na czubku
głowy.
– Nie
mogłabym zapomnieć o tym niezmiernie utalentowanym języku. Ani o tym, jak
cudownie czułam się dzięki niemu zeszłej nocy.
Patrzy
na mnie z szerokim uśmiechem.
– Czy
nasza noc poślubna spełniła wszystkie twoje oczekiwania?
Nie
mogę uwierzyć, że o to pyta.
– Była
idealna. Taka, jak sobie wymarzyłam, a nawet lepsza. Nie wiedziałam, że mogę
być taka szczęśliwa.
– Miniona
noc okazała się zupełnie inna, niż sobie wyobrażałem. – Splata palce, kładzie
je na moim brzuchu, a na nich opiera podbródek. – Tak wiele razy się
kochaliśmy, ale nigdy nie sądziłem, że jako małżeństwo przeżyjemy to inaczej.
Znowu
przeczesuję jego włosy. Nie wiem, co powiedzieć. Widzę, że czeka na odpowiedź,
lecz nie potrafię nic wydusić. Mam wrażenie, że serce mi zaraz pęknie z miłości
do tego człowieka.
–
No weź, L. Swoim milczeniem sprawiasz, że robię się ckliwy.
Skinieniem
proszę go, żeby się do mnie zbliżył, a gdy nasze oczy znajdują się na jednym
poziomie, przesuwam dłońmi po jego policzkach.
– Masz
rację. Nigdy nie było między nami aż tak intymnie i chyba nie mogłabym czuć się
z tobą bardziej połączona.
Zakłada
mi włosy za uszy, po czym dotyka czołem mojego czoła.
– Jesteś
całym moim światem i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.
– Tylko
ciebie potrzebuję do szczęścia.
Kiedy
wtula twarz w moją szyję, czuję jego zarost.
– Na
ślubie miałeś taką gładką twarz – mówię. – Nie mogę uwierzyć, że tak szybko
zarastasz.
Podnosi
głowę i przesuwa ręką po podbródku.
– Przeszkadza
ci?
– Nie.
Lubię twój zarost. Jest seksowny. Nie miałabym nic przeciwko, jakbyś trochę go
zapuścił.
– Ale
tylko trochę, tak? – upewnia się. – Nie masz na myśli takiej brody, jaką miałem
kilka miesięcy temu?
Nigdy
nie widziałam, żeby był tak zarośnięty.
– Nie
wiedziałam, że zapuściłeś brodę.
– Byłem
załamany po tym, jak pewna bezimienna dama mnie opuściła, i po prostu się
zaniedbałem.
Nie
tylko on źle to znosił.
– Ja
też byłam załamana, ale nie zapuściłam brody. Zamiast tego pozbyłam się
refleksów, bo jasne kosmyki gryzły się z moim samopoczuciem.
– Jak
już zapuściłem tę brodę, znalazłem siwe włosy. – Wskazuje na skronie. – Tutaj
też.
Chwyciwszy
go za głowę, przechylam ją tak, żeby móc się przyjrzeć.
– Naprawdę?
– Tak.
Siwieję. – Śmieje się. – Czy masz świadomość, że poślubiłaś starca?
Nadal
trzymam go za głowę, więc poruszam nią tak, żeby musiał na mnie spojrzeć.
– Masz
trzydzieści lat. To niedużo. Zrozumiano?
Pociera
nosem o mój nos.
– Po
twoim zniknięciu przeszedłem piekło, więc to na ciebie zrzucam winę za moje
pierwsze siwe włosy.
Przesuwa
nosem wzdłuż mojej szyi.
– Czy
to oznacza, że więcej się ich nie pojawi, skoro nigdy nie zamierzam odejść? –
pytam. – Nawet jeśli wywalisz mnie na bruk?
– Wybacz.
Obawiam się, że to nieuniknione. Włosy mam po tacie, a on w wieku czterdziestu
pięciu lat był prawie całkiem siwy. Nie masz więc zbyt wielu lat na cieszenie
się młodo wyglądającym mężem.
Wyobrażam
sobie Jacka Henry’ego z siwymi włosami. Nie wątpię, że z wiekiem będzie coraz
przystojniejszy – jak Richard Gere.
–
W takim razie, gdy ludzie będą nas widzieć za dziesięć lat, pomyślą, że
małolata prowadza się ze swoim sponsorem?
Śmieje
się.
– Nie,
zobaczą wokół nas stadko małych Laurelyn i domyślą się, że byłem wystarczająco
cwany, żeby przywłaszczyć sobie ciebie za młodu, kiedy jeszcze miałem u ciebie
szanse.
– A
ile dzieci to dla ciebie stadko?
Zbliża
usta do mojego ucha.
–
Kilkoro – szepcze.
Nie
pozwalam, by moją uwagę rozproszyło mrowienie między nogami, wywołane jego
bliskością.
– Ile
dzieci mieści się w tym „kilkoro”, zależy od tego, z kim rozmawiasz.
Przeczesuje
palcami moje włosy, muskając kciukiem skórę pod uchem.
– Kiedyś
powiedziałaś mi, że widzisz siebie z trójką.
– Troje
to kilkoro, ale nie powiedziałabym, że stadko.
– Wiem,
ale chciałbym namówić cię na więcej. – Gdy znowu przesuwa nosem po mojej szyi,
czuję jego ciepły oddech. Wie, jak mnie to podnieca. – I bardzo chciałbym
zachęcić cię do majstrowania pierwszego już teraz.
Jak
zaczęliśmy się widywać, nie chciał nawet myśleć o żonie ani dzieciach.
Wyobrażając sobie swoją przyszłość, widziałam w niej męża – którego już mam –
ale z dziećmi wolałabym poczekać. Zanim powiększymy rodzinę, chcę się nim
nacieszyć, spędzając chwile we dwójkę.
– Dlaczego
jesteś taki niecierpliwy? – pytam. – Jesteśmy małżeństwem niecałą dobę. Nie
chcesz pożyć przez jakiś czas tylko we dwoje?
Przekręca
się na plecy i wbija wzrok w sufit.
– Skąd
ten pośpiech?
Wzdycha,
po czym kładzie się na boku, twarzą do mnie.
– W
rodzinie ojca od dawna pojawiają się choroby serca – wyjaśnia. – Ma
pięćdziesiąt pięć lat i pierwsze problemy za sobą. Jego brat pierwszy atak
serca miał jeszcze przed pięćdziesiątką. Boję się, że mnie za dwadzieścia lat
czeka to samo, więc chcę powiększyć rodzinę i nie marnować czasu, tylko spędzić
go z dziećmi, dopóki jesteśmy młodzi i zdrowi.
To
dlatego miał nadzieję, że jestem w ciąży. Boi się, że młodo umrze. Nie miałam
pojęcia, że trapi go coś takiego.
– Nie
wiesz, czy też będziesz miał takie problemy.
– A
ty nie wiesz, czy nie będę ich miał. – Chwyta mnie za kark i przyciąga do
siebie. – Obiecaj, że to przemyślisz.
Ten
piękny człowiek chce stworzyć ze mną nowe życie – małych ludzi, którzy będą
wyglądać jak my. Kiedyś powiedział mi nawet, że właśnie to widział, gdy
wyobrażał sobie naszą przyszłość. Chcę spełnić jego marzenia – a dzieci tylko
ja mogę mu dać – więc dlaczego miałabym się nie zastanowić?
– Pomyślę
o tym. Obiecuję.
– Dziękuję.
– Całuje mnie z ogromną czułością. Nie ma w tym nagłości, która cechuje wiele
naszych pocałunków.
Ten
jest słodki i sprawia, że czuję się kochana.
– Tak
bardzo cię kocham, L.
– Ja
ciebie też kocham, ale musisz mi obiecać, że będziesz się ze mną dzielił swoimi
lękami i obawami. Jestem twoją żoną i chcę wiedzieć wszystko. Poznać wszystkie
twoje pragnienia, marzenia, a zwłaszcza lęki. – Musi zrozumieć, że nie ma
powodu, dla którego miałby to przede mną ukrywać.
Dotyka
palcem czubka mojego nosa.
– Ty.
Ty jesteś moimi pragnieniami i marzeniami.
Wciągam
go na siebie.
– Wiesz,
co powiedzieć, żeby dobrać się kobiecie do majtek.
Przesuwa
dłońmi po moich nagich biodrach.
– Żebym
mógł to zrobić, powinnaś jakieś nosić, pani McLachlan.
– Ups.
– Kładę na ustach dwa palce. – Masz rację. Pan McLachlan zdjął je wiele godzin
temu.
– Nie
założyłaś ich, a teraz leżysz pode mną całkiem naga.
Obejmuję
go nogami, przyciągając bliżej.
– Zrobiłam
to z dobrych pobudek. Chociażby po to, żebyś miał łatwiejszy dostęp.
Głaszcze
mnie po udach, po czym je ściska.
– Łatwiejszy
dostęp. Podoba mi się to. W takim razie powinnaś ciągle chodzić bez majtek.
– Może
tak zrobię. – Wpija się w moje usta.
Zsuwam
ręce niżej i chwytam jego dwa idealne pośladki.
– Uwielbiam
twoje… australijskie pośladki.
Muska
ustami to specjalne miejsce pod moim uchem.
– Australijskie,
co? – szepcze ledwo słyszalnie. – Czyżby moja Jankeska tak szybko zaczęła się
lubować w australijskich przysmakach?
–
Może. – Przesuwa ustami po mojej szyi. – Jak widać. Im dłużej tu będę, tym
więcej będzie tej australijskości w moim życiu.
Czuję
nagłą utratę wysokości. Jack Henry jednak patrzy na mnie niewzruszony.
– Chyba
niedługo będziemy lądować. – Unosi się, by sięgnąć po telefon, który leży na
szafce nocnej. – Cholera. Wszystko o czasie.
Z
głośników rozlega się głos pilota.
– Zbliżamy
się do Maui, więc zgodnie z planem będziemy lądować za piętnaście minut. Miło
było odbyć z państwem ten lot, państwo McLachlan. Wygląda na to, że w trakcie
podróży poślubnej będą się państwo cieszyć wspaniałą pogodą. W tej chwili na
Maui jest dwadzieścia jeden stopni, a w ciągu dnia temperatura wzrośnie do
dwudziestu ośmiu. Ponadto ciągle ma być słonecznie.
Robię
smutną minę.
– Tylko
piętnaście minut.
– Wiem.
To nie wystarczy, żebym zrobił z tobą to, co bym chciał. Poza tym musimy się
ubrać i na czas lądowania usiąść w fotelach i zapiąć pasy. – Całuje mnie
jeszcze raz. – Jak już wylądujemy, będziemy mieli mnóstwo czasu, żeby robić
wszystko, co tylko będziemy chcieli. Zostaniemy tyle, ile będziemy potrzebować.
Daje
mi słodkiego buziaka i wstaje. Jest nagi, więc gdy grzebie w walizce, mogę
podziwiać, jak wygląda z tyłu. Jest taki cudowny. I cały mój.
Idąc
jego śladem, szukam sobie ubrań. Decyduję się założyć pierwsze rzeczy, które
znajduję. Wybór pada na kwiecistą sukienkę na ramiączkach oraz fuksjowy
kardigan. Będą się cudownie prezentować w połączeniu z lei[1], który dostanę po
lądowaniu.
Ubrani,
odświeżeni i z umytymi zębami, zapinamy pasy. Teraz nie mieliśmy na to czasu,
ale gdy już dotrzemy do hotelu, przygotuję sobie długą, gorącą kąpiel, podczas
której – mam nadzieję – będzie mi towarzyszył Jack Henry. Liczę, że w naszym
apartamencie będzie się znajdował duży prysznic, pod którym oboje się
zmieścimy, bo mam w planach dużo niegrzecznych rzeczy, które chcę zrobić mojemu
mężowi.
Podczas
lądowania Jack Henry trzyma mnie za ręce, a gdy koła dotykają płyty lotniska,
oddycham z ulgą. Trochę już przywykłam do latania, występując z Southern
Ophelia, ale zdecydowanie lepiej czuję się na lądzie.
– Często
przylatujesz na Hawaje?
– Tak,
byłem tu wiele razy. – Unosi moją dłoń do ust i całuje knykcie. – Ale cieszę
się, że swój pierwszy raz tutaj spędzisz ze mną.
Zastanawiam
się, po co przylatywał na Hawaje. Może z rodziną? Może w sprawach służbowych? A
może po prostu z towarzyszką, dla rozrywki? Czuję ukłucie zazdrości. Żałuję, że
myślę o takich sprawach podczas miesiąca miodowego, ale z natury jestem
ciekawską osobą.
– Ile
razy?
Odpowiada
od razu:
– Dużo.
Nie jestem w stanie podać ci dokładnej liczby. Tata ciężko pracował przez cały
rok, a potem brał dwa tygodnie wolnego, żebyśmy mogli tu przylecieć. Mama
uwielbia to miejsce, więc zabierała nas tutaj, nawet jeśli tata nie mógł nam
towarzyszyć. Zawsze zatrzymywaliśmy się w tym samym domku, dlatego jako dziecko
czułem się tam jak w drugim domu.
– Zawsze
przylatywałeś z rodziną?
– Nie.
Raz przyleciałem bez niej.
– Sam
czy z kimś? – Nie powinnam pytać, skoro mogę otrzymać odpowiedź, która mi się
nie spodoba.
– Ze
znajomymi. – Liczba mnoga. Co to znaczy? Ze znajomymi czy „znajomymi”?
On
się śmieje, ale ja nie.
– Znajomymi?
–
Lepszym określeniem byłoby „pijanymi kumplami z uczelni”, skoro mowa o
ludziach, z którymi spędziłem tu czas bez rodziny.
Och,
z tym sobie poradzę.
– Imprezowaliście
tutaj?
– Tak,
ale tylko raz. Moi znajomi zdemolowali dom, więc właściciel był wściekły. Nie
chodziło o małe usterki. Mama pokryła koszty napraw, ale zagroziła, że zatłucze
mnie na śmierć, jeśli coś takiego się powtórzy. – Uśmiecha się szeroko. –
Wiedziałem, że nie żartuje, dlatego więcej ich tutaj nie zabrałem.
– Nie
wątpię, że Margaret chciała skopać ci tyłek.
– Na
pewno przywaliła mi torebką. Uwielbia to robić. Wie, że to nie boli, ale tak
wygląda, więc jej odpowiada. Zrobiła to przy moich znajomych. Boże, czułem się
wtedy upokorzony. I właśnie dlatego to zrobiła.
Śmieję
się, wyobrażając sobie, jak teściowa tłucze torebką swojego studiującego syna w
obecności jego przyjaciół.
– Widziałaś
ją w akcji? Powinna zawodowo boksować. Potrafi ci przyłożyć co najmniej trzy
razy, zanim się zorientujesz, że w ogóle wzięła zamach.
Uwielbiam
Margaret. Będzie najlepszą teściową na świecie.
Mogłabym
nauczyć się od niej paru rzeczy.
– Muszę
ją poprosić, żeby pokazała mi parę ciosów.
– Kochanie,
proszę, nie. Nie zniosę więcej ostrego traktowania. Chyba że w sypialni. –
Pochyliwszy się, całuje mnie w szyję, przez co natychmiast czuję motyle w
brzuchu. Uwielbia mi to robić.
– Spocznij,
chłopcze. Jeszcze nie jesteśmy w hotelu.
Odsuwa
się i widzę, że ledwo powstrzymuje uśmiech.
– Co?
Ma pan coś w planach, panie McLachlan?
– Możliwe.
To niespodzianka, pani McLachlan. I już nie mogę się doczekać, aż ją
zaprezentuję.
***
Samochód
zatrzymuje się chwilę przed tym, jak Jack Henry chwyta mnie za dłoń. Słyszę
dźwięk otwieranych drzwi, więc zgaduję, że kierowca czeka, aż wysiądziemy.
– Widzisz coś przez opaskę?
Właśnie tak. Mąż zawiązał mi oczy w
samochodzie, nie w sypialni.
– Nic a nic. – To prawda. Widzę
jedynie ciemność, co mnie dezorientuje. Ale nie tak, jak to, co teraz robimy.
Staje się dla mnie oczywiste, że nie przyjechaliśmy do hotelu, tylko w jakieś
zupełnie inne miejsce.
Czuję, jak przesuwa się na siedzeniu
i ciągnie mnie za rękę.
– Chodź, kochanie.
Kiedy wysiadam z auta, w oddali
słyszę szum fal, a powietrze pozostawia na moim języku słonawy posmak. Jesteśmy
na plaży. Nie rozumiem, dlaczego z lotniska przyjechaliśmy właśnie tutaj,
zamiast zabrać rzeczy do hotelu i wziąć długi prysznic po wyczerpującym locie.
Jest za wcześnie na pływanie. Poza tym mam na sobie sukienkę, nie kostium kąpielowy.
Są to myśli zrzędliwej żony, więc je
odsuwam. Jak mogę narzekać? Wyszłam za wymarzonego mężczyznę, który traktuje
mnie jak królową. Mogłam skończyć o wiele, wiele gorzej.
– Chodź za mną. – Stawiam
drobne kroki w stronę, w którą mnie ciągnie. Nic nie widzę, ale z tego, jak
trzyma mnie za ręce, wnioskuję, że idzie tyłem. – Nie bój się, L. Nie pozwolę
ci upaść. Nigdy.
Nawet przez chwilę nie wątpię w jego
słowa.
– Wierzę ci, ale instynkt
podpowiada, że się przewrócę, i trudno mi to zignorować.
– Jeszcze kawałek.
Nie idę po piasku. Podłoże jest
twarde, bardziej przypomina asfalt. Zatrzymujemy się jakieś dwadzieścia kroków
dalej.
– Zdejmę ci opaskę, ale
chciałbym, żebyś zamknęła oczy i otworzyła je, dopiero gdy cię o to poproszę.
– Dobrze.
Nagle przez moje powieki przebija
się światło słoneczne. Czuję jego ciepło na skórze.
– Możesz otworzyć oczy –
oznajmia.
Wiatr rozwiewa mi włosy, które
wpadają do oczu. Muszę potrząsnąć głową, żeby się ich pozbyć. Po chwili patrzę
przed siebie i widzę niesamowity dom na nabrzeżu.
Czekam, aż Jack Henry coś powie –
podpowie, co tu robimy – ale on milczy.
– Czy to tu zostajemy?
– Tak. – Szczerzy się, dumny z
siebie. Może cieszy się, że zrobił mi niespodziankę. Spodziewałam się miesiąca
miodowego w najlepszym hotelu na Maui, ale to jest o wiele lepsze.
– Podoba ci się?
Teraz to ja uśmiecham się jak kot z
Cheshire. To oznacza, że nie będziemy musieli być cicho. Możemy dać się
ponieść, bo i tak nikt nas nie usłyszy.
– Żartujesz sobie? Jestem
wniebowzięta. Komu by się tu nie podobało? – Obejmuję go w pasie i mocno
ściskam. – Tu będzie dużo lepiej niż w hotelu.
– To jest ten dom, o którym ci
mówiłem. Ten, w którym w dzieciństwie spędzałem wakacje.
O ja. Nie wierzę, że zabrał mnie w
miejsce, które kiedyś uważał za swój drugi dom.
– Och, Jacku Henry.
– Nie mogłem przylecieć na Maui
ze swoją żoną i się tutaj nie zatrzymać.
Miał tak mało czasu na zaplanowanie
podróży poślubnej. Nie mogę uwierzyć, że znalazł się wolny termin.
– Mamy szczęście, że akurat w
tym czasie nie był zajęty.
Uśmiecha się, a potem odwraca mnie,
żebym spojrzała na posiadłość. Obejmuje mnie od tyłu i przysuwa usta do mojego
ucha.
– Jest mój, L. Kupiłem go dla
ciebie. To prezent ślubny. – Gdy odwracam się twarzą do niego, drapie mnie
zarostem po policzku. – Chcę spędzić resztę naszego życia, tworząc tutaj
radosne wspomnienia z tobą i naszymi dziećmi.
O mamuniu.
Najlepszy. Mąż. Na świecie.
Seria raczej nie dla mnie, ale bardzo lubię takie udostępniane wcześniej fragmenty, dzięki którym można sprawdzić, czy książkę dobrze się nam czyta.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy, że podoba ci się taka inicjatywa, bo nie każdy to popiera :)
UsuńRozumiem mi się ta seria bardzo podoba :)
Świetna seria, czekam na ostatni tom :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się :) Uwielbiam tę serię :)
UsuńPierwszy rozdział wiele obiecuje :)
OdpowiedzUsuń