Poznaj Zanim Kupisz - Ian. Twój osobisty trener podrywu - Rachel Van Dyken - Wydawnictwo NieZwykłe
września 17, 2019
6
Darmowy fragment
,
Ian. Twój osobisty trener podrywu
,
Poznaj Zanim Kupisz
,
Rachel Van Dyken
,
Seria Skrzydłowi
,
wrzesień 2019
,
Wydawnictwo NieZwykłe
Zapraszam was na darmowy fragment książki części pierwszej.
Dla Jilly. Dziękuję, że zachęcałaś mnie do napisania tej książki i słuchałaś za każdym razem, gdy wariowałam z powodu scen, którym w mojej opinii powinnam dodać pikanterii. Dzięki Tobie się uśmiecham.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Herbata? Cynamonowa.
Kawiarnia? Ustronna. Ciemna. Zachęcająca.
Dziewczyna? Spóźniona.
Nawet nietaktownie spóźniona. Tak bardzo się spóźniała, że
uznałem, iż raczej się nie pojawi, co zdarzało się dość często na pierwszych
spotkaniach. Nie przychodziło na nie co najmniej piętnaście procent naszych
klientek. To stres tak na nie działał. A także obawa, że nasz system okaże się
w ich przypadku zawodny, przez co skończą w jeszcze gorszym stanie.
Drewniane krzesło zaskrzypiało, gdy rozsiadłem się wygodnie
i uważnie rozejrzałem po kawiarence. Rok temu ludzie podchodziliby do mnie, aby
poprosić o autograf. Rok temu przyjęto mnie do drużyny Seattle Seahawks.
Potarłem kolano, kiedy ponownie odczułem ból, a w piersi
pojawiło się ukłucie silnej irytacji.
Znów spoglądając na zegarek, przygryzłem w złości wnętrze
policzka.
Dwadzieścia trzy minuty spóźnienia.
Westchnąłem. Ostatni raz sięgnąłem po swój kubek i upiłem
łyk, patrząc znad krawędzi naczynia. Postanowiłem zaczekać jeszcze tylko dwie
minuty.
Drzwi otwarto z takim rozmachem, że uderzyły w stojące w
pobliżu krzesło, a zamieszczony nad nimi dzwonek niemal spadł na podłogę. Do
lokalu wpadła niewysoka, niczym niewyróżniająca się dziewczyna o zwyczajnych,
brązowych włosach, której blada cera pokryła się szkarłatem, gdy ta dotknęła
policzków, rozglądając się nerwowo.
Większość nie poświęciłaby jej nawet chwili uwagi.
Ja nie zaliczałem się jednak do większości.
Wbiłem w nią spojrzenie.
Mocno.
Kiedy jej rozbiegany wzrok spoczął na mnie, pogłębił się
rumieniec na twarzy. Chociaż nie był nieatrakcyjny, to wiele o niej mówił.
Odsunąłem krzesło i wstałem.
Miałem przeczucie, że chciała dać nogę.
Zawsze się denerwowały, czego można się było spodziewać.
Poza tym byłem świadomy swojej urody. Nie przemawiała przeze mnie nawet
próżność, bo doszedłem do tego wniosku przy użyciu logiki oraz matematyki,
dodając liczbę dziewczyn, z którymi się przespałem, do liczby przypadków, gdy
zapytano mnie, czy jestem modelem prezentującym bieliznę.
Wyrzeźbiona sylwetka? Jest.
Gęste karmelowe blond włosy, które jakimś cudem zawsze
układały się w fale? Są.
Seksowny krzywy uśmieszek? Jest.
Nadająca mi wyglądu twardziela blizna o postrzępionych
krawędziach przy podbródku? Jest.
Roziskrzone piwne oczy? Są.
Że już nie wspomnę o rozmiarze mojego penisa. Serio, im
niżej kobiety wodziły po moim ciele wzrokiem, tym lepszy ukazywał im się widok.
W tej kwestii musicie zaufać mi na słowo.
Dziewczyna cofnęła się nieostrożnie, przez co wpadła na
stojak z gazetami. Kilka egzemplarzy „Seattle Weekly” posypało się na podłogę.
Przyklęknęła pospiesznie.
Dżinsy pękły jej na kolanie.
Tak, należałoby ruszyć jej na pomoc, ponieważ stanowiła
zagrożenie nawet dla samej siebie.
Westchnąłem cierpliwie, podniosłem się powoli z krzesła i do
niej podszedłem. Przykucając na równi z nią, spokojnie pozbierałem wszystkie
czasopisma, po czym wstałem.
Dziewczyna zamarła.
Często się to zdarzało. Niestety marnowało też mój czas, bo
biznes kwitł, a moją walutą były minuty.
Spóźniła się.
Oznaczało to, że traciłem przez nią nie tylko cenne chwile,
ale także pieniądze. Przeważnie spotykałem się z klientkami w innych miejscach,
ale miałem napięty grafik, więc chciałem zobaczyć ją w akcji. Poważne
wątpliwości co do tego pomysłu naszły mnie dopiero, gdy wydmuchała nos w
serwetkę, którą wzięła ze stolika, a następnie schowała ją do kieszeni.
– Wstań – poleciłem, próbując zapanować nad
mimiką, by na mojej twarzy nie pojawił się grymas zniechęcenia.
Spojrzała na mnie z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi
oczami, podczas gdy w zaledwie kilka sekund zrobiła się blada jak ściana.
– Albo – szepnąłem, przygważdżając ją spojrzeniem
jak jakiegoś robala – możesz usiąść. Wątpię jednak, że tym sposobem
wkupisz się w łaski baristy, którego próbujesz nie obcinać wzrokiem, od kiedy
weszłaś do lokalu.
– Ale ja nie…
– Ależ tak. – Kiwnąłem głową, spoglądając na nią
zachęcająco. – A jeśli natychmiast nie wstaniesz, stracisz u niego
jakąkolwiek szansę. Większość ekspertów uważa, że spośród emocji, jakie
odczuwają mężczyźni, zanim się zakochają, zazdrość jest najbardziej kluczowa. – Wyciągnąłem
rękę.
Wbiła w nią wzrok.
– Nie ugryzę. – Uśmiechnąłem się pod nosem, po
czym pochyliłem się do niej i wyszeptałem jej do ucha: – Jeszcze.
Głośno odetchnęła.
– Weź mnie za rękę. – Krótko kiwnąłem głową. – Po
to tu jestem, pamiętasz?
Niechętnie ujęła moją dłoń i wstała, choć nogi miała jak z
waty. Posłałem bariście pozornie zirytowane spojrzenie, jednocześnie pomagając
swojej nowej klientce usiąść przy stoliku.
– Co to? – zapytała, wskazując stojący przed nią
czerwony kubek.
– Herbata. – Ziewnąłem. – Twoja już zapewne
wystygła.
– Nienawidzę herbaty.
– Nie. – Pokręciłem głową i pochyliłem się, kładąc
dłonie przed jej kubkiem, po czym podsunąłem jej go. – Uwielbiasz herbatę.
Zmarszczyła brwi.
– Uśmiechnij się.
– Co?
– Zrób to.
Wysiliła się na uśmiech, który, prawdę powiedziawszy,
całkiem ładnie zmienił jej twarz. Ukazała odrobinę za dużo zębów i włożyła w
niego za wiele sztucznego entuzjazmu, ale przynajmniej miałem z czym pracować. Zupełnie
inaczej miała się sprawa z apatią, zniechęceniem czy rozpaczą.
– Hej… podać… wam, yyy… coś? – zapytał Zazdrosny
Barista, podchodząc do naszego stolika. Każdy dzban z działającą przynajmniej
połową mózgu wiedział, że gdybyśmy chcieli coś zamówić, to podeszlibyśmy do
kontuaru.
– Nie. – Nawet na niego nie spojrzałem.
– O. – Nie odszedł. Co za idiota. – Ja tylko…
– Jeśli będziemy czegoś potrzebowali, moja dziewczyna
podejdzie do baru, dobra? – Tym razem popatrzyłem mu w oczy. Czasami było
to zbyt łatwe. Poważnie. Próbował wypalić we mnie wzrokiem dziurę. Nozdrza mu
falowały, a dłonie zacisnął w pięści. Koleś równie dobrze mógłby mieć na sobie
znak z napisem: „Moja” i strzałką skierowaną na Mysie Włosy.
– Mimo wszystko, dzięki – zaskrzeczała moja
klientka, dość nerwowo zakładając przyklapnięte włosy za ucho, co dupek zapewne
uznał za seksowne.
Będziemy musieli popracować nad tym skrzeczeniem. Było
równie urocze jak… szczeniak tak gruby, że nie mógł chodzić.
Żeby przykuć uwagę typa od kawy, dziewczyna będzie musiała
przeistoczyć się z grubego szczeniaka w coś na kształt charta. Powinna stać się
smukła, piękna i wyjątkowa.
Zazdrosny Barista wreszcie odszedł.
– Nienawidzi mnie. – Przygarbiła się.
Westchnąłem z irytacją, po czym wziąłem ją za rękę. Miała
wilgotne od potu palce. Mój ulubiony
fetysz – nie powiedział nigdy żaden mężczyzna.
– Przestań się wiercić i usiądź prosto. – Ścisnąłem
jej dłoń.
Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, jakby dziewczyna
biegła w maratonie. Cholera, jeśli trafiłem na kolejną mdlącą dziewoję, to
kończę z nią.
– Przepraszam – prychnęła, pochylając się. – Zagadał
do mnie tylko kilka razy i to tylko po to, by zapytać, czy podać mi cukier do
kawy.
– Nienawidzi kawy – szepnąłem. – Za każdym
razem, gdy ktoś zamawia kawę, uśmiecha się pogardliwie. Niełatwo to jednak
zauważyć, jeśli nie wiesz, na co zwracać uwagę. Marszczy lekko los, mruży oczy
i drań uśmiecha się pogardliwe, jakby
kawa stanowiła ekwiwalent ćpania za śmietnikiem.
– Ale… – Przygryzła pełną dolną wargę. Jędrną. W
końcu mam się na czym skupić! – …pracuje w kawiarni.
Straciłem cierpliwość.
– A ty codziennie po południu biegasz dziewięć kilometrów,
mimo że tego nienawidzisz. Wszyscy się poświęcamy, by zdobyć cel. Chcesz mieć
ładne ciało? To ćwiczysz. On chce zdobyć pieniądze na części do motocykla? To
musi pracować. – Cholera, naprawdę powinienem przestać spotykać się z
klientami, gdy jestem poważnie niewyspany.
– Mam robić notatki? – zapytała cicho.
– Uwielbiasz herbatę. Nienawidzisz kawy. – Powiodłem
kciukiem po jej dolnej wardze. – Gardzi publicznym okazywaniem uczuć
zapewne dlatego, że chciałby być facetem, którego dziewczyna nie potrafi
utrzymać w jego towarzystwie rąk przy sobie.
Nachyliła głowę, przymknęła oczy, a następnie wtuliła
policzek w moją dłoń. Bingo!
– Dotknij mnie – poleciłem.
– Ale…
– Już.
Przełknęła z trudem ślinę i położyła rękę na moim ramieniu.
Na moim ramieniu!
– Niżej.
– Ale… – Pobiegła wzrokiem do kontuaru.
– Kończymy, jeśli nie przestaniesz się gapić.
Kiedy przesunęła dłoń niżej, na pierś, zaczepiła palcem
wskazującym o mój sutek. Zapewne zrobiła to mimochodem, niemniej barista
zareagował, jakby był to z jej strony świadomy gest.
– Teraz się zaśmiej.
– Zaśmiej? – Zachichotała nerwowo.
– Może być. – Zadowolony z siebie uśmiechnąłem się
szeroko. Uwielbiałem tę chwilę – chwilę, która utwierdzała mnie w
przekonaniu, że jestem prawdziwym geniuszem. Do tego bogatym. Był to bowiem
moment, w którym faceci nagle uświadamiali sobie, że rodziło się coś między
nimi a dziewczyną, która tygodniami, latami czy jakkolwiek długo zabiegała o
ich uwagę.
Zazdrosny Barista podszedł do nas nonszalanckim krokiem.
– Jakbyś chciała coś prócz herbaty, Shell, to daj mi
znać. – Wypiął klatę, gdy skrzyżował na niej ręce. W tamtej chwili
musiałem się powstrzymać, aby nie przewrócić oczami i nie pokazać mu środkowego
palca.
– Nie. – Spojrzała mi w oczy z niepewnością, która
powoli zmieniła się w triumf. – Wystarczy mi herbata.
– Nienawidzisz herbaty – zauważył.
– Nie – zaprzeczyłem. – Ona uwielbia herbatę.
– Dupek – mruknął pod nosem, po czym się oddalił.
– Wie, jak mam na imię. – Wniebowzięta dziewczyna
westchnęła tęsknie.
Ponownie musiałem się powstrzymać, by nie przewrócić oczami,
ale tym razem chęć była tak silna, że drgnął mi mięsień w policzku.
Wzruszyłem ramionami i rozsiadłem się wygodnie.
– Kim jesteś? – zapytała.
– Ian Hunter. – Skinąłem głową. – Mistrzowski
skrzydłowy oraz twoja jedyna szansa na zdobycie – wzdychając, uniosłem
brwi – jego.
Zazdrosny Barista piorunował nas wzrokiem, zaciskając mocno
usta.
– Kiedy zaczynamy? – zapytała tak szybko, że jej
słowa niemal zlały się w jedno.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Trzy minuty temu.
ROZDZIAŁ DRUGI
Dobrze, że zdążyłem już przywyknąć
do nerwowej paplaniny klientek, które mówiły tak szybko, aż mieszały im się
słowa, bo to wywoływało u mnie ból głowy. Shell dostała słowotoku. Dałem jej
się więc wygadać, zrzucić ciężar z piersi, podczas gdy moja ciepła herbatka
zmieniła się w niemal mrożoną.
– …a później rozchorował się mój kot i nie
wiedzieliśmy, co mu dolegało.
Delikatnie skinąłem głową.
– Jestem bardzo zła na mamę! Nigdy mi nie mówiła, że
jestem ładna.
Poklepałem jej dłoń.
– Myślisz, że jestem ładna?
Zrobiłem minę wyrażającą: „Ojej”, po czym puściłem do niej
oko.
– Denerwuje mnie to. Wiesz, kiedy faceci ignorują mnie
jak jakiegoś nerda. Gdybym umiała
malować usta, tobym używała tej przeklętej szminki! Chcę tylko, żeby dla
odmiany jakiś przystojniak zauważył właśnie mnie.
– W zupełności to rozumiem. – Miałem niedługo
odebrać ciuchy z pralni, a dziewczyna wciąż nawijała, chociaż pierwotnie
założyłem, że zajmie jej to znacznie mniej czasu.
– No wiem. – Shell westchnęła beznadziejnie.
Czułem mrowienie w ciele, chciałem poprawić jej posturę, przywiązując ją do
krzesła i kładąc jej na głowie książkę. – Chciałabym tylko…
Wiecie, czego ja bym chciał? Cofnąć się w czasie i umówić ją
z moim partnerem Leksem. Kurde, gaduła z niej.
– To głupota, prawda?
Cholera. Wtopa. Co chciała?
– Nie mówisz żadnych głupot. – Ostatecznie
zdecydowałem się na bezpieczną, ogólną uwagę.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Sukces.
– Dzi-dzięki. – Kolejny szeroki uśmiech. – Wiesz,
można się przy tobie wygadać.
Przecież zawsze płaciły mi za słuchanie. Zawsze.
Shell skupiła wzrok na moich ustach. Oho, to zaczynamy.
Musiałem jednak przyznać, że zaliczała kolejne etapy, które zawarłem w
podręczniku strategii o wiele szybciej, niż przewidywałem.
– Ciacho… z ciebie.
– Wiem – przyznałem znudzony. – Tylko nie
zapominaj, że jesteś moją klientką. Pomagam ci, abyś mogła pomóc sobie.
Zmarszczyła brwi.
– Czyli nie umawiasz się ze swoimi klientkami?
Nie, ponieważ moje klientki były już w kimś zakochane, a ja
nie miałem czasu zgrywać bohatera. Prawie zawsze doprowadzałem do jakiejś
katastrofalnej sytuacji, by obiekt westchnień dziewczyn mógł je wybawić z
opresji i umocnić tym ich związek oraz położyć kres uwielbieniu, jakim mnie
obdarzały. Jeśli się nad tym zastanowić, miało to sens. W końcu miałem do
czynienia z kobietami tak złaknionymi uwagi mężczyzn, że z trudem przychodziło
im odróżnienie moich zagrań od prawdziwych uczuć. To dlatego zawsze jasno
wykładałem swoje zasady.
– Nigdy – potwierdziłem chłodno. – Shell,
kochaniutka. Wyślę ci e-mail z planem na przyszły tydzień. Daj znać, jeśli coś
ci nie będzie pasowało, ale nie dzwoń, rozumiesz?
Powoli kiwnęła głową.
– Ograniczaj się do SMS-ów i e-maili. Nie będziemy
rozmawiać przez telefon. A jeśli zobaczysz mnie na kampusie, to udawaj, że się
nie znamy. Pomijając interesy, jesteśmy sobie obcy. A jeśli ktoś zapyta cię o
spółkę Skrzydłowi…
Westchnęła.
– Wiem, wiem. Mam im dać czerwoną wizytówkę z logiem
Supermana z przodu oraz wielkim „S” po
drugiej stronie.
Puściłem do niej oko. Nasze wizytówki były genialne.
Wyglądały jak głupie karty z Supermanem, mimo że na odwrocie zawierały
informację. A informacja zawsze skrywała się w szczegółach, którym ludzie
rzadko poświęcali uwagę.
– Świetnie. – Wstałem, po czym wyciągnąłem rękę. – Potrzebuję
zaledwie siedmiu dni.
Zerknęła na baristę, który bez skrupułów próbował zabić mnie
wzrokiem.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz.
Przewróciłem oczami, przytulając ją, by dać jej szybkiego
buziaka, a następnie wyszeptałem:
– Nigdy się nie mylę.
– Pachniesz przyprawami.
Ooo, jak uroczo. Prawi mi komplementy. Może wystarczy sześć
dni, skoro cały jeden dzień ze szkolenia był przeznaczony na naukę łechtania
męskiego ego. Tylko popatrzcie, jak mój robaczek szybko się uczy!
– Dzięki. – Położyłem dłoń na jej plecach i
wyszliśmy z kawiarni.
– Pa, Ian. – Podeszła do czerwonej hondy, a potem
wsiadła do auta. Cholera, a wziąłem ją za dziewczynę jeżdżącą zieloną jettą. No
cóż, nie zawsze można mieć rację.
Telefon zadzwonił, kiedy ledwie zdążyłem usiąść w moim range
roverze.
– Jak sobie radzi? – Dotarło do mnie ziewanie
Leksa. Przypuszczałem, że wciąż był zakopany w e-mailach, skoro od Nowego Roku
dzieliły nas zaledwie dwa tygodnie. To oznaczało, że każdy czuł przymus, by
wymyślić jakieś postanowienie, dzięki któremu odmieniłby swoje życie. – Bo
masz piekielnie długą listę oczekujących, więc jeśli z tej dziewczyny nic nie
będzie, to mam już na jej miejsce inną, która zaproponowała usługi seksualne za
przesunięcie jej na początek kolejki.
– Skreśl ją – warknąłem. – Skoro wie, jak
działają te sprawy, to wie też, jak upolować sobie faceta.
– Zapamiętam. – Lex się zaśmiał.
Zapisałem sobie w pamięci, że mam dopilnować, by
rzeczywiście skreślił tę laskę, a nie składał jej obietnic bez pokrycia, żeby
tylko nie musiał się wysilać, by ją zaliczyć.
– O – zaczął przyjaciel. – Gabi powiedziała,
że jeśli nie zjawisz się dziś na kolacji, to przyklei ci łapy do penisa. Chociaż
sama opisała to znacznie bardziej obrazowo.
– Jak zawsze. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Napisz
do niej, że już jadę.
– Dobra – powiedział, po czym się rozłączył.
Nie wybrałem tego życia. Przecież nie wstałem pewnego dnia i
nie pomyślałem sobie, że zajefajnie byłoby pomagać trzpiotkom zdobyć
wymarzonego chłopa. A zanim prychniecie i odejdziecie z przytupem, zaznajomcie
się z faktami, które przedstawiają się następująco: prawie sześćdziesiąt
procent kobiet wychodzi za mąż za faceta mniej atrakcyjnego niż one same, co
oznacza, że większość przedstawicielek płci pięknej decyduje się związać z
mężczyzną o figurze ojca. Mężczyzną, który zapewne będzie zarabiał mniej od
nich, nigdy nie doczłapie się na siłownię, będzie wsuwał parówki na śniadanie,
obiad oraz kolację i, nie oszukujmy się, będzie potrzebował viagry, gdy stuknie
mu czterdziestka.
Te dane można zaczerpnąć z internetu.
Kobiety są z natury niepewnymi istotami, dlatego jeśli wciąż
się nie ustatkowały przed skończeniem trzydziestu pięciu lat, najprawdopodobniej
poślubią pechowca z łysiną i o złotym sercu.
I nie ma w tym nic złego.
Tylko to tak, jakby spośród psiaków w schronisku wybrać tego
o leniwym spojrzeniu, ponieważ jest ci go szkoda, a poza tym nie masz
wątpliwości co do tego, że mały drań nigdy ci nie zwieje.
Na czym zatem polega różnica między dwoma rodzajami
ustatkowania się?
Pierwszy jest uroczy. Mówimy tu o psiaku o leniwym
spojrzeniu, chociaż w tym przypadku raczej mamy na myśli mężczyznę, który jest
najlepszym, co może się przytrafić danej dziewczynie. Dobiorą się jak w korcu
maku. Stworzą jedną z tych par, które trzymają się w miejscach publicznych za
ręce, sprawiając, że zastanawiasz się, czy dziewczyna jest ślepa. Ta seksowna
wysoka mamuśka oraz niski tatulek. Dziewczyna z bractwa oraz facet z mięśniem
piwnym wypukłym. Cheerleaderka oraz kujon.
Świat z jakiegoś powodu akceptuje takie związki. Ja zaś to
rozumiem.
Czego natomiast nie rozumiem? Nie pojmuję rozpaczliwego w
swojej naturze i wynikającego z niepewności ustatkowania się.
Jasne, to zdarza się dość rzadko.
Niemniej zjawisko to zaczyna występować coraz częściej.
Biorą w nim udział: dziewczyna, która nigdy nie osiągnęła
pełni swojego potencjału, oraz mężczyzna gorszy od tego, jakiego mogłaby
zdobyć. Wspomniana partnerka jest tą cichą, której nikt nie nauczył, jak robić
makijaż. To pulchna, zajadająca uczucia kaczuszka, która jest tak zabawna, że
jej drugą połówką powinien być rozgrywający z drużyny futbolu.
To osoby, między którymi nigdy nie zaskoczyło.
To moja siostra.
Cicha, nieśmiała, odrobinę zdesperowana, acz olśniewająca.
Kiedyś ogromnie durzyła się w moim koledze z drużyny. A gdy mówię ogromnie, to
mam na myśli tak bardzo, że pewnego razu, gdy spędzał u nas czas czwartego
lipca, wjechała w skrzynkę na listy.
Najgorsze w tym jest to, że ona też mu się podobała, ale
przez swoją niepewność oraz skrępowanie nigdy nie zdecydowała się do niego
startować. Za bardzo się bała, by wykonać kolejny krok i wyjść mu na spotkanie.
A ja byłem wtedy zbyt skupiony na sobie, by się tym przejąć,
poza tym zmusiła mnie, żebym przysiągł, że nie będę się wtrącał.
Minął rok. Chłopakowi znudziło się czekanie, ona miała dość
„odrzucenia”. Tym oto sposobem spiknęła się ze swoim partnerem z zajęć
laboratoryjnych – Jerrym.
A teraz jest żoną frajera, który uważa gry komputerowe za
sport olimpijski. Ponadto sądzi, że kiedy skończy mu się piwo, magiczna wróżka
browarnicza uzupełnia nocą zapasy, gdy on śpi. Ten idiota pewnie myśli też, że
bizony wyginęły.
Jak się potoczyły losy mojego kumpla? Zwerbowano go do
drużyny Steelers, ostatnio nawet występował w reklamie Nike.
Kiedy dziewięć miesięcy temu, podczas przyjęcia urodzinowego
siostry, siedziałem u niej na kanapie, coś w moim życiu zaskoczyło. Straszliwy
ból kolana, który wtedy mi doskwierał, był niczym w porównaniu do wyrazu, jaki
pojawił się na jej twarzy, gdy zobaczyła na ekranie telewizora mojego dawnego
kumpla. Jerry darł się w tamtej chwili, by zajęła się dzieckiem, żeby on mógł
spokojnie grać na Xboksie.
Siostra zasługiwała na kogoś lepszego. Wciąż zasługuje. Tak więc objawienie spłynęło na mnie, gdy
obkładałem kolano lodem po niefortunnym zdarzeniu, nad którym wolałbym się nie
rozwodzić.
Byłaby o wiele szczęśliwsza, gdyby tylko była bardziej pewna
siebie, gdyby umiała interpretować pewne znaki, gdyby wiedziała, jak zdobyć
faceta, na którego naprawdę zasługiwała. Jej życie mogłoby się potoczyć inaczej
zaledwie za sprawą odrobiny wiary w siebie. Gdyby jednak potrafiła odczytywać
zachowanie mężczyzn i rozumieć pewne sytuacje? Cholera, aby odmienić życie,
wystarczyłoby, żeby poznała przynajmniej jedną
zasadę z mojego podręcznika.
Nie utknęłaby w Yakimie, w stanie Waszyngton, która znana
jest jako waszyngtoński odpowiednik Palm Springs, ale, w mojej opinii, stanowi
gorszy ośrodek handlu narkotykami oraz centralę gangów niż Los Angeles.
Moja siostra to dziewczyna ze Seattle, która mieszka w
otoczeniu krów, narkotyków i traktorów, a na cotygodniową randkę chadza do
Applebee’s.
Sprawę pogarsza to, że nie może wrócić do Seattle, bo jej
mąż przejmie rodzinne przedsiębiorstwo związane z traktorami, a poza tym cały
jego klan osiadł w tamtej mieścinie już przed czterdziestoma laty. Nic więc nie
mogłem na to poradzić. A siostra nie mogła oczekiwać ode mnie nic prócz tego,
że czasami do niej zadzwonię czy napiszę.
Tym oto sposobem utknęła w piekle, dopóki nie nastąpi w ich
życiu jakaś zmiana. Czy się na to zanosiło? Nie, wydawało się, że prędzej już
zapanuje na świecie pokój.
Dlatego ją straciłem.
Jedyną rodzinę, jaka mi pozostała.
No, może prócz Gabi, ale ona się nie liczy, skoro nie łączą
nas więzy krwi. Poza tym zapewne zadźgałaby mnie jakąkolwiek ostrą rzeczą, jaką
akurat miałaby pod ręką, gdybym nazwał ją siostrą. Miało to jakiś związek z
tym, że nie chciała, by wszyscy wolni faceci dali nogę, kiedy dowiedzieliby się
o naszej więzi. W liceum zdarzyło mi się raz zagrozić jakiemuś chłystkowi i od
tamtej pory nie opowiada mi o swoich podbojach, jeśli w ogóle się z kimś
spotyka.
Przeszły mnie ciarki. Kiedy Gabi wkłada krótką spódnicę,
rozbudza się we mnie silny instynkt opiekuńczy. Nagle pragnę nauczyć się szyć,
by dodać jej ubraniu trochę długości.
Tym oto akcentem kończy się moja opowieść.
To tak doszło do założenia spółki Skrzydłowi.
Pomyślcie o randkowaniu jak o meczu futbolu. Zawodnicy
dniami, tygodniami, czasami nawet latami zapamiętują zasady, które trener
zapisał w swoim podręczniku strategii. Tak to działa. Nie wystarcza sam talent
do gry – trzeba też odczytywać sytuację na boisku, a także zamiary
przeciwnika.
Na tym opiera się nasza działalność. A co, jeśli można
byłoby nauczyć się randkowania z książki? Opracowaliśmy zasady uwzględniające
każdą sytuację mogącą wystąpić w związku, ponadto nasz program odnosi sukces. W
gruncie rzeczy stworzyliśmy randkową wersję Raportu
mniejszości. Potrafimy przewidzieć „randkowe fiasko” zanim do niego dojdzie
i wprowadzamy w nasz plan odpowiednie poprawki.
Nie ma w tym żadnej dramy. Nie jestem smutnym, samotnym
draniem, któremu przydałaby się terapia, ponieważ rodzice ignorowali mnie, gdy
byłem dzieckiem – choć rzeczywiście nie poświęcali mi za dużo czasu i
zapewne nie zmieniłoby się to do teraz. Zginęli jednak w katastrofie lotniczej,
kiedy miałem siedem lat.
Dziewczyna z sąsiedztwa nie złamała mi serduszka, rzucając
mnie dla najlepszego przyjaciela wkrótce po tym, jak w końcu się mną
zainteresowała. Proszę was. Widziałyście mnie?
I nie, nie próbuję wynagrodzić sobie pewnych drobnych
niedociągnięć. Poza tym już ustaliliśmy, że nie ma we mnie nic drobnego.
Jestem bogaty.
Genialny – zapytajcie moich wykładowców.
Przystawia się do mnie więcej dziewczyn, niż mężczyzna nawet
z moim popędem może zaliczyć.
Zasadniczo jestem współczesnym Supermanem ratującym kobiety
przed nimi samymi, a mój najlepszy przyjaciel, Lex, zgrywa mojego przybocznego.
Odpowiem wam, zanim zapytacie: tak, to do kitu. Wkurzam się,
że nie mogę grać w NFL[1],
ale kiedy nie możesz grać, to… uczysz.
A ja byłem kimś więcej niż byle zawodnikiem.
Byłem graczem.
[1] National
Football League – największa zawodowa liga futbolu amerykańskiego (przyp.
red.).
W wielu dyscyplinach sportu.
I… pośród kobiet.
Byłem najlepszy.
Kto więc lepiej niż prawdziwy gracz nauczy kobiety, jak nie
dać się podejść?
Otóż to.
Nie zacząłem nowego rozdziału w życiu, po prostu nauczyłem
się korzystać z tego, co potrafię. Czyż to nie genialne? Absolutnie.
Zakląłem, prawie wjeżdżając w małą corollę przede mną, gdy z
głośników popłynął dzwonek przypisany do numeru Gabi.
– Tak? – spytałem na powitanie. – Czemu zawdzięczam
tę przyjemność?
– Nie jestem twoją klientką, Ian! – wrzasnęła. – Nie
bajeruj mnie tonem trenera! Obiecałeś mi coś!
– Rzeczywiście. – Tylko co takiego obiecałem?
Wieczór filmowy? Chyba tak. Kiedy zapaliło się zielone światło, w głowie wciąż
miałem pustkę. Ktoś za mną zatrąbił, więc ruszyłem.
– Zapomniałeś, prawda?
– O naszym dzisiejszym spotkaniu? – Zaśmiałem się.
– Jasne, że nie.
– Czasami zastanawiam się, dlaczego się przyjaźnimy.
– Ponieważ lubisz na mnie patrzeć, gdy śpię?
– To zdarzyło się tylko raz, Ian! – Głośno
zaklęła. – Masz szczęście, że potrafię wybaczać. Urządzam powitalną
imprezkę dla moich dwóch nowych współlokatorek, a ty miałeś przywieźć chipsy i
sos. Impreza zaczęła się pół godziny temu.
To byłoby na tyle, jeśli chodzi o odebranie ubrań z pralni.
– Wpisałaś tę imprezkę do mojego kalendarza?
– Ty i ten twój przeklęty kalendarz! – znów
wrzasnęła. – Przepraszam, że nie mam wolnej chwili, by zalogować się do
Gmaila i nanieść spotkanie do twojego dziennika, żebyś znalazł dla mnie czas.
– Leksowi byłoby łatwiej, gdybyś wpisywała się do
harmonogramu.
– Wiesz, że ostatnio Lex jest dla ciebie bardziej suką
na posyłki niż przyjacielem?
– Ostro – powiedziałem, tłumiąc słowo kaszlem. – Módl
się, żebym mu tego nie powtórzył.
Zamilkła. Zawsze milczała, gdy rozmowa zbaczała na temat
Leksa. Ona udawała, że nie planowała podpalić jego łóżka, kiedy ten będzie w
nim spał, a ja udawałem, że nie widzę jak podczas kłótni sprawia wrażenie
złaknionej uwagi mojego kumpla, nieważne jak negatywnej.
Problem jednak istniał i był dość poważny.
Westchnąłem.
– Przepraszam, Gabs. Będę za kwadrans, dobra?
– Oby – zagderała, po czym się rozłączyła.
Z głośników znów popłynęła muzyka. Szybko wjechałem na
parking przy najbliższym sklepie spożywczym, a następnie pobiegłem po obiecane
przekąski, jakby goniły mnie ogary piekielne. Im więcej miałem na głowie, tym
bardziej zawodziła mnie pamięć, dlatego umieściłem w sieci swój kalendarz, do
którego dostęp mieli nawet wykładowcy, na wypadek gdybym nie zjawił się na
zajęciach, chociaż byłem asystentem. Do tego miałem same piątki, więc
wyszkoliłem grono pedagogiczne, by starannie pilnowali mojego terminarza, co
wynagradzałem im bonusem w postaci prowadzenia zajęć, gdy oni mieli ważniejsze
rzeczy do roboty.
Zgarnąłem z półek mnóstwo paczek chipsów oraz słoików z
sosem – przekąsek pełnych pustych kalorii – po czym jęknąłem, gdy
dostrzegłem, że otwarta była tylko jedna kasa, a stojący przede mną w kolejce
mężczyzna miał dziesięć kuponów.
Byłem gotów zapłacić za jego zakupy, jeśliby mnie
przepuścił.
– Mogę pana obsłużyć – dziarsko zaproponowała
dziewczyna po mojej prawej.
Na moją twarz powoli wypłynął uśmiech, gdy się do niej
odwróciłem.
– O, wow. Dziękuję.
Dziewczyna się zarumieniła i włączyła światełko przy kasie.
– Hmm, wybiera się pan na imprezkę? – Skaner
piszczał, gdy sczytywała kody produktów.
– To dla siostry. Niezupełnie prawdziwej siostry.
Jestem palantem, który zapomniał przynieść przekąski.
– Nie wygląda pan na palanta – powiedziała
gardłowo, unosząc brwi.
– Może pani powinna jej to powiedzieć. Uratowałaby mnie
pani przed płaszczeniem się, by mi wybaczyła…
Oczy jej zaiskrzyły.
– Kończę za dziesięć minut.
– Oj, wystarczyłoby mi pięć. Góra.
– Co?
– Góra od pani stroju – wskazałem jej białą koszulkę
– pięknie pasuje do odcienia pani skóry.
Zrobiła wielkie oczy.
Czasami podryw był aż zbyt łatwy.
Jeśli podobał wam się fragment i czujecie się zaciekawieni to zapraszam do zakupu książki na;
Empik.com -> Klik
TaniaKsiążka.pl -> KlikLivro.pl -> Klik
Nie... zupełnie nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńAutorkę uwielbiam więc jej książki kupuje po prostu w ciemno <3
OdpowiedzUsuńSuper to będzie moje pierwsze spotkanie z tą autorką.
UsuńTeraz, kiedy zbliża się jesień, szukam bardziej mrocznych i cięższych klimatów książkowych. 😊
OdpowiedzUsuńNo mroczne tez by się przydały :)
UsuńJuż nie mogę się doczekać kiedy to przeczytam :)
OdpowiedzUsuń